Obława augustowska – historia wciąż żywa


Fot. wilnoteka.lt/Eryk Iwaszko
„Przyszli w nocy, obstawili dom z automatami w rękach. Trzech z nich dobijało się do drzwi, bardzo głośno krzycząc, żeby szybko otwierać. […] Jeden […] kazał mężowi się ubierać, popędzając go, żeby szybko […], mówią, że na przesłuchanie biorą i wróci. Krzyczałam, że zabierają niewinnych – bandyci, ale jeden z nich powiedział: smatryj, co mówisz” – to tylko jedna z wielu relacji świadków obławy augustowskiej, największej masowej zbrodni na ludności cywilnej w Europie po II wojnie światowej. Na jej temat wciąż wiadomo niewiele, jednak historycy stopniowo docierają do kolejnych dokumentów. Część z nich ukazała się właśnie staraniem Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia z tomie „Miotła Stalina. Polska Północno-Wschodnia i jej pogranicze w czasie obławy augustowskiej w 1945 roku”.

„Miotła Stalina” pod redakcją dr. Łukasza Adamskiego, prof. Grzegorza Hryciuka i prof. Grzegorza Motyki to zbiór dokumentów, które pokazują zarys przeciwpartyzanckich działań Armii Czerwonej i wojsk NKWD prowadzonych latem 1945 roku w północno-wschodniej Polsce i na pobliskim pograniczu litewsko-białoruskim. Publikowane materiały pochodzą przede wszystkim z rosyjskich archiwów państwowych, ale również ze źródeł polskich (Centralne Archiwum Wojskowe, Archiwum Akt Nowych) i litewskich (Litewskie Archiwum Specjalne). Pierwsza publiczna prezentacja książki odbyła się w miejscu symbolicznym – wileńskim Muzeum w Tuskulanach. Wzięli w niej udział redaktorzy publikacji, a także dyrektor Departamentu Badawczego Centrum Badania Ludobójstwa i Ruchu Oporu Mieszkańców Litwy Arūnas Bubnys, litewski historyk i polityk Arvydas Anušauskas i prof. Jarosław Wołkonowski z Uniwersytetu w Białymstoku.

Obława augustowska była jednym z najtragiczniejszych wydarzeń w historii powojennej Polski i związanych z nią terenów. Świadczy o tym nie tylko jej zasięg terytorialny, lecz także liczba ofiar i nieznajomość ich losu. 12–19 lipca 1945 roku oddziały Armii Czerwonej przeprowadziły wielką obławę w lasach augustowskich na pograniczu polsko-litewskim. Objęła ona tereny powiatów augustowskiego i suwalskiego, a na Litwie powiat łoździejski. W jej wyniku zatrzymano ogółem 7049 osób, z których po przesłuchaniu zwolniono 5115. Wśród nich byli nie tylko Polacy, lecz także Litwini.

Ci, których zatrzymano, zostali poddani dokładniejszemu śledztwu. Grupę ponad 500 Litwinów (z których 252 uznano za „bandytów”) przekazano do dyspozycji organów NKWD i NKGB Litewskiej SRR, natomiast co najmniej 592 Polaków uznanych za partyzantów rozstrzelano i pochowano w nieznanym miejscu. Nie wiadomo też, co stało się z około tysiącem pozostałych zatrzymanych. Rodziny ofiar do dziś nie wiedzą, co stało się z ich bliskimi.

„Zamieszczone w niniejszym tomie dokumenty pokazują zarówno bezpośredni przebieg operacji wojsk Armii Czerwonej w trakcie obławy augustowskiej, jak i sytuację panującą na okolicznych terenach: przede wszystkim obławy Wojska Polskiego w województwach białostockim i warszawskim oraz akcje czekistowsko-wojskowe, mające na celu uspokojenie sytuacji na Litwie, Białorusi i Łotwie. Jak wynika z ich treści, sowieckie służby specjalne wszędzie bezwzględnie zwalczały «wrogów rewolucji», prowadząc przeciwko nim nieustanne obławy” – napisali autorzy we wstępie do publikacji.

Przyczyny zorganizowania obławy augustowskiej do dziś nie są do końca jasne. W literaturze funkcjonują dwie równorzędne hipotezy. Pierwsza z nich każe upatrywać genezy obławy we wcześniejszej historii regionu: konspiracji antysowieckiej z lat 1939–1941, a nawet w partyzantce z czasów powstania styczniowego.

Inni historycy, w tym autorzy wspomnianego tomu, skłaniają się ku hipotezie, że obława związana była z podróżą Stalina na konferencję w Poczdamie i miała na celu zapewnienie bezpieczeństwa przejeżdżających opodal transportów kolejowych.

