Pół kilo złota, czyli skarby dawnego Wilna
Walenty Wojniłło, 12 grudnia 2014, 19:04
92 złote monety, czyli 668 gr kruszcu najwyższej próby, odkryli w lipcu tego roku archeolodzy prowadzący rutynowe badania ruin przy ul. Subocz 19, gdzie już wkrótce mają wyrosnąć nowe apartamentowce. Znalezisko utrzymano w tajemnicy, by nie ściągnąć w te okolice rzeszy poszukiwaczy skarbów. Monety trafiły do zbiorów Litewskiego Muzeum Narodowego i dopiero teraz zostały oficjalnie zaprezentowane. W metalowej puszce, która została zżarta przez rdzę, pod fundamentem kamienicy z przełomu XIX i XX wieku ukryto głównie popularne do dziś "świnki", czyli 5- (38 sztuk) i 10-rublowe (44 sztuki) monety Mikołaja II, ale też jedną 5-rublówkę Aleksandra II z 1863 r., cztery 10-dolarówki USA, dwie monety o nominale 2,5 dolara i jedną - największą - 20-dolarówkę. Kamienica została zniszczona podczas ostatniej wojny, więc władze sowieckie na jej ruinach zbudowały garaże, które ostatnio nie były już użytkowane, a zanim kolejny już właściciel tej działki zabrał się za jej uporządkowanie, urosło tu nielegalne śmietnisko. Odkrycia, wycenianego na ok. 23-25 tys. euro, dokonał student III roku archeologii Uniwersytetu Wileńskiego, który latem postanowił dorobić w spółce, prowadzącej badania na działkach przeznaczonych pod zabudowę. Były to jego pierwsze wykopki archeologiczne...
"Dawnych mieszkańców kamienicy przy ul. Subocz 19 w Wilnie prosimy o kontakt w celu odbioru rodzinnych oszczędności" - takie ogłoszenie w polskiej prasie raczej się nie pojawi, chociaż być może gdzieś w Toruniu, pod Gdańskiem czy Szczecinem żyją jeszcze potomkowie lub sąsiedzi zamożnych wilnian, co to w czasie ostatniej wojny postanowili ukryć swój dorobek (całego życia, a może nawet kilku pokoleń) w piwnicy pod murkiem. Pracownicy Litewskego Muzeum Narodowego nie mają wątpliwości, że tzw. złotniaki zostały ukryte podczas ostatniej wojny - być może już we wrześniu 1939 roku, gdy do miasta wkraczali bolszewicy, albo w roku1941, gdy zmieniali ich hitlerowcy, a może nawet w 1944, gdy Niemców ponownie zmienili Sowieci?
Fakt, że monety przez ponad 70 lat pozostawały w ziemi, świadczy o jednym: ich właściel najpewniej zabrał swoją tajemnicę do grobu, bo gdyby nawet został wywieziony na Wschód lub Zachód i przeżył, miałby sporo możliwości, by odzyskać własność lub przekazać komuś wiadomość o niej. Czy był to Żyd, którego złoto nie uratowało przed Holocaustem, czy też Polak, który zginął w bombardowaniu, na Łukiszkach, w Ponarach lub w łagrach? A może Litwin kolaborujący z hitlerowcami i pobierający od Żydów opłatę za ratowanie życia w czystym kruszcu? Tego już raczej się nie dowiemy. Pozostała błyszcząca pamiątka po czasach, gdy rosyjskie i amerykańskie krążki zgodnie, bez politycznych animozji, lądowały w skarbonach wilnian jako najpewniejsza inwestycja w przyszłość, czy też swoiste zabezpieczenie "na czarną godzinę". Jak się okazało - jakże złudne i zawodne.
Kolejne znalezisko rodem z dawnego Wilna po raz kolejny przywołuje refleksje, ileż jeszcze cennych pamiątek i skarbów kryje wileńska ziemia, piwnice i poddasza, a nawet mury i dawne ogródki. Bolesna historia zmuszała wilnian sięgać do skrytek nie tylko podczas ostatniej wojny, ale i w 1920, 1915, 1863, 1812, 1794, 1655 roku... Ostatnia wojna być może wyróżnia się tym, że w mieście nastąpiła tak niespotykana dotąd wymiana ludności, że wyjątkowo nielicznym udało się odzyskać ukryte skarby. Nie zawsze było to złoto, czy monety - w roku 1944 zakopywano nawet zdjęcia z partyzantki, przedwojenne dokumenty i odznaczenia, pamiątki rodzinne, broń...
