Senat RP: Wspieramy nie tylko folklor i oświatę
Walenty Wojniłło, 13 lipca 2010, 10:32
"Rzeczpospolita Polska udziela pomocy Polakom zamieszkałym za granicą w zachowaniu ich związków z narodowym dziedzictwem kulturalnym" - głosi p. 2 Art. 6 Konstytucji RP. Realizacją tego konstytucyjnego obowiązku, w nawiązaniu do tradycji okresu międzywojennego, zajmuje się odrodzony w 1989 r. Senat RP. Z budżetu Kancelarii Senatu pochodzi większość funduszy, które państwo polskie przeznacza na opiekę nad Polonią i Polakami za granicą. O tym, jaka jest obecnie pomoc Macierzy Polakom na Litwie, w jakim kierunku zmierza i jakie są jej priorytety, rozmawiamy z gośćmi Studia "Wilnoteki" - Łukaszem Abgarowiczem, senatorem RP, zastępcą przewodniczącego senackiej Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą oraz z Arturem Kozłowskim, dyrektorem Biura Polonijnego Kancelarii Senatu RP.
Szybki rozwój techniczno-cywilizacyjny, połączony z narastającą migracją, integracją europejską i ogólną kosmopolityzacją sprawiły, że troska o polskość poza granicami (a i w kraju) staje się zadaniem coraz trudniejszym, stawia wciąż nowe wymagania, zmusza do poszukiwania nowych technik i kierunków działalności. Senat RP próbuje dotrzymać kroku zachodzącym zmianom i – z jednej strony – utrzymać dotychczasowy dorobek, szczególnie społeczny i kulturalny (zasłużone organizacje, zespoły folklorystyczne, itp.), z drugiej strony zaś przyciągnąć do działalności polonijnej ludzi młodych, dla których ich korzenie, polskość, nie zawsze są fundamentem nowoczesnej tożsamości, ba, coraz częściej mają nienajwyższe notowania w hierarchii wartości.
Zresztą młody młodemu nierówny. Co innego młoda Polonia w Irlandii czy Londynie, która w zasadzie jest częścią współczesnej Polski, rzuconą na „londyński” czy „dubliński bruk”, co innego młode pokolenie Polaków na Wschodzie, wyrosłe już po rozpadzie ZSRR i coraz częściej mówiące raczej o polskich korzeniach niż tożsamości. To już całkiem inni ludzie niż ich rodzice czy dziadkowie, niż pokolenie „made in USSR”, ukształtowane w dużym stopniu przez urzędową sowietyzację, często nawet mające ograniczony kontakt z Polską, ale mimo wszystko pozostające pod ogromnym wpływem jeszcze starszego pokolenia, pamiętającego Polskę niepodległą i będącego nośnikiem innych wartości, innej tradycji. Pomimo odgórnego tabu na kultywowanie polskości (a może właśnie dzięki niemu?) tamta polskość przetrwała łagry, ateizację i rusyfikację, czerpała siłę z martyrologii i bohaterstwa ostatniej wojny, opierała się na więzach rodzinnych (brat czy siostra, najdalej kuzyn w Polsce).
Co z tego zostało, co przetrwało, gdy odeszły tamte pokolenia? A także: Co dziś Polska może zaproponować Polakom na świecie i jaka ma być ta polskość poza granicami w XXI wieku?
Rozszerzenie Unii Europejskiej sprawiło, że Polacy krajów bałtyckich zostali przesunięci z szufladki „Polacy na Wschodzie”, obejmującej do niedawna całe dziedzictwo byłego ZSRR, do szufladki „Polacy nowej Unii”, których tak naprawdę nie wiadomo jak traktować. Bo chyba jeszcze (i to chyba jeszcze długo) nie na równi na przykład z Polonią niemiecką czy francuską, ale już nie tak samo, jak Polaków na Białorusi czy Ukrainie. Pamiętamy jeszcze konsternację i obawy z 2004 roku, że w nowej Europie Warszawa nie będzie już mogła tak wspierać Wilna czy Dyneburga jak poprzednio, ale dość szybko się okazało, że Unia nie tylko tego nie zakazuje, ale wręcz nakłada na kraj macierzysty obowiązek troski o swoje mniejszości w innych krajach, podobnie jak na każde państwo obowiązek troski o wszystkie zamieszkujące w nim mniejszości.
W nowych warunkach pojawiły się także nowe możliwości wspólnego korzystania ze środków unijnych, a projekty międzynarodowe, realizowane przez kilka krajów unijnych, czasem nawet z partnerem spoza Unii, są szczególnie mile widziane. Mimo to, jak na razie, nie posypały się jeszcze wspólne projekty np. Polaków z Łotwy i Wielkiej Brytanii, czy też np. z Litwy, Niemiec i Białorusi (tu wątek „demokratyzacji” braci zza unijnej miedzy jest wciąż aktualny...). Senat RP deklaruje wszelką pomoc i wsparcie zarówno na etapie przygotowywania tego typu projektów, jak ich realizacji. Wiadomo, że zwykle potrzebny jest wkład własny, profesjonalne opracowanie wniosku czy skomplikowane rozliczenie projektu.
Z funduszy unijnych można dziś uzyskać o wiele większe środki niż z budżetu senatu, jednak nawyk to rzecz straszna i wydaje się, że Polacy „nowej Unii” wciąż wolą jeździć z wyciągniętą ręką do Warszawy niż do Brukseli. Czyżby lepszy wróbel w garści?...
Realizacja: Jan Wierbiel, Rajmund Rozwadowski, Paweł Dąbrowski, Mariusz Komu-Lubi