Żyd, ksiądz, po prostu... twardy człowiek


Ks. Romuald Jakub Weksler-Waszkinel, fot. Jan Lewicki
- Odkąd pamiętam, zawsze chciałem być księdzem. W domu bawiłem się w księdza… – pod powyższymi słowami mógłby zapewne podpisać się niejeden kapłan. Niemniej, gdy się słyszy takie słowa z ust Żyda, to powstaje pewien dysonans. Romuald Jakub Weksler-Waszkinel, urodzony w święciańskim getcie i cudem uratowany przez polską rodzinę jest przekonany, że został obdarzony powołaniem kapłańskim, aby, z jednej strony, wypełnić testament żydowskiej matki, z innej, żeby zachować w sobie tożsamość przynależności do narodu izraelskiego.
Dwa ostatnie tygodnie września minęły pod znakiem oddawania czci i pamięci tym, którzy zginęli z rąk nazistów w ponarskim lesie, nieopodal Wilna. W ciągu całego tygodnia w Wilnie gościli członkowie Stowarzyszenia "Rodzina Ponarska", opłakując swoich bliskich i krewnych, których sen wieczny dopadł w Ponarach. Rocznicę likwidacji wileńskiego getta obchodziła wspólnota żydowska Wilna, w tym roku wspominając poległych 26 września, wszak w dniu 23 wypadł szabat. Z inicjatywy Instytutu Polskiego w Wilnie zorganizowano spotkanie, którego głównym bohaterem był kapłan żydowskiego pochodzenia Romuald Jakub Weksler-Waszkinel. Spotkanie odbyło się w środę, 27 września, w siedzibie Wspólnoty Żydów Litewskich.

Sprawiedliwi

"Chciałem podziękować za to, że tu jestem. Ja się uważam za polskiego Żyda: urodziłem się w Święcianach w czasie okupacji. I to był kawałek Polski, okupowanej, ale Polski. Kocham Litwę, bo jestem litwakiem" - ze wzruszeniem i łzami w oczach mówił kapłan.

Niezwykle wzruszająca historia życia ks. Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela, Żyda uratowanego od śmierci i wychowanego przez Polaków, została opowiedziana w książce "Człowiek o twardym karku" (2013), autorstwa dziennikarza Dariusza Rosiaka. Właśnie ta publikacja była punktem wyjścia debaty o zagładzie Żydów i ludziach, którzy ich ratowali. Udział w dyskusji wziął autor publikacji, dziennikarz Dariusz Rosiak, zaś moderatorem debaty był Vytautas Toleikis, wileński pedagog, bibliofil, propagator wielokulturowości Litwy, specjalizujący się w problematyce mniejszości, a zwłaszcza w tematyce żydowskiej.

W spotkaniu udział wzięli przedstawiciele placówek dyplomatycznych RP w Wilnie, z ambasador Urszulą Doroszewską i dyrektorem IP Marcinem Łapczyńskim. Przybyli także przedstawiciele Litewskiej Wspólnoty Żydów z przewodniczącą Fainą Kuklansky. Obecni byli również wilnianie, wśród nich byli studenci ks. Waszkinela, absolwenci Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, a także klerycy z Seminarium Duchownego św. Józefa w Wilnie z wykładowcą ks. lic. Jerzym Witkowskim.

Tego samego dnia w Pałacu Władców odbyła się ceremonia odznaczenia osób, które ratowały Żydów w czasie wojny. Holokaust był jedną z największych, jeśli nie największą, tragedią ludzkości w historii. Polacy, bohatersko ratujący Żydów, stanowią aż 25 procent wszystkich osób nagrodzonych odznaką Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata. Także na Litwie Polacy stanowią większość wśród grona blisko 900 obywateli Litwy, którym przyznano ten tytuł.

