Wileńskie Warsztaty Dziennikarskie: Ludzkie ciało jak pejzaż


Robert Bluj, fot. A. Dukat
"Czasem jedną plamkę na obrazie mogę doskonalić bardzo długo. Wiem, że dla większości odbiorców jest to niezauważalne i nieuchwytne. Mimo to mam wrażenie, że gdy ktoś patrzy na mój obraz, to widzi tylko tę nieudaną plamkę. Wypracowanie niektórych niuansów jest żmudne i długotrwałe. Każda pojedyncza nuta zmienia ogólne brzmienie" - mówi Robert Bluj.

Akt minimalizmu

Jeśli dałoby się przełożyć formy i kolory z obrazów wileńskiego malarza, Roberta Bluja, na nuty, to byłoby to chyba brzmienie ciszy. Cisza nie oznaczałaby jednak nicości czy pustki, ale kontemplację, zastygnięcie w skupieniu. Główną formę na wielkich, dwumetrowych formatach płócien stanowią akty. Zastygłe w nieruchomych pozach nagie sylwetki kobiet wydają się być rzeźbionymi z wielką subtelnością, niezwykle realistycznymi figurami woskowymi. Takie skojarzenie w jakimś stopniu sugeruje specjalnie opracowana przez artystę technologia mieszania farb. Malarz łączy farbę olejną z pszczelim woskiem, aby nadać im matową, jednolitą fakturę. Gładkie ciała, modelowane delikatnymi światłocieniami w monochromatycznej kolorystyce jasnych beżów i bieli, odcinają się wyraźnie od koloru tła, kontrastują z szerokimi płaszczyznami, nasyconymi ostrą czerwienią, zielenią czy granatem.

Rober Bluj jednak zwraca uwagę, że kolorowe tła jego obrazów tylko pozornie wydają się być jednolite. "Nie są pomalowane jednym wałkiem - wyjaśnia artysta - natężenie koloru zmienia się w kolejnych partiach obrazu".

Skupienie tchnące ze sportretowanych modeli, z ich nieruchomych spojrzeń, utkwionych we wzroku widza, skłania, aby zatrzymać się chwilę dłużej przy obrazie i dostrzec te wypracowane przez miesiące plamki i niuanse.

"Minimalistyczne rozwiązania powodują skupienie większej uwagi na najważniejszych formach w obrazie" - podkreśla Robert Bluj. Artysta siedzi w swojej pracowni przy stoliku, na którym panuje chaos przedmiotów. "Gdy zabierzemy łyżeczkę z tego stolika - mówi dalej - nikt nie zauważy, że zniknęła".

Choć artysta wierzy, że przemawianie ascetyzmem form i kolorów skłania widza do kontemplacji obrazu, przyznaje też, że wśród różnej publiczności bywa to ryzykowne: "Są ludzie, którzy patrzą na moje malarstwo powierzchownie, widzą tylko to, co potrafią zobaczyć, mówią, że „Bluj to tylko gołe baby maluje”".

Figuracja jest głównym tematem obrazów Roberta Bluja. Akt jest dla niego pretekstem do stworzenia kompozycji, formy, ale również symboliki. Artysta mówi: "Można udać się w rozważania na temat ciała ludzkiego jako pejzażu, każdy człowiek jest jak inny kraj. Każdy model wnosi coś nowego plastyką swego ciała, każdy człowiek jest gliną, z której może powstać coś wyjątkowego. Czasami też jest inaczej - powstaje jakaś idea i poszukuje się takiego modela, który mógłby tę myśl wyrazić. Nie zawsze udaje mi się znaleźć idealnego modela. Nie każdy człowiek jest w stanie być modelem, pozować do aktu. Model również powinien mieć jakiś rodzaj artystycznej wrażliwości i przede wszystkim powinien rozumieć swoją rolę". 

Praca jak nad kopią

Figuratywne i minimalistyczne malarstwo Roberta Bluja wydaje się być też chwilą "ciszy" pośród współczesnej sztuki nowoczesnej, ekspresjonistycznej czy konceptualnej. Artysta utrzymuje, że spośród nowoczesnych nurtów najwięcej inspiracji czerpie z surrealizmu, który daje wielkie możliwości komponowania realistycznych form w nierealnej przestrzeni. Wśród innych swoich inspiracji wymienia wielkich mistrzów tematyki figuratywnej: Michała Anioła, Carravagia, De La Tour’a, Balthusa i Luciana Freuda.

Trudno nie zapytać Roberta Bluja, w jaki sposób w dobie sztuki nowoczesnej wykształcił swój konsekwentny i rozpoznawalny styl, niepozbawiony wpływów tradycji.

"Podczas moich studiów na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie - opowiada artysta - bardzo popularna była pracownia malarstwa profesora Rajmunda Ziemskiego, gdzie uprawiano malarstwo ekspresjonistyczne. Wybrałem tę pracownię na drugim roku studiów. Ekspresjonizm na początku mnie zachwycił, ale nie przylgnął do mnie. Postanowiłem więc nie zapatrywać się na innych i wybrałem wygodne miejsce w pracowni u profesora Szamborskiego. Studia przede wszystkim ukształtowały we mnie pewną dojrzałość malarską, warsztat i profesjonalizm, a także bardzo poszerzyły moje horyzonty. Wcześniej, zanim jeszcze otworzyły się granice, nie było nawet wielu możliwości, by poznawać sztukę. Albumy z malarstwem były rzadkością. Podczas studiów spełniło się także moje marzenie o tworzeniu malarstwa ściennego. Po liceum chciałem rozpocząć studia w Wilnie na wydziale fresku i mozaiki. Ale ówczesne burzliwe czasy i wydarzenia zdecydowały, że studia mogłem rozpocząć dopiero cztery lata później. Wtedy była już możliwość wyjazdu do Polski, więc podjąłem decyzję o zdawaniu na akademię w Warszawie. W Polsce nie było osobnego wydziału malarstwa monumentalnego, ale na drugim roku studiów była możliwość wyboru specjalizacji malarstwa ściennego. Do dziś jednak nie udało mi się wykorzystać tego przygotowania w sensie praktycznym - stworzyć trwałego fresku czy mozaiki. W Wilnie nie ma wielu takich zleceń, bo to bardzo kosztowne".

