Zbuntowany Anioł Czerwonych Gitar


fot. startupmakassar.or.id
Właśnie mija 35 lat od śmierci Krzysztofa Klenczona, polskiego kompozytora, wokalisty i gitarzysty, członka „Czerwonych gitar” i założyciela „Trzech koron”. Oryginalność jego kompozycji, muzyczny talent, nonkonformizm i upór w dążeniu do celu zapewniły mu ważne miejsce w historii bigbeatu i jazzu. Znane i lubiane piosenki takie jak „10 w skali Beauforta”, „Kwiaty we włosach”, „Powiedz stary gdzieś ty był” czy „Nikt na świecie nie wie”, to tylko próbka twórczości Krzysztofa Klenczona.
Krzysztof Klenczon urodził się 14.01.1942 r. w Pułtusku. Do szkoły podstawowej uczęszczał w Szczytnie. Nikt nie przypuszczał wówczas, że chłopak zostanie artystą światowej sławy.

Kiedy Krzysztof miał trzy lata jego ojciec Czesław, były żołnierz AK, został zatrzymany przez Urząd Bezpieczeństwa. Oczekując na wyrok, uciekł na Pomorze, gdzie przez 11 lat ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem. Po powrocie do domu Czesław Klenczon prowadził z synem wielogodzinne rozmowy. "Zamykał się z Krzysztofem w pokoju i całą noc opowiadał – jakby chciał nadrobić w ten sposób lata rozłąki" - opowiada siostra muzyka. Relacja ojca z synem zaowocowała po latach powstaniem piosenki "Biały krzyż". Utwór, do którego muzykę skomponował Krzysztof, zyskał popularność dzięki swojemu uniwersalnemu przekazowi. Dość duża dowolność interpretacji tekstu umożliwiła ominięcie komunistycznej cenzury. Piosenka stała się wielkim przebojem. W 1969 roku Klenczon otrzymał za nią nagrodę Ministra Kultury i Sztuki na VII Festiwalu Piosenki w Opolu.  

Po zdaniu matury Klenczon przez kilka miesięcy studiował budowę dróg i mostów na Politechnice Gdańskiej, ale szybko przeniósł się do Studium Nauczycielskiego Wychowania Fizycznego. To właśnie tam poznał Karola Wargina i zaczął interesować się muzyką. Wargina i Klenczon zostali uznani za najlepszy duet wokalny na Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie w 1959 r.

Po ukończeniu Studium Nauczycielskiego Klenczon otrzymał nakaz pracy jako nauczyciel wychowania fizycznego w małej wiosce pod Szczytnem, co zwiastowało rychły koniec jego ledwie rozpoczętej kariery muzycznej. Na szczęście los chciał inaczej. Dzień po otrzymaniu nakazu pracy Klenczon dostał telegram od Franciszka Walickiego. Było to zaproszenie na próby zespołu Niebiesko-Czarni. Krzysztof bez zastanowienia porzucił zawód nauczyciela i natychmiast wyjechał. Wkrótce napisał swój pierwszy utwór "Gdy odlatują bociany".

Od 12 do 25 grudnia 1963 r. zespół "Niebiesko-Czarni" występował w paryskiej "Olimpii". Program zatytułowany "Les Idoles des Jeunes" muzycy prezentowali u boku światowych sław, takich jak: Stevie Wonder, Dionne Warwick, The Shirelles, The Eagles, FrankAlamo. 

Klenczon nigdy nie uczęszczał na lekcje gry na gitarze. Był samoukiem. Potrafił godzinami ćwiczyć, doprowadzając technikę gry do perfekcji. Ścierały się w nim dwie natury. Z jednej strony był nieśmiały, z drugiej bardzo impulsywny. Ponoć podczas swoich debiutanckich występów chował się za kolumnami głośników tak, aby być jak najmniej widocznym. Z czasem jednak oswoił się ze sceną i zyskał pewność siebie. Stał się idolem nastolatek, które po latach z zazdrością obserwowały ślub Krzysztofa z jego wybranką - Alicją.