Modli się za antysemitów

Na pytanie, dlaczego ksiądz nagłaśnia swoją historię, kapłan odpowiedział, że nie ma ambicji bycia głośnikiem, który nadaje na cały świat. Czuje obowiązek mówienia o braciach Żydach, żeby zmienić nastroje antysemickie, które, jak powiedział, w niektórych kręgach trwają do dziś.

Dla mnie historia Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela, oprócz tego, że była niezwykłą, fascynującą, intrygującą historią człowieka, który znalazł się w przedziwnych okolicznościach, niesie ze sobą pewne tematy, które są kluczowe dla Polaków, żeby zrozumieć, kim jesteśmy -mówił autor książki Dariusz Rosiak.

Kiedy mówimy o ludziach niedobrych czy antysemitach, trzeba jednocześnie mówić o dobrych, przywoływać tych pięknych, sprawiedliwych. Jedna z pierwszych to Irena Sendlerowa. Chcę wymienić też profesora Bartoszewskiego, profesora Zgorzelskiego, który ukończył Uniwersytet Wileński, a także panią Irenę Sławińską, która również ukończyła tę uczelnię. To byli wielcy moi przyjaciele w czasach, gdy wykładałem na KUL-u - mówił kapłan, gdy opowiadał o okresie, kiedy w Polsce, nawet w kręgu profesorskim, źle mówiono o Żydach. Dodał, że teraz modli się za tych, którzy "byli najbardziej gorliwymi antysemitami".

Od zabawy do poważnej decyzji

Dyskusję poprzedziła projekcja filmu dokumentalnego "…wpisany w Gwiazdę Dawida - Krzyż" (reż. Grzegorz Linkowski), w którym ks. Waszkinel opowiada o swoim dramatycznym losie oraz zwierza się z rozterek i przemyśleń, które doprowadziły go do spokoju wewnętrznego i poczucia pewności.

Urodził się w 1943 roku w getcie w Święcianach w żydowskiej rodzinie Wekslerów. Jego rodzina zginęła w Holokauście. Uratowany przed śmiercią, wychowany został w katolickiej rodzinie Waszkinelów, która po II wojnie światowej wyjechała do Pasłęka pod Elblągiem.

"Były momenty, gdy ktoś w miasteczku zawołał na mnie "żydowski bachor", ale ja tego nie rozumiałem i nie chciałem do swojej świadomości dopuścić, że nie jestem dzieckiem moich rodziców" - opowiadał kapłan. "Odkąd pamiętam, bawiłem się w domu księdza: rozbierałem na części pudełko od zapałek i zbierałem ofiarę. Jak o tym opowiadam, to się wszyscy uśmiechają, że niby Żyd i pieniądze. Ale to nie to… Mnie się najbardziej podobało, że gdy dałem w kościele na tacę, to ksiądz po głowie pogłaskał. Po maturze, kiedy w domu zwierzyłem się z mego postanowienia studiowania w seminarium, to rodzice się nie ucieszyli. Wręcz przeciwnie, czułem wrogie nastawienie mego ojca wobec decyzji."

Cena za kapłaństwo - życie ojca

"Mój dom był domem chrześcijańskim. Mnie nigdy nie mówiono: mów pacierz, idź do kościoła. Nie pamiętam, żeby ktoś uczył mnie pacierza: szedłem z rodzicami do kościoła, modliłem się razem z nimi. Pan Jezus był u nas jak powietrze, którym się oddycha. Taki był mój świat wiary" -wspomina.

 

Pierwsze miesiące w seminarium kapłan wspomina bardzo dobrze: ciekawe studia, formacja, obowiązki, nowi koledzy. Korespondował też z ojcem, który domagał się bardzo odwiedzin syna. Kleryk odpisał, by tato przyjechał do seminarium najbliższej niedzieli. Wizytę ojca zapamięta do końca życia, bo po raz pierwszy widział jak ojciec płakał. Kilka dni po tej wizycie odebrał z domu telefon, że ojciec nie żyje. Gdy przybył na pogrzeb, jedna myśl nie dawała mu spokoju, że przyczynił się do jego śmierci.