W środowisku kolekcjonerskim Wilna krąży mnóstwo legend o powojennych znaleziskach, gdy szczęśliwymi odkrywcami byli najczęściej nie archeolodzy, lecz budowlani, prowadzący różnego typu prace na Starówce. Uporządkowywanie ruin dawnego getta pomiędzy ulicami Niemiecką a Szklaną - to jeszcze w latach 50. ubiegłego stulecia było prawdziwe Eldorado. W czasach sowieckich każdy skarb należał jednak do państwa, znalazcy należała się tylko nagroda w wysokości 25 proc. od wartości znaleziska. Nieoficjalna, rynkowa wartość wielu skarbów, była jednak nieporównywalnie większa, toteż pracownicy jedynego wówczas antykwariatu przy Dominikańskiej z funkcjonariuszami odpowiednich służb byli już "na Ty"...
W niepodległej Litwie penetracja dawnego Wilna nabrała nowych rozmiarów - poszukiwacze skarbów nie musieli już obawiać się KGB ani policji, więc buszowano wzdłuż i wszerz, zaczęły też napływać z Polski różne informacje, a to o szablach ułańskich, zakopanych w 1939 r. na skarpie nad Wilią koło Zakrętu (akurat w miejscu, gdzie ostatnio otwarto nowy wiadukt), a to o sztandarach polskich jednostek z Września, kasach pułkowych czy sprzęcie i nagrabionych bogactwach, ukrytych przez wycofujących się Niemców. Najczęściej jednak szczęście mieli nie ci, którzy zaopatrywali się w najnowsze wykrywacze metali, tylko zaufani brygadzisty lub "ekskawatorszczika" (operatora koparki).
Dwa pudy bezcennego srebra z Rybiszek
Głośne znaleziska regularnie wstrząsały raz światem naukowym, innym razem - kolekcjonerskim, a nawet... rynkiem metali szlachetnych! Tu warto przypomnieć dzieje najcenniejszego bodajże skarbu najstarszych pieniędzy na ziemiach litewskich, odkrytego w 1930 r. przez chłopa na wileńskich Hrybiszkach/Rybiszkach (przy Czarnym trakcie), kiedy to cena srebra w Wilnie spadła do najniższej w Polsce! „Słowo" w dniu 9 sierpnia 1930 r. donosiło: "2 pudy starolitewskich monet srebrnych sprzedano złotnikom wileńskim. Od dłuższego czasu krążyły po Wilnie sensacyjne pogłoski o wykopaniu starożytnego skarbu ogromnej wartości materjalnej i numizmatyczno-naukowej. Po zbadaniu tej sprawy okazało się, co następuje: skarb rzeczywiście został wykopany przed kilku miesiącami, ale w tajemnicy przed władzami, tak że dotychczas niepodobna było żadnych informacyj otrzymać. Znalazł go pewien chłop, który orząc na granicy wsi Rybiszki i Kuprjaniszki, zaczepił pługiem o miedzianą skrzynię. Po wydobyciu skrzyni okazało się, że zawiera ona około 400 monet srebrnych w formie podłużnych plitek (sic! do dziś sztabki w Wilnie zwą plitkami - przyp. aut.), wagi ogółem około 40 kilogramów, bardzo wartościowej próby. Chłop w tajemnicy przed wszystkimi zawiózł skrzynię z pieniądzmi do miasta i sprzedał pewnemu złotnikowi za 5 tysięcy zł*. W obecnej chwili złotnik ów jest w posiadaniu 350 sztuk monet, okazując je uczonym numizmatykom. Badania przeprowadzone wykryły ogromną wartość naukową znalezionego skarbu, jakiego dotychczas na naszych ziemiach jeszcze nie wykrywano. Znalezione pieniądze są pochodzenia starolitewskiego jeszcze z przed czasów Witołdowych, prawdopodobnie z wieku XIIl-go w postaci sztabek owalnych".
