Wileńscy Wyklęci


V Wileńska Brygada AK na Białostocczyźnie, 1945 r., fot. ze zbiorów dr. K. Krajewskiego
Obchody ustanowionego w 2011 r. Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych z każdym rokiem nabierają rozmachu. Święto państwowe, obchodzone w dniu 1 marca, gromadzi coraz większe rzesze ludzi, w tym - co bardzo mnie cieszy - głównie młodych osób, które oddają hołd i przywołują pamięci potomnych niezłomną postawę żołnierzy i konspiratorów podziemia antysowieckiego i antykomunistycznego. W całym kraju odbywają się marsze i apele poległych, pod murami komunistycznych katowni i w miejscach straceń, przy symbolicznych grobach, palą się tysiące zniczy. Księża odprawiają nabożeństwa za dusze zamordowanych i zabitych. Kibice piłkarscy wywieszają na stadionach wielkie flagi z podobiznami bohaterów podziemia. Towarzyszą temu historyczne seminaria i wykłady.
W tym roku także i ja miałem swój skromny wkład w dzieło godnego uczczenia niezłomnych spod znaków Armii Krajowej Wolność i Niezawisłość czy Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Zostałem zaproszony do wygłoszenia wykładu, który dotyczył udziału wileńskiego środowiska akademickiego w szeregach podziemia niepodległościowego po 1944 r. Przygotowując się do wystąpienia, analizując życiorysy wileńskich studentów i korporantów akademickich, naszła mnie pewna refleksja szerszej natury. Uzmysłowiłem sobie, jak znaczącą reprezentację wśród Żołnierzy Wyklętych stanowili chłopcy z Wileńszczyzny i Nowogródczyzny.

Historycy szacują, że w latach 40. i 50. (ostatni partyzant poległ w 1963 r.) przewinęło się przez podziemie około 200 tysięcy ludzi. Ilu wśród nich było mieszkańców Kresów północno-wschodnich? W pierwszym roku drugiej okupacji sowieckiej, a więc pomiędzy latem 1944 r. a jesienią 1945 r., na Wileńszczyźnie i Nowogródzczyźnie w oddziałach partyzanckich walczyło kilka tysięcy ludzi. Drugie tyle było w konspiracji. Później formacje podziemia topniały. Tropieni jak zwierzyna, bezwzględnie niszczeni przez wojska wewnętrzne NKGB-MWD/MGB, ale również celnie się odgryzający czerwonym i broniący ludzi przed kołchozacją, żołnierze z orzełkami na rogatywkach, nieśli żagiew oporu i wyjątkowe świadectwo polskości ziem kresowych, niemal do połowy lat 50. W „zawsze wiernej Polsce” ziemi lidzkiej, gdzie podziemie było najlepiej zorganizowane i w 1947 r. właściwie sparaliżowało funkcjonowanie administracji sowieckiej, zaangażowanych w konspirację i walkę było co najmniej 1000 osób. Kolejne setki walczyły na Brasławszczyźnie iczy w powiecie postawskim.

Można bez przesady powiedzieć, że w podziemiu na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie było, zarówno w oddziałach leśnych, jak i konspiracji (bez której wsparcia partyzanci nie mogliby istnieć) kilkanaście tysięcy ludzi. Inni wilnianie stawili czoło bolszewickiej okupacji na obszarach tzw. Polski ludowej - jak wówczas złośliwie mawiano - „Polski aż po Bug”.

Chwałą okryli się partyzanci odtworzonej w Białostockiem V Wileńskiej Brygady, owianego legendą w Macierzy i chyba też na Wileńszczyźnie, mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Znakomita część kadry dowódczej tej jednostki pochodziła z Wileńszczyzny. Także na Podlasiu odtworzono III Wileńską Brygadę, którą wcześniej, za okupacji niemieckiej, dowodził por. Gracjan Fróg, ps. „Szczerbiec”. Ewakuowane do pojałtańskiej Polski struktury komendy Okręgu Wileńskiego AK utworzyły Ośrodek Mobilizacyjny Okręgu AK.

