„Noce i dnie”, czyli 45 lat polskiego „Przeminęło z wiatrem”


Fot. oldcamera.pl
Była to przygoda życia, dar losu, przed którym należy pochylić z pokorą głowę – powiedział Polskiej Agencji Prasowej reżyser „Nocy i dni” Jerzy Antczak. Mija 45 lat od premiery filmu określonego przez zagraniczną krytykę mianem polskiego „Przeminęło z wiatrem”.






Uroczysta premiera filmu Jerzego Antczaka odbyła się 23 września 1975 roku w Warszawie w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki, wtedy też film wszedł na ekrany w całej Polsce. Dzień wcześniej w Kaliszu w kinie „Oaza” miał prapremierę. W ciągu 16 dni od premiery film Antczaka obejrzało milion widzów, zaś do roku 1989 – aż 22 miliony.

„Noce i dnie” to ekranizacja powieści Marii Dąbrowskiej o tym samym tytule, za którą w 1933 roku pisarka otrzymała Państwową Nagrodę Literacką. Opowiada o losach dwóch pokoleń rodziny Niechciców i ich przyjaciół. Akcja dzieje się na przełomie XIX i XX wieku do czasów I wojny światowej, czyli filmowej Wielkiej Wojny.

Pomysł ekranizacji prozy Dąbrowskiej podsunęła Antczakowi żona – Jadwiga Barańska, usłyszawszy któregoś razu w radiu powieść czytaną przez Gustawa Holoubka. Po latach Barańska wspominała: „Słuchając wtedy «Nocy i dni» pomyślałam, że niewiele jest w kinematografii polskiej, ale i światowej, filmów o mądrych kobietach. A Barbara wydawała mi się fascynująca”.

Niewiele brakowało, a film by nie powstał, jak bowiem wspominał w rozmowie z Barbarą Hollender reżyser, kiedy udał się z pomysłem do Jerzego Kawalerowicza, ówczesnego szefa zespołu „Kadr”, ten odparł: „Niech pan robi wszystko, tylko nie tę chałę”. Antczak jednak niezrażony takim podejściem, napisał konspekt, który Kawalerowicz określił słowami: „jeszcze gorzej”. Reakcja na scenariusz była podobna – „żałosne”. Widząc jednak upór reżysera, Kawalerowicz powiedział Antczakowi: „Ma pan tyle entuzjazmu, niech pan to robi”.

Antczak pytany o przyczyny swojego, jak to ujął Kawalerowicz „entuzjazmu”, powiedział: „Myślę, że w «Nocach i dniach» jest coś ze mnie samego. Bo ja jestem jednocześnie człowiekiem stąpającym po ziemi i bujającym w obłokach. Mam w sobie kresową rzewność i egzaltację, a jednocześnie pokorę wobec rzeczywistości”. Reżyser mówił, że ujęła go „prostota tej opowieści o dwojgu ludziach niedopasowanych do siebie, żyjących razem”. Ponadto chciał „zrobić film o kobiecie, która żyła mitem” – dodał w jednym z wywiadów.

Przekonał do swojego projektu wielu uznanych aktorów, takich jak Jerzy Kamas, Elżbieta Starostecka, Jan Englert, Olgierd Łukaszewicz, Andrzej Seweryn, Beata Tyszkiewicz, Stanisława Celińska, Magdalena Zawadzka.

Jerzy Bińczycki po latach przyznał w wywiadzie dla „Gazety Krakowskiej”, że rola Bogumiła była dla niego momentem zwrotnym w życiu zawodowym i prywatnym. „Na tego typu rolę, o takich rozmiarach, pod taką opieką artystyczną, w takim zestawie obsady, czeka się latami. Wiele się nauczyłem” – wspominał aktor, podkreślając jednocześnie, że „na planie panowała wspaniała atmosfera, mieliśmy świadomość, że powstaje coś niezwykłego”.    

15 września 1972 roku padł pierwszy klaps. Zdjęcia trwały niemal dwa i pół roku, do 20 grudnia 1974 roku. Równolegle bowiem powstawał dwunastoodcinkowy serial pod tym samym tytułem. Muzykę napisał Waldemar Kazanecki, skomponowany na potrzeby filmu „Walc Barbary” jest jednym z najsłynniejszych motywów muzycznych w historii polskiej kinematografii. Być może to właśnie ten motyw przekonał Kawalerowicza do zaaprobowania projektu, Antczak opowiada bowiem, że zaniósł go szefowi „Kadru” razem ze scenariuszem i puścił w jego gabinecie. Muzyce przysłuchiwała się sekretarka i w pewnym momencie powiedziała, że „to jest przepiękne”.

