W gościnnym domu palmiarek w Wojewodziszkach
Eryk Iwaszko, 14 kwietnia 2019, 07:56
„Brzuszki”, „rumianki”, „ptasie piórka”, „astry”, „grzybki”, „zajączki” – fantazja i pomysłowość wileńskich palmiarek nie mają granic. Wciąż wymyślają nowe wzory, kształty, wiją palmy miniaturowe, kilkucentymetrowe i gigantyczne, kilkumetrowe. W palmiarskiej rodzinie Rynkiewiczów z Wojewodziszek najbardziej cenione są jednak te tradycyjne: „wałeczki”, „serduszka” i „korony świętego Kazimierza”. Stanisława Rynkiewicz sztukę ich wicia poznała od swojej mamy, Weroniki, by następnie przekazać córkom, Renacie i Alinie. Palmiarki zgodnie twierdzą, że wicie palm to czysty relaks, najwięcej pracy jest bowiem z przygotowaniem surowca. Maleńką 15-centymetrową palemkę wprawna ręka może uwić w kwadrans. Wicie palmy średniej, półmetrowej pochłania kilka godzin, ale tak naprawdę niezależnie od rozmiaru powstaje ona w ciągu całego roku. Najpierw się wysiewa kwiaty, potem je się zbiera, suszy, farbuje… „Przyjeżdżajcie zaraz po Wielkanocy, pomożecie przy pikowaniu sadzonek” – żartując, zapraszały ekipę Wilnoteki palmiarki z Wojewodziszek.