16 Lutego: Z pałacu do Ponar
Walenty Wojniłło, 17 lutego 2011, 03:53
Dał nam przykład prezydent RP, jak obchodzić 16 Lutego: oddając hołd w Ponarach. Najpierw oczywiście uroczystości państwowe - akademia przed Pałacem Prezydenckim, nabożeństwo w wileńskiej katedrze, a potem Ponary. Przynajmniej wymownie. Trudno się dziwić, że precyzowanie szczegółów pierwszej oficjalnej wizyty na Litwie nowego (z perspektywy Wilna) prezydenta RP szło dość opornie i tym razem chyba strona polska dopięła wreszcie swego: Bronisław Komorowski na dobry początek spotkał się z rodakami w Mejszagole, a na pożegnanie uczcił pamięć stryja i innych pomordowanych w Ponarach. W tak zwanym międzyczasie był 16 Luty, czyli prawdziwy powód pierwszego przyjazdu do Wilna prezydenta Komorowskiego.
Już niewielu pamięta, że jego rodzony brat, Stanisław Narutowicz, gospodarzący w rodowym majątku Brewiki na Żmudzi, był współtwórcą niepodległej Litwy. Na Akcie Niepodległości z 16 lutego 1918 r. widnieje jego podpis (po polsku!). Postać jeszcze bardziej tragiczna, bo do końca nie mógł się pogodzić z tak agresywnym "rozwodem" Polski i Litwy po 1920 r., a rosnący litewski nacjonalizm i realia "Młodej Litwy", na której tak strasznie się zawiódł, doprowadziły go do rozpaczy: W Sylwestra 1932 r. palnął sobie w łeb (litewscy historycy oczywiście interpretują to inaczej).
Związki kolejnych prezydentów z Litwą - Wojciechowskiego i Mościckiego - są luźniejsze, ale wtedy i tak przede wszystkim liczył się inny "Litwin" - marszałek Piłsudski. Za kulminacyjny można uznać jego "wileński" pogrzeb, gdy postanowił złożyć swe serce u stóp Matki, ale jej prochy po długich dyplomatycznych kombinacjach ...niemal przemycano z rodzinnych stron przez "zieloną granicę" żelaznej kurtyny polsko-litewskiej.
Ktoś powie - odległe czasy, międzywojnie, Kresy, pozostałości Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Ależ w III, czy jak kto woli, także IV RP niewiele się zmieniło - ścisłymi związkami z Litwą legitymuje się co drugi prezydent: Wojciech Jaruzelski - Aleksander Kwaśniewski - Bronisław Komorowski. Jeśli przypomnieć, że Lech Wałęsa swą karierę zawdzięcza wielu "wilniukom" z Trójmiasta, a Lech Kaczyński nie tylko miał żonę wilniankę, ale i kontynuował politykę wielkich "Litwinów" XX w. (idea połączenia narodów Europy Środkowo-Wschodniej jako przeciwwagi dla Rosji i Niemiec), nasz bestseller miałby wiele pięknych rozdziałów. Tylko skąd biorą się publikacje typu "Ostatni obywatele Wielkiego Księstwa Litewskiego" i kto ubzdurał sobie, że WKL odeszło do historii razem z Giedroyciem czy Miłoszem? Niestety, to dość typowy przejaw polskiej ignorancji, gdy - jak za czasów PRL - koniec świata stanowi wschodnia granica Polski...
Powróćmy jednak do wizyty prezydenta Komorowskiego, z którym Litwa wiązała nadzieje na ożywienie stosunków polsko-litewskich. W litewskim pojęciu to ożywienie oznacza powrót do złotych lat w relacjach Wilno-Warszawa (epoki rządów postkomunistycznych w obu strolicach), gdy obowiązywała zasada: My, jako "mniejsi", obiecujemy poprawę i robimy co chcemy, a Polacy, jako "więksi", wierzą w nasze obietnice (lub politycznie udają) i strategiczne partnerstwo kwitnie.
Być może kiedyś baśnie o "strategicznym partnerstwie" będą się zaczynały słowami: Było to w czasach, gdy nowo wybrani prezydenci Polski i Litwy z pierwszymi wizytami zagranicznymi wybierali się odpowiednio do Wilna i Warszawy... Polityka obecnego rządu Litwy sprawiła jednak, że na przyjazd "liberalnego" skądinąd prezydenta RP czekano ponad pół roku. Ponadto wizyta była wyjątkowo kurtuazyjna. Jak długo będziemy czekać na roboczą, zależy chyba od tegoż rządu.
Kancelarie obu prezydentów próbują zachować ostatnią płaszczyznę jakiegokolwiek porozumienia między Polską a Litwą, jednak to również nie przychodzi łatwo. Wizyta prezydenta RP, która się rozpoczyna spotkaniem z litewskimi Polakami i wręczeniem orderu jednemu z największych "polonizatorów" Wileńszczyzny (patrz: "Wielki Polak Wileńszczyzny"), a kończy wizytą w Ponarach, gdzie inny Bronisław Komorowski zginął w wieku 17 lat, kto wie, czy nie z rąk Litwinów, to gorzka pigułka, którą połknąć musi strona litewska. Ale gdy na szalę rzucone zostało ratowanie stosunków z rychłym przewodniczącym Unii Europejskiej - dało się przełknąć. Może to jednak sposób na normalizację rozmów z określonymi litewskimi rządami? No bo chyba nie będziemy w XXI w. sięgać po instrumentarium z poprzedniej epoki (by nie przypominać przełomowego dla relacji polsko-litewskich, bolesnego, ale pozytywnego w skutkach ultimatum z 1938 r. ...).
Gdzie te czasy, gdy prezydenci czy marszałkowie Polski i Litwy zgodnie składali wieńce u Marszałka na Rossie, a potem jak bracia dreptali pod górkę do Bassanowicza vel Basanavičiusa, albo dostojnie chylili głowy na Antokolu przed ofiarami 13 Stycznia, a czasem nawet na polskiej kwaterze wojskowej... A wszystko dla członkostwa w Unii. Czy potomni, harując wspólnie gdzieś w Irlandii, to docenią?
Na zdjęciach z uroczystości przed Pałacem Prezydenckim zaskoczyli mnie goście honorowi pani prezydent - elita litewskich konserwatystów od Landsbergisa po Degutienė oraz Bronisław Komorowski. Przepraszam: Kamarauskas, bo tak swego ziomka ochrzcił już premier Andrius Kubilius, jak się okazało, krajanin Komorowskich spod kurlandzkich rubieży. Pamiętamy, jak Lechas Kačinskis tłumaczył publicznie Adamkusowi (urodzony Adamkevičius, z pochodzenia Adamkiewicz), że naprawdę to on się nazywa inaczej... A Kamarauskas to nawet bardziej swojsko niż Komorovskis (były czasy, że przodkowie prezydenta RP musieli się tak podpisywać), bo i kwestia "w" odpada.
Do kieszeni potomek Komorowskich-Komorovskis`ów-Komarauskas`ów dostał jeszcze zdjęcia z rodowych stron, by nie krzywdził Litwy w swej politycznej działalności, i obiad na drogę. Towarzystwo z pałacu, który prezydentowi - jak się okazało - kojarzy się przede wszystkim z balem u Gubernatora z "Dziadów", pewnie wiele by jeszcze dało gościowi z Warszawy, by po drodze na lotnisko nie skręcał do Ponar, ale tak już jest w Starym Dobrym Małżeństwie...
Zdjęcia: Rajmund Rozwadowski, Jan Wierbiel, Paweł Dąbrowski
Montaż: Paweł Dąbrowski