W następnym numerze "Słowa" głos zabrał już Lucjan Uziębło (1864-1942, literat, kolekcjoner i miłośnik starożytności Wilna), który w artykule pt. "Doniosłe odkrycie numizmatyczne" informuje także m.in. o powstaniu w Wilnie Towarzystwa Numizmatycznego i odkryciu manuskryptu z opisem wspaniałej kolekcji numizmatycznej Stanisława Augusta. Potwierdza on historię o włościaninie, który "orząc swój kawał gruntu, natrafił w miejscu jego pagórkowatem na sporą skrzynię drewnianą, okutą przerdzewiałą już blachą miedzianą, a zapełnioną mnóstwem nieznanych oczywiście chłopowi, przedmiotów srebrnych. Były to właśnie t. zw. ruble litewsko-ruskie oraz grzywny kijowskie i podobno nowgorodzkie. Pieniądze te poobwijane były w jakąś przebutwiałą już niezmiernie tkaninę, podobną do dzisiejszej grubej marli. (...) Samo pudło, oczywiście, zostało przez czas przegniłe i razem ze zgrynszpaniałą (sic!) blachą miedzianą rozpadało się w oczach znalazcy. Drobne szczątki tej blachy oraz tkaniny miałem w ręku, a przechowywane one są przez pewnego poważnego litewskiego badacza w Wilnie".
Badaczem tym był Paweł (Povilas) Karazija, który dotarł nawet do chłopa z Rybiszek i zbadał "srebrne" wzgórze na środku pola, zasianego owsem. Po dwóch latach wydał książkę "Skarb wileński" z naukowym opisem pierwszego i - jak dotąd - największego znaleziska pierwszych litewskich pieniędzy (grzywny - ros. ruble, lit. ilgieji) czyli srebrne sztabki z oznakowaniem wagi (wartości). Niestety, z ok. 400 grzywien litewskich, 18 kijowskich i 8 dużych rubli Nowogrodu tylko kilkadziesiąt sztuk wykupiły muzea w Wilnie i Grodnie, kolejne kilkadziesiąt trafiło do rąk prywatnych (m.in. Karaziji, które potem znalazły się w zbiorach kowieńskich), większość jednak została najprawdopodobniej przetopiona, jak zresztą pisał Uziębło: „szanowny złotnik" (nabywca skarbu - przyp. aut.), gdyby nie znalazł "solidnego nabywcy", to je przetopi. Złotnicy chrześcijanie twierdzą, iż kilkanaście czy też kilkadziesiąt tych sztabek sprzedają żydzi po 20 zł. i wyżej za sztukę"...
W sumie tylko w wieku XX na terenie Wilna dokonano ok. 20 dużych (i znanych!) odkryć, jednak w większości były to srebrne denary grosze, półgrosze, trojaki, szóstaki z XV-XVII w. Najwięcej znalezisk dokonano na terenie Górnego i Dolnego Zamków wileńskich - absolutne apogeum numizmatycznych "dożynek" przypadło oczywiście na okres poprzedzający odbudowę Zamku Wielkich Książąt Litewskich (Valdovų Rūmai), czyli lata 1988-2002 - wówczas znaleziono tu kilkaset monet od najstarszych (XIV w.) po XIX-wieczne, w tym kilka "skarbów", czyli zbiorów monet ukrytych razem. Były też słynne odkrycia na Zamkowej, na Al. Gedymina i pl. Ratuszowym, na Łukiszkach, u wylotu szosy Niemenczyńskiej, w Werkach. Niektóre skarby "wypływały" już w Polsce - tak np. w 1966 r. do Muzeum Narodowego w Warszawie (w latach 1936-1982 kierował nim wilniuk i najbardziej chyba zasłużony dyrektor tej placówki Stanisław Lorentz) zgłosił się niejaki Jan Karpowicz, wilniuk ze Szczecina, który przekazał do zbiorów 48 rzadkich denarów Witolda, twierdząc, że znalazł je jeszcze w 1939 r. Naukowcy jednak podejrzewają, że monety te pochodzą ze słynnego skarbu, także wyoranego chłopskim pługiem, ale już w 1941 r. w Werkach - było to największe znalezisko monet z okresu panowania Witolda (dokładnie z lat 1413-1430), bitych zarówno na Litwie, jak i w Polsce oraz Czechach (grosze praskie).