Po pogrzebie miał postanowienie, że nie wróci do seminarium, jednak matka zakazała mu rzucać seminarium z powodu śmierci taty.

"Po miesiącu przemyśleń stwierdziłem, że nie wolno mi zrezygnować, bo śmierć ojca jest pewnym zakładem, kredytem. To już nie przypadkowo wypowiedziane słowo, ale o wiele coś większego, głębszego, bardziej znaczącego. I jeśli ojciec się bał, że nie będę dobrym księdzem, to powinienem zrobić wszystko, żeby być dobrym kapłanem" - nie kryjąc wzruszenia zwierza się ks. Weksler-Waszkinel.

W imię tego Żyda

W 1966 roku Romuald Waszkinel otrzymał święcenia kapłańskie, a od 1971 roku aż do przejścia na emeryturę wykładał filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. O swym żydowskim pochodzeniu dowiedział się dopiero w 1978 roku.

"Nie znam daty urodzenia, ale znam datę drugich moich narodzin. To było 23 lutego 1978 roku. Siedzieliśmy w domu przy kolacji. Zaczęliśmy rozmawiać o Święcianach i w pewnym momencie spytałem mamę o Żydów. Spojrzała na mnie, zamilkła, wziąłem jej dłonie w swoje ręce, ucałowałem i poprosiłem, żeby mi wyjawiła prawdę. Usłyszałem: Miałeś wspaniałych rodziców, bardzo cię kochali, ja cię tylko ratowałam. Takiej odpowiedzi spodziewałem się, ale kiedy to usłyszałem, zawirowało mi w głowie. Mama też się strasznie zdenerwowała. Mówiła tylko: Ja się strasznie bałam…, ale ona powtarzała: "Pani jest chrześcijanką. Pani wierzy w Jezusa, przecież On był Żydem. Niech więc pani ratuje to żydowskie niemowlę w imię tego Żyda, w którego pani wierzy. Zobaczy pani, jak ten chłopiec wyrośnie, zostanie księdzem, będzie nauczał ludzi. Nie mogłam ciebie nie wziąć, bo to przecież byłoby tak, jakbym wyparła Jezusa. Miałem 35 lat. Byłem 12 lat księdzem. To był dla mnie straszny szok" - opowiadał ksiądz. Chciał dowiedzieć się od matki, jakie jest prawdziwe jego nazwisko, ale ona nie wiedziała, bo wymazała ze swojej pamięci, ze strachu. Tłumaczyła tak: Ty byłeś ważny, a nie twoje nazwisko. Ja ciebie miałam ratować, nie nazwisko. Gdyby mnie złapali i zaczęli katować, powiedziałabym prawdę, to bym zdradziła, a tak zawsze mogłam mówić tylko jedno: "Tyś moje dziecko".

Po co ja żyję?

Świadom swojej podwójnej tożsamości narodowej i wyznaniowej zaczął zadawać pytania o Żydach. A był to okres, kiedy w Polsce źle mówiono o tym narodzie.

"To był najgorszy okres. Wracałem po rozmowach z wielkimi osobami na KUL-u, przykrywałem się kocem, skręcałem się tak, jak płód w łonie matki. Płakałem i płakałem. Po co ja żyję, skoro wokół mnie tyle nienawiści" - wspominał kapłan.

O swoich żydowskich przodkach dowiedział się dopiero w 1992 roku, po 14 latach poszukiwań. Tyle, co zapamiętał od mamy Waszkinelowej, że był synem krawca w Święcianach. Na podstawie tej informacji dowiedział się od wspólnoty Żydów święciańskich, zamieszkałych w Izraelu, że jedyny był tam krawiec - Jakub Weksler, żona Batia z domu Wojszkuńska. Miał też starszego brata, do którego rodzice wołali Mulek, czyli Samuel. Jego rodzice oddali go do litewskiej rodziny w Święcianach i płacili za jego ukrywanie, gdy się pieniądze skończyły, rodzina ta przyprowadziła Mulka z powrotem do getta i powiedziała, że już nie chce dla niego się narażać. Zginął razem z matką. Po latach Romuald Waszkinel poznał nazwiska Litwinów, którzy nie chcieli chronić Samuela. Od tej chwili, gdy poznał swoje biologiczne korzenie, rozpoczyna się trzeci okres w jego życiu.

