Pukając do bram piłkarskiego nieba...


Fragment meczu Żalgiris - Astana, fot. Autora
Bezbramkowym remisem zakończył się pierwszy mecz 2. rundy kwalifikacji piłkarskiej Ligi Mistrzów, w którym wileński Żalgiris podejmował na Lipówce mistrza Kazachstanu FC Astana. Wynik nie krzywdzi żadnej ze stron, ale to wilnianie – dość niespodziewanie – bliżsi byli zwycięstwa. Za swoją postawę zebrali po meczu gromkie oklaski licznie zgromadzonej widowni. "Moi piłkarze zagrali bez ambicji, co najwyżej na 50 procent swoich możliwości" – pieklił się po końcowym gwizdku bułgarski trener Kazachów Stanimir Stoiłow. "Nie zastanawiam się na ile procent zagrali moi gracze, ale wiem, że każdego z nich stać, by zagrać jeszcze lepiej" – ripostował szkoleniowiec Żalgirisu Valdas Dambrauskas. Rewanż już w przyszłą środę w Kazachstanie. Do kolejnej rundy wilnian premiować będzie zwycięstwo i każdy bramkowy remis, ale będzie o to piekielnie trudno.
Jeszcze nie umilkły echa zakończonych w niedzielę we Francji finałów piłkarskiego EURO 2016, a już od kilku tygodni futbolowi kibice mogą się emocjonować kwalifikacjami w rozgrywkach o europejskie puchary klubowe. Pierwsza runda eliminacji na przełomie czerwca i lipca katastrofalnie zakończyła się dla wszystkich trzech litewskich zespołów, które startowały w Lidze Europy. Na tym etapie – co było do przewidzenia – z rywalizacją pożegnały się Atlantas Kłajpeda oraz Suduva Mariampol, ale niestety także i rewelacyjnie spisujący się w mistrzostwach Litwy FK Trakai z podwileńskich Trok. Z estońskim Nomme Kalju powinien był sobie poradzić, ale po zwycięstwie na własnym boisku 2:1 w Tallinnie przegrał nieoczekiwanie aż 4:1...  

W ten sposób na polu walki o europejskie trofea pozostał tylko wileński Żalgiris, który rywalizację o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów rozpoczął w 2. rundzie od dwumeczu z kazachskim klubem Astana. I to właśnie Kazachowie byli zdecydowanym faworytem: przed rokiem właśnie FC Astana jako pierwsza drużyna z Kazachstanu przeszła zwycięsko eliminacje pucharowe i nieoczekiwanie dla całej piłkarskiej Europy zameldowała się w fazie grupowej Ligi Mistrzów, gdzie w rywalizacji z Atletico Madryt, Benfiką Lizbona i Galatasaray Stambuł wcale nie okazała się chłopcem do bicia. 

Wylosowanie rywali z Kazachstanu zawsze było traktowane jak przekleństwo. Jeszcze kilka lat temu wyłącznie ze względu na odległość. Koszty podroży są olbrzymie, a atrakcyjność marketingowa przeciwnika jest żadna. Na osłodę pozostawało jednak prawdopodobieństwo awansu bliskie pewności. Olbrzymie nakłady kazachskich oligarchów w klubowy futbol, transfery coraz lepszych trenerów i graczy, sprawiły jednak, że to zespoły spod chińskiej granicy stały się faworytem rywalizacji na wstępnych etapach europejskich kwalifikacji. 

W ostatnich latach sporo (jak na warunki litewskie) zainwestowano także w Żalgiris. Pozycję hegemona słabej krajowej ligi pozwoliło zbudować to bardzo szybko, ale marzenia idą bez wątpienia dalej. Co najmniej ku fazie grupowej Ligi Europy. By móc się do niej zbliżyć trzeba jednak najpierw przejść drugą rundę kwalifikacji Ligi Mistrzów. A to zadanie piekielnie trudne. Przed rokiem na tym etapie Żalgiris zaprezentował się nad wyraz pozytywnie. Bezbramkowo zremisował na wyjeździe z faworyzowanym mistrzem Szwecji Malmoe FF i miał swoje szanse, by u siebie przechylić szalę na własną korzyść. Doświadczenie było jednak po stronie rywali. Wilnianie nie wykorzystali swoich okazji, oni umieli zadać decydujący cios i po skromnym 1:0 przeszli dalej. 

Celem gospodarzy w meczu z Astaną było przede wszystkim nie popełnić błędu w defensywie i za wszelką cenę gola nie stracić. Zrealizowali ten plan bardzo dobrze. Zagrali z tyłu nadzwyczaj uważnie i ofiarnie. Bramki nie stracili, a faworyzowani przeciwnicy po prawdzie nawet nie bardzo mieli jakieś szczególne sytuacje, by coś ustrzelić. Było oczywistym, że przy takiej taktyce Żalgiris będzie miał w tym spotkaniu co najwyżej kilka okazji by, zdobyć bramkę.