Numerolodzy zwróciliby też pewnie uwagę na to, że wileńskie skarby "lubią" liczbę "19" - obecnie złoto znaleziono na ul. Subocz 19, przed laty najliczniejszy bodajże skarb odkryto przy Mostowej 19 - podczas prac remontowych załamała się tam podłoga i robotnicy wydobyli ze skrytki gliniany garniec, w którym było ok. 16 000 (!) szelągów z czasów Jana Kazimierza! Niestety, tzw. boratynki nie miały dobrej opinii ani w połowie XVII w. (stąd powiedzenie "Znać kogoś (coś) jak zły szeląg"), ani wśród dzisiejszych kolekcjonerów - miedziana drobnica kosztuje zaledwie parę litów za sztukę, a w gorszym stanie to już długo będzie szukać nabywcy. Tysiące szelągów z Mostowej dały jednak dobrych parę miesięcy pracy dla konserwatorów, którzy przygotowywali ten "skarb" do wyeksponowania w muzeum.
Nie wszystko złoto, co skarbem jest
Odkrywanie wileńskich skarbów w ostatnich dekadach nabrało także nowego znaczenia - skarbami nazywamy już nie tylko mieszki czy dzbany z monetami i ukryte klejnoty, ale też inne, cenne pamiątki z przeszłości, czasem otaczające nas na co dzień lub poniewierające się na strychu w pudłach po dziadku (wystarczy tu przypomnieć odkrycie w 2004 r. taśm z jedyną pełną (prawie) wersją filmu "Pan Tadeusz" z 1928 r. w zbiorach przewiezionych z Wilna do Wrocławia). Kolekcjonerzy, zbierający tzw. vilniana (pamiątki wileńskie), utyskują, że są dziś one rozsiane po całym świecie (tak, jak losy w XX w. rozrzuciły wilniuków), ale po kilku dziesięcioleciach, w miarę odchodzenia pewnego pokolenia, coraz częściej trafiają na rynek antykwaryczny. Dla dzieci i wnuków dawnych wilniuków często są to niepotrzebne starocie, do których nie wiedzieć czemu dziadek czy stryjek był ogromnie przywiązany...
Zmienia się także krąg osób zainteresowanych tymi pamiątkami - o ile przed kilkudziesięciu laty polskie pamiątki z Wilna interesowały tylko nielicznych litewskich zbieraczy (to nie było "nasze", tylko "polskich okupantów"), o tyle dziś już liczy się związek z Wilnem, a konotacje kulturalne czy językowe odchodzą na plan dalszy. Przed kilku laty niezwykłej pracy podjął się pasjonat wnętrz Eugenijus Skerstonas, który po prostu zaczął pukać do drzwi, odwiedzać różne zabytkowe mieszkania i urzędy, by dziś wydać już drugi tom niezwykłego albumu „Privatus Vilnius. Interjerai” ("Wilno prywatne. Wnętrza"). Z aparatem fotograficznym odwiedził on ponad 100 wileńskich mieszkań, gdzie zachował się zabytkowy, XIX-, a czasem nawet XVIII-wieczny wystrój.
Niektórych detali jednak nie da się nawet sfotografować, no bo któż np. pamięta, że porządny wileński parkiet na przełomie XIX i XX wieku był układany z niezniszczalnych klocków drewnianych o wysokości czasem nawet 10-15 cm, a nie z klepek grubości 1-2 cm? Znajomy opowiadał mi historię pewnej prominentnej litewskiej rodziny, która przeniosła się do Wilna w 1947 r., by budować tu Litwę Radziecką i dostała (no bo władze komunistyczne "dawały" mieszkania) piękne secesyjne mieszkanko z widokiem na plac Katedralny po jakimś polskim aktorze czy aktorce - ponoć wyjechał, zabierając tylko najcenniejsze przedmioty, więc umeblowanie było kompletne i pełno różnych mniej lub bardzie użytecznych sprzętów. Na początku lat 80. już syn tego komunistycznego działacza, także z partyjnego przydziału, otrzymał jakieś nowoczesne mieszkanie w bloku - opuszczając stare wydłubali parkiet co do klocka, zastanawiali się nawet nad odarciem sztukaterii i ruszyli z rozbieraniem kaflowego pieca, ale nie zdążyli - ktoś doniósł, gdzie trzeba i kafle powróciły na swoje miejsce...