Wielu wilnian - setki, a może nawet tysiące - znalazło się w szeregach innych struktur podziemia antykomunistycznego. Wileński partyzant, Tadeusz Narkiewicz, ps. „Ciemny”, był szefem Pogotowia Akcji Specjalnej (PAS) Narodowego Zjednoczenia Wojskowego w Łomżyńskiem. Poległ jak większość z niezłomnych - otoczony przez funkcjonariuszy resortu bezpieczeństwa i wojsk wewnętrznych (KBW) - popełnił samobójstwo. Nie chciał oddać się żywym, by podczas tortur nie wydać ludzi z wiejskiej konspiracji.

Mikołaja Kuroczkina, ps. „Leśny”, „Polon”, zamordowano strzałem w tył głowy w ubeckiej katowni. Pochodził z rodziny „białych Rosjan”, którzy pozostali w Wilnie po 1920 r. Czuł się Polakiem. Studiował na USB. Z konspiracją związał już w okresie litewskiego zarządzania Wilnem, w grudniu 1939 r. Następnie służył u „Szczerbca” w legendarnej wśród wilniuków - III wileńskiej brygadzie AK. Potem walczył na Białostoczyźnie. W końcu został mianowany szefem PAS NZW na Śląsku. Jak większość z zamordowanych - nie ma swojego grobu.

Ikoną „Wyklętych” w Polsce jest rtm. Witold Pilecki. Ochotnik w 1919 r. Walczył o Polskę, bijąc się z bolszewikami i Litwinami w wojnie o niepodległość i granice. W okresie międzywojennym gospodarzył w majątku ziemskim pod Lidą. Był żarliwym katolikiem i utalentowanym artystą. Stworzył m.in. wspaniałe witraże w parafialnym kościele w Krupowie pod Lidą. W czasie okupacji był w Warszawie. Będąc głęboko zaangażowany w konspirację, dobrowolnie został więźniem Oświęcimia. Założył tam obozową konspirację i opracował materiały dotyczące sytuacji w obozie, które następnie udało się przemycić za obozowe druty. W 1943 r. uciekł z KL Auschwitz. Był to nie lada wyczyn - ucieczka z obozu była niezwykle trudna. Następnie walczył w powstaniu warszawskim, a w 1945 r. znalazł się w szeregach II Korpusu Polskiego we Włoszech. Wierny żołnierskiej przysiędze, powrócił na rozkaz gen. Władysława Andersa do kraju, by prowadzić działalność wywiadowczą. Aresztowany przez funkcjonariuszy resortu bezpieczeństwa, został po pokazowym procesie skazany na karę śmierci. Zamordowano go w 1948 r. On również pochodził z Wileńszczyzny.

Lista mieszkańców ziemi wileńskiej, zaangażowanych w walkę przeciw sowieckiemu zniewoleniu jest długa. Dla mnie osobiście najbardziej poruszająca jest epopeja tych, którzy pozostali z bronią w ręku na Kresach. Trwali tam samotnie, bez żadnej łączności z centralami konspiracyjnymi w kraju, do początku lat 50. Jeszcze w 1950 r. w okolicach Ejszyszek „chodził”- używając terminologii partyzanckiej - oddział dowodzony przez Kaźbilewicza „Krysiaka”. Niewiele o nim wiemy, nie znamy jego imienia ani grobu. Skromne informacje, które mają historycy o nim i innych „ostatnich leśnych”, zawdzięczamy badaniom niestrudzonego dr. Kazimierza Krajewskiego, historyka dziejów poakowskiego podziemia na Kresach północno-wschodnich. Niestety po dziś dzień obraz polskiego oporu na ziemi wileńskiej czy nowogródzkiej pozostaje daleko niepełny, choć badacze co raz odnajdują nowe, często sensacyjne dokumenty z archiwów litewskich, a czasami i z - zamkniętych dla większości historyków - archiwów białoruskich. Przed rokiem udało mi się zupełnym przypadkiem trafić na ślad konspiracji polskiej w okolicach Dzisny, która funkcjonowała tam jeszcze w końcu lat 40. Warto uświadomić sobie, że dziśnieńskie to już kresy Kresów. Bliżej stamtąd do Połocka niż do Wilna. Jednak i tam, jak się okazuje, opór polski trwał, świadcząc o niesłychanym przywiązaniu tamtejszych mieszkańców do Polski.