Po pewnym czasie podjął decyzję o odejściu z zespołu, czym zaskoczył najbliższe otoczenie. Znawcy biografii muzyka podkreślają, że Klenczon był niepokorny i czuł się ograniczony ramami, które nakładali na niego Niebiesko-Czarni. Franciszek Walicki określił wówczas Krzysztofa "Zbuntowanym Aniołem".

Niedługo potem z inicjatywy Jerzego Kosseli powstał zespół "Czerwone Gitary". Był to najbardziej twórczy okres w karierze muzycznej Klenczona. Powstały wówczas słynne przeboje: "Gdy kiedyś znów zawołam cię", "Biały Krzyż", "Kwiaty we włosach", "My z XX wieku", czy "Port". Członkowie "Czerwonych Gitar" stworzyli dla siebie nawzajem warunki sprzyjające rozwojowi. Zespół w składzie Jerzy Kossela, Krzysztof Klenczon, Jerzy Skrzypczyk i Henryk Zomerski, zastąpiony później przez Seweryna Krajewskiego, był wielokrotnie nagradzany zarówno w Polsce, jak i za granicą. Z czasem jednak konflikty wśród muzyków zaczęły narastać. Rywalizacja między artystami o silnych charakterach sprawiła, że Krzysztof opuścił "Czerwone Gitary" i w 1970 roku założył nową grupę pod nazwą "Trzy korony". Artysta chciał pójść własną drogą, ale prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy, jak trudno jest istnieć na rynku muzycznym. Koledzy z nowego zespołu nie spełnili oczekiwań Klenczona, popularność stopniowo gasła. "Trzy korony" wydały tylko jedną płytę, a 18 kwietnia 1972 r. artyści wystąpili wspólnie po raz ostatni. Śpiewana podczas koncertu na Sali Kongresowej piosenka "Nie przejdziemy do historii" zabrzmiała nutą goryczy i żalu z powodu niespełnionych marzeń. 

Po rozwiązaniu "Trzech Koron" Krzysztof Klenczon wraz z żoną i córką podjęli decyzję o emigracji do Stanów Zjednoczonych, ale wbrew oczekiwaniom nie prowadzili tam sielankowego życia. Krzysztof imał się różnych prac, aby utrzymać rodzinę, ale w wolnych chwilach chwytał gitarę. Komponował, grał w klubach polonijnych, nagrał nawet płytę. Niestety zabrakło mu środków na jej promocję. Z tamtego okresu pochodzą piosenki: "Latawce z moich stron", "Muzyka z tamtej strony dnia", czy "Dom". 

Możliwość spędzeniu ostatnich pięciu minut na scenie zapewniły Klenczonowi znajomości zawarte przy okazji przyjazdu do Polski na pogrzeb ojca. Polska Federacja Jazzowa dała Krzysztofowi szansę powrotu na rynek muzyczny. Nowe kompozycje były mieszaniną rozmaitych stylów. Podczas koncertów obok rockandrollowych standardów wykonywał piosenki ze swojej nowej, amerykańskiej płyty i dawne przeboje. 

W okresie nastania pierwszej Solidarności, żyjąc w USA, Klenczon włączył się w odbudowę nowej Polski. 26 lutego 1981 r. wystąpił w polonijnym Klubie Milford w Chicago na koncercie charytatywnym, z którego dochód był przeznaczony na odbudowę polskich szpitali. W drodze powrotnej z tego koncertu uległ wypadkowi samochodowemu i doznał licznych, ciężkich obrażeń ciała, w wyniku których zmarł w szpitalu 7 kwietnia 1981 roku.

Mimo że od czasu śmierci Krzysztofa Klenczona minęło już 35 lat, jego kompozycje nie straciły na aktualności. Czy niebywały talent i intuicja muzyczna zapewniom nieśmiertelność piosenkom Klenczona?

Na podstawie: klenczon.blogspot.lt; wikipedia; tekstowo.pl


Komentarze

#1 Za ciasno im było z Sewerynem

Za ciasno im było z Sewerynem Krajewskim w jednym zespole,dlatego też odszedł.Inna sprawa - czy postąpił słusznie?

#2 Dzięki za przypomnienie

Dzięki za przypomnienie sylwetki wspaniałego muzyka.

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.