Wracając jednak do skarbów, których największą chyba zaletą jest jednak sama przyjemność odkrycia czegoś ukrytego, warto przypomnieć jeszcze kilka ciekawych odkryć wileńskich ostatnich lat. Hojny na tajemnice okazał się np. kościół pobernardyński pw. św. Franciszka i św. Bernarda - podczas prac konserwatorsko-restauratorskich w połowie lat 90-ych, gdy zdewastowaną świątynię (w czasach sowieckich służyła za magazyn) zwrócono Kościołowi, dokonano tu całego szeregu odkryć. Pod warstwami tynku zachowało się tu najstarsze na Litwie malowidło ścienne z XVI w., a w podziemiu za ruchomą cegłą czekało na znalazcę prawie 60 cennych monet Rzeczypospolitej, Prus, Rosji, Śląska i Brandenburgii z XVII-XVIII wieku. Najbardziej spektakularnego odkrycia dokonał tu jednak w 1995 r. znany wileński malarz i konserwator Czesław Połoński, który akurat prowadził tu prace restauratorskie i natrafił na skrytkę w murze, w której spoczywało... archiwum wileńskiej AK! Znalezione dokumenty Biura Informacyjno-Propagandowego Okręgu Wileńskiego AK w połowie 1995 r. wywołały kolejną burzę polityczną i poruszyły litewską nagonkę na AK, gdyż - jak twierdzili litewscy naukowcy i prawicowi politycy - zawierały dowody na to, że Armia Krajowa mordowała Litwinów...
Inne cenne papiery w tymże czasie (ok. 1996 r.) odkryto podczas rekonstrukcji papierni i fabryki w Grzegorzewie (kojarzonej do dziś raczej z papierem toaletowym). Podczas prac w dawnych pomieszczeniach administracyjnych odkryto olbrzymi zbiór weksli i papierów wartościowych Grzegorza Kureca, założyciela fabryki, jednego z najbogatszych przedsiębiorców Wileńszczyzny lat 30. XX w. Znalezisko trafiło od razu do rąk zbieraczy i także zachwiało cenami na rynku polskich papierów bankowych z okresu międzywojennego. Do dziś weksle Kureca są częstymi gośćmi na Allegro...
Tajemnica katedralnego skarbca
Najsłynniejsze jednak wileńskie (i chyba litewskie) odkrycie przełomu XX i XXI w. to oczywiście słynny skarbiec Katedry wileńskiej, przypadkowo znaleziony w 1985 r. podczas remontu ówczesnej Galerii Obrazów (na jaką zamieniona była Katedra w czasach sowieckich). Litewscy muzealnicy od chwili zakończenia wojny prowadzili poszukiwania skarbca na Wileńszczyźnie, a nawet w Polsce. Podejrzewano, że mógł on paść łupem żołnierzy sowieckich lub niemieckich, aż postanowiono przebadać wszystkie ściany Katedry za pomocą najnowszej ówczesnej techniki - ultradźwiękiem. Pustkę wykryto w pomieszczeniu technnicznym, przy schodach prowadzących na dach, między kaplicami po prawej stronie. W największej tajemnicy kilkuosobowe grono badaczy w nocy rozbiło ścianę, by ujrzeć wreszcie największy skarb, obrosły legendami. Całą noc prowadzono inwentaryzację, po czym przewieziono klejnoty do magazynów muzealnych, gdzie je ponownie ukryto: gdyby wieść o tym znalezisku się rozniosła, kariery młodych naukowców ległyby w gruzach, a bezcenne krucyfiksy, kielichy i monstrancje z XV-XIX w., powędrowałyby do Moskwy.
Na szczęście tajemnicy udało się dochować i dopiero na początku lat 90. poinformowano o znalezisku mieszkańców Litwy. Dziś skarby, gromadzone przez wieki w Katedrze wileńskiej możemy oglądać w Muzeum Dziedzictwa Kościelnego (w dawnym kościele św. Michała), gdzie można się też dowiedzieć, że... skrytkę na cenne skarby miała w zasadzie każda ważniejsza świątynia. Przynajmniej w Wilnie. Arcybiskup Jałbrzykowski z pewnością musiał w niezwykłym pośpiechu, być może z pomocą najbardziej zaufanej osoby ratować skarbiec przed wojenną zawieruchą - kilogramy złotych i srebrnych klejnotów owinięte były w polskie gazety z połowy września 1939...
