Zaduszkowa Tłoka, czyli Wielkie "Rossysprzątanie"


Wielka Tłoka na Rossie, fot. wilnoteka.lt
Od kilkunastu lat na Zaduszki Stara Rossa w całej okazałości swojej ruiny nie wygląda już na opuszczoną, umierającą nekropolię. Przypomina raczej zadbaną staruszkę, której najbliżsi pomagają walczyć z czasem i godnie prezentować się przynajmniej w Jej święto. Ci najbliżsi to jednak wcale nie władze - lokalne lub centralne - na których z urzędu spoczywa obowiązek troski o zabytki tej klasy, tylko zwykli wilnianie, Polacy, rodacy tych, którzy kiedyś tworzyli wielkość naszego miasta i spoczęli na tym cmentarzu. Z inicjatywy Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą początkowo młodzież szkół polskich, a potem także harcerze, studenci i "nieco starsza młodzież", słuchacze uniwersytetu trzeciego wieku, od kilku lat także dyplomaci i pracownicy Ambasady RP, a nawet goście z Polski - w sumie całkiem spore i z roku na rok coraz większe grono ochotników, w drugiej połowie października uczestniczy w tej pięknej akcji, z wileńska zwanej Zaduszkową Tłoką. Tego roku Wileńska Młodzież Patriotyczna uruchomiła nawet w ramach Wielkiego "Rossysprzątania" specjalną akcję "Młodzież dla Rossy 2016", podczas której nie tylko sprzątano, ale i kwestowano na odnowę pomników.
Po upadku komunizmu mogło się wydawać, że wreszcie z Polski i z Zachodu w poszukiwaniu swoich korzeni na Rossę powrócą potomkowie tych, co przed ekspatriacją tu spoczęli. Że zgodnie z chrześcijańskim obowiązkiem zadbają o pamięć przodków, nadrabiając zaległości z czasów "żelaznej kurtyny", skorzystają z różnicy cen - w pierwszej połowie lat 90. za wynagrodzienie sprzątaczki na Zachodzie lub w Polsce (czyli kilkadziesiąt dolarów) na Rossie można było nie tylko odnowić rodzinny grób, lecz także wystawić nowy pomnik.

Niestety, nadzieje na naturalne ożywienie troski o cmentarz okazały się płonne, a nieliczne świadectwa takich działań, które można napotkać i na Starej, i na Nowej Rossie wydają się mówić, że nie wszyscy potomkowie leżących na Rossie zginęli w wojennej i powojennej zawierusze. Tym dziwniejsze są, docierające jeszcze dziś do naszej redakcji, listy i maile z Polski grzecznie proszące o wyjaśnienie, czy tam i tam leży jeszcze czyjś pradziadek (jak gdyby mógł wstać i wyjść), czy stoi jeszcze nad nim jakiś krzyż lub pomniczek - wszak to już 25 lat od upadku ZSRR minęło, a od prawie 10 lat od reszty Europy nie dzieli nas żadna granica...

W czasach tegoż ZSRR do Wilna ściągnęli Polacy z bliższych i dalszych okolic, litewskiej i białoruskiej części Wileńszczyzny, którzy - podobnie jak prawie wszyscy wileńscy Litwini - na Zaduszki wyjeżdżają z miasta i odwiedzają groby przodków na wiejskich cmentarzykach. Rossa przez lata na Zaduszki pozostawała niemym wyrzutem sumienia - i pewnie dalej by nim była, czego dowodzi stan innych cmentarzy - Bernardyńskiego i na Antokolu (wojskowego, a szczególnie komunalnego św. Piotra i Pawła) - gdyby  nie Mauzoleum Marszałka. Może by w ogóle jej nie było, gdyby nie litewski panteon - Basanavičius-Bassanowicz, Čiurlionis-Czurlanis, Vileišiai-Wilejszysowie i jeszcze kilku "zasłużonych dla LSRR", których zdążono tu pochować po wojnie, zanim komuniści uznali, że jednak nie da się w cieniu BiałoPolaków na czele z ich "Marszałom" urządzić państwowej sowieckiej nekropolii. Na Antokolu było więcej miejsca...

