Zdzisław Skwarciany zajmie się ratowaniem pogotowia ratunkowego


Fot. wilnoteka.lt
Sytuacja w Wileńskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego wymaga ostatnio pilnego ratunku. Saulius Deveikis, który wygrał konkurs na stanowisko dyrektora stacji, z objęcia funkcji zrezygnował. Przegrany - obecny dyrektor - Tadeusz Rodź wyniki konkursu zaskarżył w sądzie. Personel stanął po stronie szefa. Wszyscy dyspozytorzy złożyli podania o zwolnienie z pracy lub przeniesienie na inne stanowisko - może więc stać się tak, że zadzwonimy na pogotowie, ale telefonu nikt nie odbierze.
Saulius Deveikis, który wygrał konkurs na stanowisko dyrektora Wileńskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego zrezygnował. Jak przypuszcza wicemer Wilna Gintautas Paluckas, "wystraszył się zaistniałych okoliczności". Od 1 lipca zarządzenie stacją przejmie więc Zdzisław Skwarciany - lekarz, dyrektor Departamentu Opieki Zdrowotnej w Ministerstwie Ochrony Zdrowia, który zajął w tym konkursie drugie miejsce. 

Zdzisław Skwarciany - tak jak dotychczasowy dyrektor Wileńskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego Tadeusz Rodź - jest Polakiem. W 2016 r. startował w wyborach do sejmu jako kandydat socjaldemokratów.

Tadeusz Rodź kieruje pogotowiem od 10 lat, też startował w konkursie na stanowisko dyrektora stacji, ale zajął dopiero trzecie miejsce. Rodź zaskarżył wyniki konkursu w sądzie. Jego podwładni zaś przed kilkoma dniami zorganizowali przed stołecznym samorządem akcję poparcia dla szefa, który zresztą zanim został dyrektorem, był liderem związku zawodowego pracowników pogotowia ratunkowego.  

W poniedziałek, 19 czerwca administracja stacji poinformowała, że wszyscy dyspozytorzy, czyli osoby decydujące o skierowaniu karetki do wzywającego, złożyli podania o zwolnienie z dniem 1 lipca z pracy lub przeniesienie na inne stanowisko. Jak poinformowali w specjalnym komunikacie, jest to ich protest przeciwko planowanej reformie. Od 2019 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych planuje zostawić jeden wspólny dla 8 dyspozytorni pogotowia ratunkowego i 11 komend policji numer alarmowy - 112. Dyrektor Tadeusz Rodź podania operatorów pogotowia już podpisał.

Zdaniem ministra spraw wewnętrznych Eimutisa Misiūnasa, jest to szantaż, tym bardziej, że w chwili obecnej Centrum Powiadamiania Ratunkowego 112 nie jest jeszcze gotowe do koordynowania pracy pogotowia ratunkowego. Minister zapewnia jednak, że kryzys nie nastąpi: "Jeśli wszyscy dyspozytorzy odejdą z pracy, tymczasowo na ich miejsce skierowani zostaną pracownicy z innych instytucji, z innych jednostek pogotowia ratunkowego. Z powodu kilkudziesięciu pracowników kryzys nie nastąpi, naprawdę nie ma aż tylu wezwań, żeby na ulicach zaczęli umierać ludzie". 

Stołeczny samorząd zamierza drogą sądową ubiegać się o wstrzymanie decyzji Tadeusza Rodzia - sprawę pracy dyspozytorów powinien rozstrzygnąć nowy dyrektor pogotowia ratunkowego. "Nie wiem, jakie démarche organizuje tu szef stacji, nie informując samorządu, który jest założycielem i właścicielem pogotowia ratunkowego, ale na pewno nie będzie tak, jak napisano w oświadczeniu (...) Dyspozytornia będzie działać, nowy szef przejmie obowiązki wcześniej niż było przewidziane i wprowadzi porządek, a wszystkie te decyzje o przeniesieniach zostaną odwołane" - oświadczył wicemer Wilna Gintautas Paluckas.

Na podstawie: BNS, delfi.lt