W Jedlinie przydrożny krzyż stoi
Bartosz Frątczak, 5 listopada 2015, 15:38
Często się zdarza, że pozorne zdarzenia nacechowane są przeogromną dozą niezwykłości, a pozorna prostota niesie zakrytą przed naszymi oczami głębię znaczeń. Tak też było tym razem... Droga z Wilna do Solecznik, a tam "Jezus przydrożny stał". Jezus, który wyszedł spod dłuta nieznanego z imienia ludowego rzeźbiarza i w domu spokojnie czekał. Czekał, aż rzeźbiarz wyjedzie albo na wieczny spoczynek się uda, aby zostać odnalezionym podczas porządkowania pustego domostwa. "A skoro Jezus jest, to krzyż potrzebny" - powiedziała Pani Jadwiga Osipowicz - Ojca brat krzyż postawił i tak, do dziś, stoi" - dodała. Dawniej droga z innej strony była i tak Jezus zawieszony na dębowym drzewie zamiast przy domu we wsi Jedlina, to przy drodze się znalazł. Dziś, dwadzieścia lat później, dębowy krzyż z figurką Jezusa przy drodze stoi, a w zasadzie chwieje się, gdyż drzewo, wsunięte w ziemię, gnić zaczęło. Pozornie zwykła sytuacja, a może niezwykła w swojej prostocie, bo przecież dębowy krzyż "chwieje się, nie można dopuścić, by upadł", więc wypada wzmocnić go, usztywnić i zabezpieczyć. Bez metafizyki, bez wzniosłych metafor czy myślenia o transcendentnym Bogu, którego wizerunek dębowa konstrukcja podtrzymuje. Można by spojrzeć na to jak na mechanizm wiary, czy jakiegoś zadośćuczynienia za "coś", co tkwi w historii Pani Jadwigi a czego nie udało się dociec w krótkiej rozmowie.
Nie tylko symbolicznie wypełnia całą przydrożną przestrzeń, dzielącą drogę od terenu zieleni, ale realnie, stojąc, czy w zastanym przez nas przypadku - kołysząc się na wietrze. W tym wypadku nie można oddzielić znaku, jakim jest krzyż, od warstwy znaczeń, która jest w nim zakorzeniona. Joseph Ratzinger w swojej książce "Wprowadzenie w chrześcijaństwo" napisał, że "wiara nie ukazuje się już jako zuchwały wprawdzie, lecz wymagający wspaniałomyślności człowieka skok z pozornej pełni naszego świata widzialnego w pozorną nicość niewidzialnego i niedosięgalnego; wydaje się nam raczej, że wymaga zobowiązania się dziś do tego, co minęło, i opowiedzenia się za tym, co wiecznie ważne. Ale któż by się na to zgodził w czasie, kiedy idea "postępu" zastąpiła myśl o "tradycji". W tym wypadku wysiłek trojga ludzi, którzy podtrzymują dębowy krzyż, konkretyzuje się w postaci prawdziwej miłości. Miłości do wiary i tradycji, którą trzeba chronić, podtrzymywać i pielęgnować, by nie zgniła w ziemi. Niby zwykłe zdarzenie, a jednak takie, które pozwala stwierdzić, że ktoś jest tym, co czyni, a czyni to, jakim jest.
Zdjęcia: Paweł Dąbrowski
Montaż: Bartosz Frątczak