"Wołyń" Smarzowskiego już w kinach w Polsce


Plakat promujący film "Wołyń", fot. materiały prasowe
Na ekrany polskich kin wszedł film "Wołyń" w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Opowiada o bolesnych wydarzeniach - o rzezi wołyńskiej, to film, o którym reżyser mówi, że jest nakręcony "przeciw nienawiści i nacjonalizmowi". Podczas trwającego obecnie w Wilnie Festiwalu Filmu Polskiego "Wołyń" nie zostanie jeszcze pokazany, być może organizatorzy zadbają o wprowadzenie go do programu kolejnego przeglądu polskich filmów na Litwie. Z pewnością jednak warto, tym bardziej, że w Polsce "Wołyń" stał się okazją dyskusji już w trakcie kręcenia.
"Po projekcjach «Róży» ludzie milczeli ze ściśniętymi gardłami, a potem rozmawiali ze mną o swoich emocjach. Pomyślałem więc, że może kiedyś znowu nakręcę film historyczny. Wpadły mi wtedy w ręce relacje ocalałych z rzezi wołyńskiej. To było w 2012 r., długo przed ukraińskim Majdanem" - mówi reżyser o początkach myślenia nad filmem, który opowiada o tym, co wydarzyło się przed laty na Wołyniu. Scenariusz Wojciech Smarzowski napisał sam, na kanwie opowiadań Stanisława Srokowskiego.

Opowiedziana w filmie historia rozpoczyna się w 1939 r., tuż przed wybuchem II wojny światowej, w wiosce na południowym Wołyniu. 17-letnia Polka Zosia (Michalina Łabacz), zakochana w młodym Ukraińcu, dowiaduje się na weselu swojej siostry Heli, że ojciec postanowił wydać ją za mąż za bogatego sołtysa, Macieja Skibę (Arkadiusz Jakubik). Wesele siostry staje się więc jednocześnie końcem beztroskiego życia Zosi. Smarzowski tak, po mistrzowsku, skomponował fabułę, że w sekwencji weselnych wydarzeń skumulowane są wątki, które mają wybrzmieć w filmie później. Opowieść kończy się w 1943 r., gdy dochodzi do rzezi.

Po wybuchu wojny na Wołyniu nasilają się antypolskie nastroje, do głosu dochodzą ukraińscy nacjonaliści. Mija kilka lat, narasta terror, rośnie niebezpieczeństwo - ze strony ukraińskiej, niemieckiej i rosyjskiej. W końcu zaczynają się masowe morderstwa. Zosia musi temu wszystkiemu stawić czoła. Nie ma tu podziału na dobrych i złych. Są Ukraińcy, którzy mordują, i tych jest oczywiście najwięcej, ale są też tacy, którzy pomagają. Są też Polacy, którzy mszczą się na mordercach, stosując takie same, jak oni metody.

"Musiało tu być skalowanie okrucieństwa. Nigdy nie robiłem takiego filmu, bym podczas pracy tak bardzo uważał, chuchał na zimne. Temat jest delikatny, a tajemnica tkwi w wyważeniu proporcji. Ten film na pewno wzbudzi emocje, ale one opadną. Politycy powinni stworzyć dobry klimat do pracy dla historyków, polskich i ukraińskich, a naukowcy z kolei powinni skonfrontować dowody, a potem wydać wspólny komunikat, który trafiłby do podręczników naszych dzieci" - mówi reżyser. I dodaje: "Wierzę, że po jakimś czasie ten film będzie pracował na oczyszczenie relacji polsko-ukraińskich".

"Wołyń" stał się powodem dyskusji zanim wszedł na ekrany. 

"Dobrze, że «Wołyń» powstał. O wspólnej historii należy rozmawiać, ale historia nie powinna prowadzić do pogorszenia stosunków, bo w takiej sytuacji będziemy tę historię powtarzali i nie będziemy wyciągać z niej wniosków. Mam nadzieję, że nasze relacje będą dobre, ale historii trzeba się uczyć i najważniejsze, by różni politycy z dwóch stron nie starali się jej wykorzystać dla swoich celów, bo to będzie szkodą dla naszych narodów i będzie radością dla naszego wroga, Rosji" - uważa ukraińska lotniczka i deputowana do parlamentu Nadija Sawczenko.

"To film, który prawdziwie i wiernie przedstawia to, co w zbrodni wołyńskiej było istotne. To nie tylko moja opinia, ale również świadków rzezi. Mówili oni, że obraz oddaje ich przeżycia, a jedna z osób nawet stwierdziła, że to film dokumentalny, bo jest dokładną rejestracją tego, co działo się na Wołyniu i tego, co sama zapamiętała. Bardzo dobrze, że ten film nie zaburza tego, co zostało w pamięci świadków zbrodni wołyńskiej. Ale niezależnie od prawdziwości przedstawianych wydarzeń «Wołyń» umożliwia też indywidualne interpretacje" - powiedziała Ewa Siemaszko, która od wielu lat bada zbrodnię wołyńską. 

Tymczasem Adam Balcer ze Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że "obraz Smarzowskiego, będąc artystycznie dziełem bardzo dobrym, ma do prawdy historycznej podejście selektywne i może przynieść odwrotny efekt dla relacji polsko-ukraińskich". "Smarzowski nie próbuje cofnąć się do czasów sprzed II RP, żeby przypomnieć o głęboko zakorzenionej nienawiści wielu wołyńskich ukraińskich chłopów (czasami wywodzących się ze spauperyzowanej szlachty zagrodowej) wobec polskiej arystokracji, a co za tym idzie, wobec wszystkich Polaków. Reżyser podkreśla, że jako artysta nie odpowiada za możliwość wykorzystania filmu przez środowiska nacjonalistyczne przeciw Ukraińcom. Mógł jednak zastanowić się, czy liczne sceny pokazujące Ukraińców - zbrodniarzy maszerujących z flagami, stojących przy ogniskach i wznoszących wielokrotnie okrzyki «chwała Ukrainie, bohaterom chwała» nie skojarzą się przypadkiem wielu Polakom z kijowskim Majdanem" - uważa Adam Balcer. 

Na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w latach 1943-1945 zginęło ok. 100 tys. Polaków i przedstawicieli miejscowej ludności ukraińskiej, żydowskiej, ormiańskiej. Sprawcy zbrodni to Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów - frakcja Stepana Bandery, podporządkowana jej Ukraińska Powstańcza Armia i ludność ukraińska, uczestnicząca w mordach swoich polskich sąsiadów. Terror UPA sprawił, że setki tysięcy Polaków opuściły domy, uciekając do centralnej Polski. Zbrodnia wołyńska spowodowała polski odwet, w wyniku którego zginęło ok. 10-12 tys. Ukraińców, w tym 3-5 tys. na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.

Na podstawie: IAR, PAP, dziennik.pl

Komentarze

#1 Ale..przeciez unia zabrania

Ale..przeciez unia zabrania mowienia o Wolyniu! Duda bedac na Ukrainie nie zlozyl nawet kwiatow na grobach pomordowanych tam Polakow przez bandy UPA...o co zatem tu biega?

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.