Poza wspomnianą Kaludjerovicia dopracował się jeszcze dwóch, obu po przerwie. Jedną nawet na gola zamienił, ale sędziowie słusznie dopatrzyli się pozycji spalonej Kaludjerovicia, który zgrywał piłkę przed pole karne do Elivelto i fakt, że ten ostatni po rękach brakarza trafił do siatki dla wyniku meczu nie miał znaczenia. Drugą okazję kwadrans przed końcem zmarnował holenderski lewy obrońca wilnian Donovan Slijngard. Bardzo dobrze podłączył się do ataku (szkoda, że czynił to w meczu niezwykle rzadko), dostał znakomitą piłkę od Elivelto, ale z ostrego kąta posłał ją tylko w słupek. Należy jeszcze docenić niezwykle mocny strzał z dystansu Slavko Blagojevicia, który z trudem odbił na róg bramkarz Astany i to byłoby na tyle z tego, co udało się stworzyć wilnianom z przodu. 

"Żalgiris pokazał, że jest bardzo dobrze zorganizowaną drużyną, grającą spokojnie, bez paniki w tyłach" – chwalił wilnian po meczu trener Astany Stojłow – "Moi piłkarze natomiast bardzo mnie zawiedli, zagrali bez ambicji, tak się nie gra w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Jeśli chcemy awansować dalej, u siebie musimy zagrać zdecydowanie lepiej". Tym samym potwierdziły się niejako słowa Stojłowa, który przed meczem, jakby czując pismo nosem, wyraźnie podkreślał, że na boisku nie grają budżety, tylko piłkarze i wygrywają ci, którzy lepiej grają. Stoiłow przypominał, że ubiegłoroczny awans i sukcesy Astany w Lidze Mistrzów to już historia, a teraz wszystko zaczyna się od nowa. Sportowcy chyba jednak nie uwierzyli trenerowi i myśleli, że mecz w Wilnie wygra się sam.

W niczym nie umniejsza to jednak sukcesu Żalgirisu, a takim jest bez wątpienia bezbramkowy remis z zespołem, który w ubiegłorocznej edycji Champions League napsuł sporo krwi takim firmom, jak Atletico Madryt, Benfica Lizbona i Galatasaray Stambuł. Wilnianie dowiedli, że specjalne przygotowania do tej rywalizacji z obozem w Słowenii włącznie, naprawdę poparte są wiarą, że Kazachów można przejść. "Musimy dalej wierzyć w siebie i robić swoje" – komentował po meczu litewski szkoleniowiec Valdas Dambrauskas – "Przekonaliśmy się dzisiaj naocznie, że to tacy sami ludzie, jak my. Mistrz Gibraltaru pokonał Celtic Glasgow, dlaczego my nie mielibyśmy pokonać Astany?".

Dambrauskas, rzecz jasna, żałował niewykorzystanych szans: "Żalgiris nigdy nie jest zadowolony z 0:0, chcemy wygrywać i zdobywać gole, bo to cieszy kibiców. Swoją drogą, dziękuję im, że przyszli na ten ważny mecz tak licznie, szkoda, że nie chodzi ich tak wielu na spotkania ligowe. Fakt, że nie straciliśmy u siebie gola to jednak dobra sprawa, jeśli uda nam się trafić w Kazachstanie rywale będą potrzebować już dwóch bramek. Sprawa awansu jest otwarta, przed rokiem byliśmy blisko w rywalizacji z Malmoe FF, teraz organizacja naszej gry jest moim zdaniem jeszcze lepsza."
 
Rewanż w Astanie w przyszłą środę o godzinie 17.00 czasu wileńskiego. A już w najbliższy piątek losowanie, które wyłoni przeciwnika w trzeciej rundzie kwalifikacji dla lepszego w rywalizacji mistrzów Litwy i Kazachstanu. Trzecia runda to już natomiast pewność, że nawet w wypadku potknięcia, jest jeszcze szansa dostania się do fazy grupowej Ligi Europy, czego nigdy dotąd nie dokonał żaden litewski zespół. Natomiast porażka w rundzie drugiej to definitywne rozstanie z piłkarską Europą. W Kazachstanie będzie się więc o co bić.
 
Jarosław Tomczyk


Žalgiris Wilno – FC Astana 0:0

Žalgiris:
Saulius Klevinskas - Egidijus Vaitkūnas, Linas Klimavičius, Mamadou Mbodjis, Donovanas Slijngard, Mantas Kuklys, Slavko Blagojevič, Linas Pilibaitis (59‘ Matija Ljujič), Saulius Mikoliūnas (64‘ Elivelto), Vytautas Lukša, Andrija Kaludjerovič.
 
FC Astana: Nenad Erič - Marin Aničič, Nemanja Maksimovič, Serikžan Mužnikov, Agim Ibraimi (79‘ Askhat Tagybergen), Igor Šitov, Tanat Nuserbajev (71‘ Junior Kabananga), Patrik Twumasi (90+2‘ Djordje Despotovič), Juri Logvinenko, Dmitrij Šomko, Roger Canas.