Artysta, powróciwszy po studiach do Wilna, znalazł jednak sposobność, by zaprezentować publicznie swoje umiejętności warsztatowe.

"Ksiądz z parafii w Turgielach - opowiada Robert Bluj - będąc w Gdańsku, niezwykle zachwycił się tryptykiem Sądu Ostatecznego Hansa Memliga i zapragnął mieć taki sam obraz u siebie w kościele. Nikt ze starszych malarzy nie chciał wziąć na siebie tak wielkiej realizacji. Podjąłem się więc wykonania tej kopii. To bardzo trudna realizacja pod względem warsztatowym. Samo przeniesienie skomplikowanej kompozycji na płótno wymagało już mnóstwo pracy. Tryptyk malowałem codziennie przez pół roku. Kopia robiła wrażenie na ludziach. Takie dzieło było dla nich czymś niedostępnym, możliwym do wykonania tylko przez dawnych mistrzów".

Choć artysta nie specjalizuje się w wykonywaniu kopii, wydaje się, że charakter właśnie tego typu pracy przypomina pracę nad jego obrazami. Każdy obraz powstaje w wielomiesięcznym procesie tworzenia, począwszy od przemyśleń, szkiców, przygotowania podobrazia po dopracowanie najmniejszych szczegółów.

"Wcale nie chcę, by obraz szybko powstawał - mówi artysta - gdy coś zbyt szybko mi idzie, zaczynam się zastanawiać, czy coś może jest nie tak. Nie zadowoli mnie obraz stworzony w ciągu tygodnia. Nie wyobrażam sobie, jak można być artystą z doskoku. Gdy chce się być artystą, trzeba w pełni poświęcić się sztuce i wkładać w nią mnóstwo pracy. W ciągu godziny można zrobić zaledwie kilka szkiców, natomiast stworzenie obrazu wymaga wielomiesięcznej pracy. Trzeba zadbać o odpowiednie warunki, o miejsce, światło, modela, materiały malarskie. Ale w tych wszystkich czynnościach tkwi właśnie przyjemność poszukiwań artystycznych". 

Wilno

Pracownia malarska Roberta Bluja mieści się w Domu Kultury Polskiej. Tu również artysta prowadzi warsztaty dla dzieci i młodzieży. Przygotowuje młodych ludzi do egzaminów na studia. Jego uczniowie studiują na wydziałach malarstwa i architektury na Litwie i w Polsce.

"To jest trochę jak pracownia mistrza - mówi o swoich zajęciach artysta - uczniowie mogą obserwować moje prace w trakcie tworzenia. Ja wprawdzie nie lubię celowo eksponować niedokończonych obrazów, ale jeśli ktoś jest bardziej dociekliwy, zawsze może coś podejrzeć, zobaczyć szkice. Moja twórczość na pewno ma wpływ na pracę uczniów. Ja przecież nie uczę czegoś, czego sam nie potrafię. Zresztą, skoro ktoś przyszedł do mojej pracowni i chce uczyć się ode mnie, to ja stawiam warunki, jak uczyć i czego uczyć".

Wilno dla Roberta Bluja to miejsce jego pracy, jak również inspiracji. Malarz uwiecznił rodzinne miasto w swoich dwóch cyklach malarskich: "Spacer po Wilnie" i "Szkice wileńskie".

"Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem namalowania Wilna - mówi - jednak miasta takie jak Wilno, miasta turystyczne, są wielokrotnie uwieczniane na obrazach i fotografowane, więc istnieje niebezpieczeństwo, że z obrazu może powstać pocztówka, dlatego w moich wileńskich cyklach unikałem nawet sztandarowych zabytków. Nie chciałem malować dokumentacyjnie czy nostalgicznie. Pokazałem na obrazach moje miasto takim, jakim ono dla mnie jest. Wcale nie musi się to moje spojrzenie pokrywać z wrażeniami turysty, który odwiedził Wilno po raz pierwszy. Jeśli jakiś dom ma kolor czerwony, to wcale nie jest to dla mnie wskazówka, że ma pozostać czerwony na obrazie. Klimat Wilna z moich obrazów jest głęboko przefiltrowany przez mój stosunek do tego miasta".

Robert Bluj traktuje architekturę Wilna podobnie jak swoich modeli, jako podłoże do przedstawienia swojej osobistej estetyki. Budowle Wilna układają się w przemyślane kompozycje geometrycznych płaszczyzn oczyszczonych kolorów. Uderza kontrast białych murów i głębokiej niebieskości nieba. Kolorystyka przypomina paletę barw podstawowych. Artysta jednak zaznacza, że uzyskanie czystości koloru nie polega na wyciśnięciu farby prosto z tuby. Malarz musi na obrazie zamienić farbę w kolor i nadać mu symbolikę.

Robert Bluj w swoich zamierzeniach, dążeniach artystycznych i poszukiwaniach inspiracji wydaje się być bezkompromisowy. Ale czy praca artystyczna może być utkana z twardych zasad? Przeczy temu choćby wyznanie artysty, że nawet lubi czasem, podczas spacerów po starówce, obejrzeć uliczne obrazki dla turystów.