Wilno czeka więc na kolejne odkrycia, a tajemnic i skarbów wystarczy tu na kilka kolejnych stuleci! Zapraszamy naszych czytelników do dzielenia się własną wiedzą na temat odkryć, bo dzieje wielu z nich funkcjonują już tylko na poziomie opowieści przekazywanych w rodzinie lub gronie przyjaciół!
*Dla porównania: Premier RP zarabiał wówczas 3000 zł miesięcznie, minister - 2000 zł, generał brygady - ok. 1000, profesor USB - ok. 350 zł, wileński rzemieślnik - od 1 do 2 zł dziennie, wykwalifikowany robotnik - od 0,7 do 1 zł za godzinę!
**Povilas Karazija (1877-1955), znany działacz przedwojennej, litewskiej społeczności na Wileńszczyźnie, nauczyciel, redaktor i wydawca pism litewskich, kolekcjoner. W 1936 r. wydalony z Wilna przez wojewodę Bociańskiego zamieszkał w Warszawie, jednak rok później został ujęty i deportowany na Litwę. Od 1938 r. pracownik Muzeum Wojny im. Witolda Wielkiego, od 1944 r. - Muzeum im. Čiurlionisa w Kownie. Zgromadził jedną z największych na Litwie kolekcji numizmatów ziem litewsko-ruskich oraz późniejszej Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Zdjęcia: Jan Wierbiel
Montaż: Bartosz Frątczak
Komentarze
#1 Złote pięciorublówki nazywane
Złote pięciorublówki nazywane - "pietuszki" były w czasie wojny1939-1945 lokatą Wilnian na czarną godzinę.Funkcjonowały jako pewna i często używana waluta za którą można było wszystko kupić w tych latach.
#2 Toż ten dom przed wojną, nim
Toż ten dom przed wojną, nim został zburzony w połowie należał do moich dziadków i jeszcze jednej rodziny!! Mam jeszcze papiery 1918 r mówiace o własności. Dziadek zawsze wspominał, ze byli bogatą rodziną, a po wojnie wszystko zagineło. Wspominał wtedy o złotych monetach. Nawet w pamiętniku pradziadek pisał, że lokuje w złote monety. Majątku dorobił się w Ameryce i wrócił w 1914 roku. to pewnie skarb mojej rodziny!!!! Jadę do Wilna wyjaśniac. Adres majlowy podaję nie prawdziwy by nie rozdmuchiwać sprawy przez redaktorów
#3 Cudne. Mam 7 takowych w
Cudne. Mam 7 takowych w domku. 1340 PLN/sztuka.
#4 POLICJA I PROKURATURA W LODZI
POLICJA I PROKURATURA W LODZI stosuje BOLSZEWICKO /FASZYSTOWSKIE metody ujebywania wlasnych obywateli. Straszne dziedzictwo wiekow zaborow I okupacji! Czas aby Polak pomagal Polakowi. Wszystkim nam zylo by sie lepiej I dostatniej! Czas aby uczyc sie of leprzych. WAnglji karzdy mosze szukac I kopac I idzie do regionalnego urzedu archeologicznego gdzie dostaje aktualna wartosc rynkowa. Kazdy jest szczesliwym I dobra trafiaja do publicznej wlasnosci. WSTYD DLA POLSKIEJ POLICJI I PROKURATURY. TYLKO PATRZEC JAK ZDRAJCY INTERESU NARODOWEGO SPRZEDADZA KONCESJE OBCEMU INTERESOWI DO WYDOBYWANIA "DZIEDZICTWA NARODOWEGO" KTORE BEDZIE WYWOZONE ZA GRANICE. Co sie stalo z koncesjami na polski gas lupkowy. Tjest zbrodnia przeciwko Polsce I NARODOWI polskiemu. Jak dlugo taka sytuacja bedzie istniala! WYKOPKI SA WSPANIALA REKREACJA I POZYTKIEM DLA NARODU POLSKIEGO - POLAK BOGDAN