Wyruszyli! Z Druskienik na koniec świata - po 80 latach...


Asia i Daniel w drodze do Chin. Dalej się nie da? fot. wilnoteka.lt
Dokładnie w 80. rocznicę wyjazdu Haliny i Stanisława Bujakowskich w niezwykłą podróż "motorem na koniec świata", czyli do Szanghaju, z Druskienik wystartowali ich naśladowcy - Joanna i Daniel Skibińscy. Mimo początkowych trudności przyjaciołom motocyklistów udało się zainteresować wyprawą nawet władze kurortu, które zorganizowały uroczyste pożegnanie młodych podróżników. Niestety, nie udało się im zgromadzić takich funduszy i pokonać wszystkie trudności formalne, by dokładnie powtórzyć wyczyn poprzedników z lat 1934-36. Motocykliści z Poznania planują w ciągu dwóch miesięcy dotrzeć przynajmniej do granicy z Chinami, a przede wszystkim - uczcić w ten sposó Halę i Stacha z Druskienik, którzy w swą podróż poślubną postanowili dotrzeć motocyklem najdalej, jak się dało w latach 30. XX wieku, stąd hasło tej wyprawy "Dalej się nie da?!".
Orkiestra, grająca we wtorek już przed 10.00 rano przed gmachem Samorządu Druskienik, nie mogła nie budzić zainteresowania przechodniów nawet w miasteczku, żyjącym leniwą egzystencją kuracjuszy. Do gapiów, którzy się zaczęli gromadzić się w cieniu wiekowych drzew dołączały "osoby zorientowane", w tym goście z Polski, którzy dzień wcześniej w jednym z druskienickich sanatoriów spotkali się z parą młodych ludzi na motorach. Większość z nich nigdy nie słyszała ani o wyprawie sprzed 80 lat, która była wyzwaniem zarówno technicznym jak i podróżniczym, ani o pomyśle jej powtórzenia w epoce, gdy motorem się nie jeździ chyba już tylko po morzach i ocenach.

Wkrótce przed dawną willę Walerego Bujakowskiego (ojca Stanisława i jednego z głównych lekarzy uzdrowiska), dziś zajmowaną przez mera i władze miejskie oraz rejonowe Druskienik, zajechały dwa objuczone Dominatory (Honda NX650). Aśka i Daniel byli mile zaskoczeni zainteresowaniem, jakie wzbudzili, oraz "komitetem pożegnalnym" - pani Tatjana Zieliński, miejscowa przewodniczka i główny organizator pożegniania,  ubrana była w stylu retro, podobnie jak jej przyjaciółki. Zebranym rozdano chorągiewki w barwach polskich i litewskich, a po chwili przy mikrofonach stanęły lokalne władze. Podróżników żegnał i życzył powodzenia zarówno mer Druskienik Ričardas Malinauskas, jak i posłanka, a poprzednio wicemer miasteczka (Polka z pochodzenia) Krystyna Miškinienė.

Ostatnie uściski, fanfary i nieco "wysokooktanowego paliwa" na drogę od mera (czyżby w pudełku z błyszczącym napisem "Druskininkai" krył się jakiś lokalny trunek na wodzie mineralnej?), kwiaty i przyjacielskie poklepywania od litewskich motocyklistów, którzy poprzedniego dnia witali podróżników i eskortowali od granicy polsko-litewskiej. Honorowa rundka wokół Druskienik, gdzie zrodziła się wielka miłość i szalony pomysł Hali i Stacha - i do przodu, na Warszawę. Co prawda nie przez pobliskie Grodno (bez wiz białoruskich nijak...), jak jechali Bujakowscy w 1934 r., ale - gwoli ścisłości - oni bliskich w Druskienikach pożegnali bez pompy, oficjalny start wyprawy nastąpił w Warszawie.

Różnic i podobieństw między rokiem 1934 i 2014 jest zresztą więcej. Zdecydowanie różni się trasa - Bujakowscy jechali przez stolice europejskie, Turcję, Syrię, Indię, Birmę i Chiny. Dla Skibińskich te ostatnie kraje pozostają w sferze marzeń, "na drugi etap", jak żartowała w rozmowie Asia podkreślając, że nie mieli zbyt wiele czasu na przygotowanie wyprawy, która - nawet po 80 latach - nie jest łatwa do powtórzenia, chociaż trudności są nieco inne, niż te, z którymi przyszło się zmierzyć Bujakowskim: formalności (np. chińskie prawo jazdy i tablice rejestracyjne!), olbrzymie kaucje (13 000 dolarów za przejazd Birmy!), a nawet wojna (Syria).

Stąd główny cel "pierwszego etapu" - dojazd do granicy z Chinami i... powrót, także na motorach! Bujakowscy nawet nie myśleli o powrocie wysłużonym BSA, który już do Szanghaju dotarł "na słowie honoru". Skibińscy jednak powtórzą ich trasę tylko do Iranu - potem zamiast na południe skręcą na północ i pojadą przez Kazachstan oraz Kirgistan. W sumie (tam i spowrotem) -  ok. 15 000 km wobec ponad 20 000 km, jakie pokonali ich poprzednicy (im to zajęło ponad półtora roku...).

Najważniejsze jednak, co łączy obie pary, to wielka Miłość. Umiłowanie przygód, podróży, motocykli, a przede wszystkim - uczucie, które ich połączyło "na dobre i na złe". Dla Asi i Daniela z Poznania, podobnie jak osiem dekad wcześniej dla Hali i Stacha z Druskiennik,  jest to także podróż poślubna! Ideą powtórzenia wyczynu Bujakowskich zapałali jesienią ubiegłego roku, po przeczytaniu pamiętników Haliny Korolec-Bujakowskiej, opracowanych i wydanych przez Łukasza Wierzbickiego pod tytułem "Mój chłopiec, motor i ja" (doczekała się już drugiego wydania), a dokładnie cztery miesiące temu powiedzieli sobie sakramentalne "Tak"!

Trzymamy kciuki i życzymy szerokiej drogi, a wszystkich zainteresowanych śledzeniem ich podróży na bieżąco zapraszamy na facebooka i dziennik z podróży, prowadzony na stronie Dalejsienieda.com - do kolejnego spotkania w Druskienikach po powrocie!
Zapraszamy także do "Wilnoteki" w TVP Polonia - jedno z najbliższych wydań będzie poświęcone właśnie wyprawom Bujakowskich i Skibińskich, Łukasz Wierzbicki opowie, jak się udało przywrócić pamięć o wyprawie sprzed lat, zaś Hubert Twardowski (siostrzeniec Haliny Korolec-Bujakowskiej) przypomni historię pamiętnika swojej ciotki, kurzącego się pod łóżkiem ponad pół wieku i dzieje rodzinnego grobowca, którego przez lata szukali - okazało się, że od wieków związani z Wilnem przodkowie spoczywają pod jednym z najpiękniejszych pomników przy głównej alei Cmentarza Bernardyńskiego...

Zdjęcia: Paweł Dąbrowski

Komentarze

#1 Taka wyprawa to jest coś a

Taka wyprawa to jest coś a 80 lat temu był to wyczyn ogromny .

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.