Żołnierze Wyklęci prowadzili walkę beznadziejną, bez szans na wygraną. Warto jednak postawić pytanie, czy sens tej walki nie zawiera się w doniosłości sprawy, o którą się bili, mając - podobnie jak powstańcy z 1863 r. - świadomość, że ich ofiara nie doprowadzi do zwycięstwa nad komunizmem i nie przywróci Polski niepodległej i całej. I obecnie, gdy ci, którzy mieli być wyklęci, sprowadzeni do podłej roli bandytów, wreszcie zapomniani przez historię i potomnych, wracają czczeni przez kolejne pokolenia, jako moralni zwycięzcy, jako ci, którzy ocalili honor Polaków, najpełniej widać wielkość ich postawy i doniosłość rzeczy, za którą oddali życie. Dziś to oni są zwycięzcami. Ale ważne jest również jeszcze co innego. Pamięć tysięcy niezłomnych bohaterów pochodzących z Wilna, Święcian czy Lidy, i historia ich losów, jak nic innego lepiej przypomina młodym ludziom w Macierzy o tej, użyję cytatu wybitnego historyka, śp. prof. Pawła Wieczorkiewicza, „rdzennie polskiej Wileńszczyznie”. Rzekłbym nawet, że oni - wyklęci - zza grobu wołają o Kresy, na których się urodzili i wyrośli, za które zginęli.

Do rangi symbolu urasta fakt, że pierwszą osobą, której szczątki zostały ekshumowane i zidentyfikowane spośród wielu zamordowanych i pochowanych na tzw. łączce cmentarza powązkowskiego w Warszawie, był oficer wileńskiego AK, por. Edmund Bukowski, ps. „Edmund”, zamordowany w 1950 r. Być może stało się właśnie tak za sprawą działania przemożnej ręki Zbawcy. Tak przynajmniej wierzę.
 

Komentarze

#1 Pastuch znowu ujada swoim

Pastuch znowu ujada swoim czerwonym jadem- jakby kojot wył ze złości

#2 Słuchac

Słuchac

#3 #5 dla cowboy hańba to

#5 dla cowboy hańba to milczeć tak jak ty o oprawcach z Ponar którzy wymordowali 100 000

#4 Chwala ich pamieci! Wieczne

Chwala ich pamieci! Wieczne odpocznienie racz im dac Panie...

#5 Swietny artykuł , od roku

Swietny artykuł , od roku podaje dziecku informacje na temat Żołnierzy Wykletych , dziecku (11 letnia dziewczynka), teraz sama sie dopytuje. Przy oporze dziadkow..ktorzy twierdza ze to byli mordercy...i twierdza ze zyli w pieknym Państwie jakim bylo PRL.... nie winie ich za to . Jednak ciagle uwazam ze wiedza na temat tych bohaterow jest zbyt skąpa. MOja cora jako jedyna w klasie wiedzaila 1 marca jakie swieto jest..zaden nauczyciel nie wspomnial.....przykre....ale widze swiatelko w tunelu..za rok zapewne juz wiecej dzici bedzie wiedzialo..za dwa jeszcze wiecej..:);):)a opinie takich jak powyzej cowboy jak i rowneiz niektorych z pokolenia moich rodzicow....odejda w zapomnienie i beda stanowily powod do wstydu.

#6 To, że nie wiesz czym jest

To, że nie wiesz czym jest honor wcale mnie nie dziwi kał-boyu. Bowiem jesteś jak ścierka do podłogi - pozbawiony godności i szacunku. Ale podaj źródła swoich oskarżeń wobec żołnierzy antystalinowskiego podziemia. Bo w przeciwnym razie będziesz także (w zasadzie już jesteś) kłamcą, oszczercą i renegatem- osobnikiem niegodnym nazywać się Polakiem.

#7 ....przeczytałem,

....przeczytałem, pozdrawiam....masz u mnie za ten tekst zaległy ryngraf!:)

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.