Ciekawa jest również sama historia powstania „Walca”. Reżyser opowiedział kompozytorowi o swoim pomyśle. Na pytanie Kazaneckiego „czego by chciał w tym walcu”, Antczak odparł niezdecydowany: „Coś jakby «Fale Amuru» albo «Sopki Mandżurii»”. Kazanecki, popijając piwo, zasiadł do fortepianu i zaczął komponować, po czym przerwał niezadowolony, wypił kolejne i zaczął grać od nowa. Wówczas, jak opowiada Antczak „zapachniało czymś niezwykłym”.

Filmowy Serbinów powstał w Państwowym Gospodarstwie Rolnym w Seroczynie. Dyrektor PGR-u Robert Zasada zaoferował nawet przesadzenie wierzb z innego terenu, w odpowiedzi na ubolewania reżysera nad ich brakiem. „Bez nich nie ma polskiego krajobrazu” – żalił się Antczak. W ten sposób przesadzono 120 drzew. „Przywiązuję uwagę do drobiazgów. (...) Kręcąc «Noce i dnie» odwoływałem się do polskiej sztuki, do Chełmońskiego z jego brunatnościami i brązami, a jednocześnie śniegami i kuropatwami. Bo ja jestem niedoszłym malarzem” – wspominał w rozmowie z Hollender. Specjalnie na potrzeby filmu wybudowano w Seroczynie chłopskie czworaki.

Problemów nastręczało znalezienie stawu z naturalnie rosnącymi nenufarami. Zaproponowane przez scenografa Jerzego Masłowskiego atrapy kwiatów irytowały reżysera i nie wchodziły w grę. Scena, w której Toliboski brodzi w stawie, zrywając nenufary, jest jedną z kluczowych. Pewnego razu jednak, jak opowiada Antczak, wracając z Seroczyna do Serocka, gdzie mieszkali, zatrzymali się i przypadkiem zauważyli staw, jakiego poszukiwali. Okazało się jednak, że kwiaty będą kwitły jeszcze co najwyżej przez dzień, dwa. W tym krótkim czasie udało się zorganizować plan z kostiumami i 20 aktorami. Tak powstała jedna z najbardziej romantycznych scen polskiego kina. Po latach Karol Strasburger w rozmowie z Magdaleną Sendecką wspominał, że kręcenie sceny w stawie wyglądało „zdecydowanie mniej romantycznie”. „Bagno przytrzymywało mi nogi, wręcz ściągało buty przy próbie postawienia kroku. Musiałem udawać, że tego wszystkiego nie zauważam. (...) Nie przejmować się wszechobecnymi pijawkami” – podkreślił aktor.

Zdjęcia filmowego Kalińca powstały na krakowskim Kazimierzu. Władze miasta zgodziły się na kręcenie pożaru i specjalnie na jego potrzeby wstrzymały planowane wcześniej wyburzanie części budynków w dzielnicy. Kręcenie zdjęć było nie lada wyzwaniem dla ekipy – trudne plenery, brak dzisiejszych wygód na planie, błoto i surowe, niemal spartańskie warunki. Sam Antczak określił to mianem „ekstremalnej bitwy”.

Efekt końcowy tej „bitwy” był jednak zachwycający. Film został nominowany do Oscara, w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Zdobył Złote Lwy Gdańskie na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie Jadwiga Barańska otrzymała Srebrnego Niedźwiedzia. O filmie z uznaniem pisała zarówno polska, jak i zagraniczna prasa.

W 2015 roku film „Noce i dnie” otrzymał Diamentowe Lwy, został uznanym najlepszym filmem 40-lecia. Jadwiga Barańska została uznana najlepszą aktorką. Obraz Antczaka pokonał m.in. takie arcydzieła polskiej kinematografii, jak „Ziemia obiecana” Andrzeja Wajdy i „Potop” Jerzego Hoffmana.

Na podstawie: PAP