W ślad za odkrywcą Troi


Valdas Steponaitis od 30 lat bada tajemnice, ukryte w ziemi, fot. Alina Stacewicz
Tygodnik Wileńszczyzny, 21-27 lipca 2016, nr 29
Jak i Heinrich Schliemann, który odnalazł Troję, Valdas Steponaitis, kierujący Działem Archeologii Okresu Średniowiecza i Nowożytności w Litewskim Muzeum Narodowym, o pasji swego życia zadecydował już w dzieciństwie. Wiele prac znany na Litwie archeolog, od 30 lat odkrywający pogrzebane w ziemi tajemnice, przeprowadził w Wilnie, które nadal dla ludzi jego fachu stanowi miejsce ciekawych odkryć.
- Mniej więcej od 7 roku życia wiedziałem, że zostanę archeologiem. Nie umiałem jeszcze czytać, ale bardzo interesowały mnie ilustracje historyczne w czasopiśmie „Mokslas ir gyvenimas” („Nauka i życie”). Oczywiście, z kolegami z podwórka poszukiwałem skarbów na okolicznych budowach, gdzie znajdowaliśmy potłuczone naczynia - wspomina wybór zawodu Steponaitis. O tym, że wybór jest właściwy, przekonał się, gdy podczas wakacji, w 8. klasie, jako młodociany muzealnik, wziął udział w pracach wykopaliskowych w kopcu grobowym.

Archeologiczny tort

Jak głęboko należy kopać, żeby w naszym kraju trafić na naprawdę cenne znaleziska?

- Na głębokości i 5 centymetrów, i 5 metrów można znaleźć rzeczy jednakowej wartości - mówi Steponaitis. - Wszystko zależy od tego, jak formowały się w tym miejscu warstwy archeologiczne - widoczne w przekroju ziemi ślady poszczególnych zdarzeń z przeszłości. - Bywa, że na głębokości 30 cm znajdziemy warstwę z okresu romańskiego, ale na tej samej głębokości może być i XVII lub XIX wiek.

Archeolog tłumaczy, że wpływ na to ma np. jakość podłoża - czy jest to wilgotna ziemia, czy piasek. W mieście warstwa kulturowa - grunt, w którym można znaleźć ślady działalności człowieka - może stanowić nawet 6 metrów.

Kierownik działu pokazuje zdjęcie miejsca wykopalisk, wyjaśniając, że poszczególne paski w przekroju ziemi - to swoisty tort, czytelny dla archeologa: istniejące tu w odległych wiekach domostwa ucierpiały w pożarze, ich szczątki usunięto, ziemię wyrównano, nawieziono nowej, wybudowano nową zagrodę, której ślady znajdują się w gruncie w postaci różnych pozostałości.

Czas mierzony przedmiotami

Wiek poszczególnych warstw „tortu” szacuje się według znalezisk w tych warstwach.

Dr Kęstutis Katalynas demonstruje renesansowy kafel piecowy z XVI w., odnaleziony podczas wykopalisk w podziemiach domu Barbary Radziwiłłówny (ul. Zamkowa (Pilies) 10), fot. Valdas Steponaitis

- Znajdujesz kawałek potłuczonego naczynia i rozpoznajesz, że właśnie o takich cechach funkcjonowały np. w XIII wieku. O wiele łatwiej jest określić wiek warstwy, gdy znajdzie się monety. Może się zdarzyć, że ze źródeł historycznych wiadomo, iż wtedy a wtedy wybuchł w tym miejscu pożar - można odnaleźć tę warstwę - opowiada Steponaitis.

Jeżeli chodzi o narzędzia pracy, to współczesny archeolog najczęściej pracuje szpachelką, łopatą przerzuca się warstwy, niestanowiące wartości archeologicznej. W poszukiwaniach używa się również wykrywacza metalu, co znacznie ułatwia znalezienie drobnych przedmiotów.

Sama dziedzina archeologii od czasów Schliemanna również ewoluowała, nie tylko pod względem technicznym. Niemieckiego archeologa-amatora nie interesowały rozbite naczynia trojańskie, dzisiejszy zaś poszukiwacz wie, że należy je tylko prawidłowo skleić, a powstanie cenne dzieło; obecnie bada się również naleciałości na naczyniach, które pozwalają wyciągnąć wnioski o diecie ich właścicieli.

Reakcja fachowca

Archeolog opowiada, że sam najczęściej pracował nie nad wykopaliskami miejskimi - to stosunkowo nowa cześć archeologii, dawniej traktowana po macoszemu - zazwyczaj prowadził prace w kopcach grobowych.

- Na wschodzie Litwy usypywanie kopców stanowiło niegdyś podstawowy sposób chowania zmarłych, i przy pochówku szkieletowym, i przy całopalnym (wtedy zwłoki palono niedaleko kopca, w którym, np. w worku, zakopywano pozostałe kości, prochy, upiększenia) - tłumaczy Steponaitis, pokazując zdjęcie kopca z V wieku. - Chowano tak zarówno ludzi bogatych, jak i biednych, groby różnią się tylko średnicą nasypu, mogą stanowić i 20, i 6 metrów.