Szczególnie bolesnym wyrzutem sumienia Rossa była dla tej nielicznej grupki Polaków - wilnian od pokoleń, którzy nie musieli na Zaduszki trząść się gdzieś do Mysikiszek w zatłoczonych podmiejskich autobusach, pilnując, by ktoś im świec w tym tłoku nie połamał. Troszczyli się zwykle nie tylko o swoje groby, lecz także o pamiątki po sąsiadach i znajomych, których "nie stało". Właśnie wśród tych wilniuków zrodził się Społeczny Komitet Opieki nad Stara Rossą, tak jak bliźniacze stowarzyszenie opieki nad Powązkami zrodziło się wśród rdzennych warszawiaków, których po Powstaniu również niewielu się ostało. Właśnie oni nadali impuls inicjatywie, wyglądajacej początkowo na kolejny wileńsko-romantyczny zryw, która jednak okazała się niezwykle udana, żywotna i... skuteczna. Niegdyś była, nieco żartobliwie, nazwana tłoką (na Wileńszczyźnie - skrzyknięcie krewnych i znajomych do pomocy w celu wykonania jakiejś pracy, zwykle nieodpłatnie lub "za poczęstunek"), stała się dziś Wielkim Zaduszkowym "Rossysprzątaniem".

Nawet, jeżeli odnowa Starej Rossy w tym tempie potrwa dłużej, niż sam cmentarz istnieje (czyli ponad 200 lat), to i tak nie mniejszą wartość ma samo społeczne zjawisko, integrujące wileńskich (i nie tylko) Polaków, głównie młodzież - a nie ma dziś zbyt wielu inicjatyw, które by już zyskały tak niepodważalną rangę. To działalność bezcenna dla zachowania tożsamości narodowej, gdy w rodzinach coraz słabsza staje się więź pokoleń, a europejski kosmopolityzm spycha ojczysty język i narodowość na dalszy plan. Podobnie zresztą jak do niedawna sowiecki internacjonalizm - stąd coraz częściej przy polskich grobach można spotkać rodziny, mówiące między sobą np. po rosyjsku.

Czasem te kilkadziesiąt minut, spędzonych wśród nagrobków, ozdobionych często piękną polszczyzną, przenoszących nas do lat 19xx i 18xx może mieć większy wpływ na młodego człowieka, niż lekcje historii i opowieści babci. Może umocnić więź z rodakami tu w Wilnie i z tymi w Polsce oraz na świecie. Z tymi, co nie chcieli wracać tu po 1990 r. i z tymi, którzy po 1944 r. wyjechali na Zachód budować "nową" Polskę lub zostali wywiezieni na Wschód, by nie przypominać o tej "starej" Rzeczypospolitej...

Autorzy wideorelacji: Beata Bużyńska, Ara Narsisian, Edwin Wasiukiewicz


Komentarze

#1 Też pamiętam Rossę z tamtych

Też pamiętam Rossę z tamtych lat.Mogłam odwiedzić Wilno po 1989 roku .Byłam tam już kilkakrotnie i również nie mogę znaleźć grobów moich bliskich.Nawet nazwisk nie było w udostępnionym mi katalogu.
Żal serce ściska.

#2 Należę do pokolenia, które

Należę do pokolenia, które jeszcze pamięta Rossę oraz te szczególne listopadowe Zaduszki roku 1939.W ten dzień przyszły tłumy ludzi i była to wręcz manifestacja patriotyczna, zaś całe wzgórze jaśniało jak dywan utkany światełkami zniczy.Teraz z przykrością stwierdzam że nie mogę zidentyfikować i odrestaurować na Górce Literackiej grobu mojego dziadka ,mimo że przedstawiłem dowód jego pochówku w Kancelarii Cmentarza. Planowana jest od lat tablica zbiorcza z nazwiskami dla takich okoliczności ale nie zanosi się na jej realizację co zresztą nie jest satysfakcjonującym rozwiązaniem.

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.