"Pojechałem do nuncjusza apostolskiego, do rektora KUL-u i powiedziałem wszystkim, że jestem Żydem" - powiedział ksiądz. Podkreślił, że teraz używa podwójnego nazwiska, bo "Wekslerowie dali życie, a Waszkinelowie to życie podtrzymali".

Jeden jest Bóg, Bóg Izraela

Podczas spotkań ze stryjem, który był bardzo pobożnym Żydem, wiele dyskutowali o chrześcijańsko-żydowskich stosunkach. "Ja usiłuję powiedzieć stryjowi, iż między nami nie ma żadnej różnicy. A on mówi: Tak, a dwa tysiące lat nienawiści. Ja wtedy twierdzę: Mam tylko 50 lat i kocham ciebie, ty kochasz mnie i to się liczy. I coraz więcej jest takich jak ja. Stryj mi na to: A to pójdziesz do synagogi?, na co ja: Pewno, Pan Jezus chodził do synagogi, więc czemu ja mam nie pójść" - zwierza się kapłan. Powołuje się też na słowa św. Jana Pawła II, który podczas jednej z podróży apostolskich do Niemiec powiedział: Kto spotyka Jezusa, spotyka judaizm.

"Kościół w codziennej modlitwie porannej modli się słowami Błogosławiony Pan Bóg Izraela. Wieczorem za Maryją powtarza "Magnificat", wypowiadając: ujął się za swoim sługą Izraelem, (...) jak obiecał naszym ojcom, Abrahamowi i jego potomstwu na wieki" - tłumaczy kapłan.

Do Wilna przybył na paszporcie izraelskim. Przed ośmioma laty wyjechał do Izraela, otrzymał izraelskie obywatelstwo i został bardzo ciepło przyjęty przez rodaków. Najpierw zamieszkał w religijnym kibucu nieopodal granicy z Jordanią. Teraz pracuje w instytucie "Yad Vashem" jako archiwista. Bada dokumenty o zagładzie Żydów, które napływają z różnych miejsc i, jak sam mówi, opłakuje tych, którzy zginęli w masowej zagładzie i nikt po nich nie płakał.

Najlepsza Polska jest we mnie

Na spotkaniu w Wilnie klerycy zadali pytanie, co by było, gdyby Romuald nie został księdzem. Kapłan przyznał, że to pytanie zadają mu często. Ma zawsze jedną odpowiedź: Wypełniłem przez to testament mojej żydowskiej mamy. Z innej strony, gdybym założył rodzinę i miał dzieci, to zapewne nie miałbym głowy, aby poszukiwać moich żydowskich korzeni i poznawać moją rodzimą kulturę. Tak pokierowała moim losem Opatrzność.

"Wyjeżdżając z Polski, nie miałem myśli, że tam już nie wrócę i bardzo często wracam. Ale najlepsza Polska jest we mnie i tej nikomu nie oddam. Jedynym językiem, którym najlepiej władam jest polski, ja śniąc, mówię po polsku. Izrael to kraj wielu religii. I wszyscy się kłócą. Niektórzy jednak bardziej się kochają, a kłócą mniej" -opowiadał Weksler-Waszkinel w Wilnie, gdzie nie omieszkał odwiedzić najważniejszych miejsc: Ostrej Bramy, cmentarza na Rossie...

Teresa Worobiej

Na zdjęciach: przy Ostrej Bramie, gdzie, jak mawiał ojciec, "nawet Żyd zdejmuje czapkę"; "To dzięki niemu wiemy, że nasza Ojczyzna jest w Niebie" - wspominały byłe studentki ks. profesora.