Odkopywanie miejsc pochówku może wzbudzać dreszcz emocji - np., gdy odkrywa się szczątki zalane wapnem, co znaczy, że ludzie zmarli od choroby zakaźnej. Gdy zostaje się archeologiem, to nie ma innego wyjścia, jak tylko przyzwyczaić się do takiej sytuacji.

- Lekarz również inaczej reaguje na widok krwi niż zwykły człowiek - mówi Steponaitis. - Ale jeżeli chodzi o własne doświadczenie, to podczas moich pierwszych wykopalisk w miejscu pochówku odkryto szczątki ludzkie, ułożone jedne na drugich, w kilka warstw, przypuszcza się, że to mogiła zmarłych od dżumy. Przyznam, że od razu było trochę nieprzyjemnie, ale później przeczytałem w encyklopedii, że zarazki dżumy utrzymują się przy życiu tylko 100 lat, było zaś wiadomo, że to miejsce pochówku jest starsze, więc się uspokoiłem.

Motylek z kamiennego wieku


Archeolog opowiada, że wydobyte z ziemi przedmioty mogą szybko niszczeć od zetknięcia z tlenem, dlatego należy się odpowiednio na taką sytuację przygotować.

Archeologiczny tort i XVI-wieczny bruk na ul. Bakszty, fot. Valdas Steponaitis

W Świętej znajduje się osada z kamiennego wieku. Ludzie mieszkali nad brzegiem jeziora, które obecnie przekształciło się w bagno. Oprócz badań naziemnych, prowadziliśmy poszukiwania w błocie - przekopaliśmy 6 metrów brzegu. Kopałem i znalazłem motylka, który mienił się wszystkimi kolorami, ale niemożliwe było go zachować - od dostępu tlenu motylek znikł w oczach - wspomina archeolog, dodając, że znalezione drewniane rzeczy, przechowujące się w wilgoci, od razu wiezie się do restauratora, albo samego restauratora zabiera się na wykopaliska, by pokrył przedmioty substancjami ochronnymi, zaimpregnował.

Wyroby z żelaza, by uwolnić od rdzy, restauratorzy nawet wygotowują w odpowiednich płynach, i dopiero zakonserwowany przedmiot trafia do któregokolwiek z litewskich muzeów.

Zbadałeś - zakop

Jak mówi Steponaitis, obecnie prace wykopaliskowe najczęściej są prowadzone przy okazji rozpoczęcia prac budowlanych (przy jakichkolwiek pracach remontowych na terenach zabytkowych najpierw wkraczają archeolodzy). Np. kilka lat temu, gdy zmieniano nawierzchnię, badano wileński Plac Katedralny, co prawda, niezbyt głęboko - na tyle, na ile to było niezbędne do wykładania bruku.

- Warstwa kulturowa jest tam znacznie głębsza i byłoby ciekawie zbadać to miejsce jeszcze raz - przecież tu był ośrodek władzy w mieście, stała siedziba biskupów, część budynków o przeznaczeniu obronnym - mówi archeolog, który uczestniczył w pracach wykopaliskowych również wileńskiego barbakanu - części fortyfikacji z początku VII wieku w kształcie podkowy, wysuniętej niegdyś - dla lepszego obstrzału artyleryjskiego - poza mur miejski.

Jak mówi archeolog, jeżeli pracuje się razem z budowlańcami, to po ukończeniu badań zabiera się narzędzia i znaleziska i opuszcza obiekt, natomiast w wypadku badań prowadzonych specjalnie, miejsce wykopaliska powinno się pozostawić w stanie, jaki zastało się przed pracą.  

- Odkopałeś kopiec grobowy, więc bądź łaskaw go zakopać z powrotem - tłumaczy Steponaitis.

Osunięty grunt na Górze Giedymina - to również obiekt badań archeologów. Znaleziono tu kulę armatnią, pochodzącą najprawdopodobniej z czasów krzyżackich, która utkwiła w górze, także kilka końcówek strzał.

Steponaitis uczestniczył w badaniach archeologicznych na samej górze: należało odnowić system ścieków wodnych i przy tej okazji badacze mogli przeprowadzić wykopaliska.

- To były niewielkie prace, ale odkopaliśmy mur (50-70 cm wysokości, ale to nie cała jego wysokość), który w XV wieku mógł być fragmentem ściany. Ustalenie szczegółów należy do przyszłości, gdyż murek nie jest powiązany z żadnym budynkiem i na dziś nic o tym pomieszczeniu nie wiadomo - mówi archeolog, dodając, że znalezisko jest czasowo zakonserwowane: zabezpieczono je specjalnym materiałem i zasypano ziemią do czasu, gdy będzie możliwość przeprowadzenia dokładniejszych badań.

Na pytanie, czy zdarza się podczas prac spotykać domorosłych archeologów, Steponaitis odpowiada twierdząco. Ale zdarzają się też np. wypadki, gdy płetwonurkowie znajdują jakieś rzeczy pod wodą i przynoszą do muzeum. Według prawa litewskiego, wszystkie rzeczy znalezione w czasie prac wykopaliskowych należą do państwa i ich sprzedaż jest wzbroniona.