Redaktorzy „Miotły Stalina” uważają, że obława wpisuje się w szerszy kontekst ówczesnej polityki komunistów. „Podobne działania prowadzono wówczas w różnych regionach Litwy, zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainie, a także na całej polskiej ścianie wschodniej – w województwach białostockim, lubelskim i rzeszowskim” – piszą. Ich zdaniem za pomocą serii obław i operacji czekistowsko-wojskowych sowieci chcieli doprowadzić do zniszczenia ruchu oporu na tych terenach.

„Ten tom źródeł jest jednym z elementów całej serii, która miała opracować stosunek władzy sowieckiej do polskiego podziemia w latach 1943–1948. Należy zwrócić uwagę na dwa konteksty całej akcji: pierwszy przedstawiony jest w tym tomie, dwa kolejne mają pokazywać, jak wyglądała ta akcja na tle działań w innych regionach, gdzie nie było działań zbrojnych, a raczej wywiadowcze, akcje oporu obywatelskiego, propagandy” – mówi prof. Grzegorz Hryciuk z Uniwersytetu Wrocławskiego. Jak dodaje, przed historykami jest jeszcze wiele do zrobienia.

Jednocześnie owo umieszczenie obławy augustowskiej w kontekście innych ówczesnych represji pozwala dostrzec, że niewątpliwie była to „największa masowa zbrodnia popełniona na cywilach w Europie pomiędzy zakończeniem II wojny światowej a wybuchem wojen bałkańskich w latach dziewięćdziesiątych”.

Dokumenty, do których dotarli historycy, pozwalają także na wysnucie innych tez. Jedna z nich dotyczy odpowiedzialności za lipcowe wydarzenia. W świetle zebranych dokumentów historycy doszli do wniosku, że egzekucji partyzantów dokonali funkcjonariusze Smierszu (Specjalne Metody Wykrywania Szpiegów), ale za prowadzenie obławy odpowiadały przede wszystkim jednostki Armii Czerwonej – 50 Armia gen. lejt. Fiodora Ozierowa. 

„Nie ulega wątpliwości, że bezpośredni rozkaz dla 50 Armii musiał zostać wydany przez dowódcę 3 Frontu Białoruskiego, a więc marszałka Iwana Bagramiana, choć akurat ten dokument nie został jak dotąd odtajniony. Parę tygodni później rozkazał on podległym sobie oddziałom Armii Czerwonej, aby wespół z oddziałami wojsk NKWD przeprowadziły podobną operację na terenie Łotwy” – piszą historycy w „Miotle Stalina”.

Inny ciekawy wniosek dotyczy tego, kim byli partyzanci oraz ofiary obławy. Prof. Grzegorz Motyka podkreśla, że zgodnie z wydanym rozkazem zatrzymane miały być wszystkie „osoby podejrzane lub budzące choćby cień wątpliwości”. W praktyce oznaczało to każdego mężczyznę w wieku 16–60 lat. Przekazywano ich następnie do dalszego śledztwa Smierszowi. Wielu zatrzymanych nie miało nic wspólnego z działalnością polskiego podziemia antykomunistycznego, byli to przypadkowi mieszkańcy okolicznych wniosek. Często więc dochodziło do pomyłek, w wyniku których aresztowano niewinnych ludzi.

Z drugiej strony większość partyzantów wywodziła się właśnie ze środowisk chłopskich. „Ci, którzy w roku 1945 i później w Polsce stawiali opór przeciwko komunizmowi, w znakomitej większości byli chłopami, byli chłopskiego pochodzenia. Wielu legendarnych dowódców partyzanckich to byli np. wiejscy nauczyciele, którzy zostawali ze swoimi żołnierzami, werbowanymi z wiosek. Uznawali, że muszą z nimi zostać do samego końca” – mówił podczas prezentacji książki prof. G. Motyka. Dodał, że w Polsce często podkreśla się rolę inteligencji, oficerów w walce z sowietami, jednak „znakomita większość to byli mieszkańcy wsi”.

Obława augustowska przez wiele lat pozostawała czarną kartą powojennej historii, jednak pamięć o niej – szczególnie wśród mieszkańców północno-wschodniej Polski – wciąż pozostawała żywa. Dopiero po przełomie 1989 roku stała się w końcu przedmiotem dociekań historyków. Początkowo badania miały zasięg lokalny i opierały się przede wszystkim na relacjach świadków wydarzeń. Dużą rolę w rozpowszechnianiu wiedzy na ten temat odegrali historycy z białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, którzy docierali do dokumentów. Ukazał się szereg artykułów i monografii poświęconych wydarzeniom z lipca 1945 roku. Szczególnie lata 2015–2017 obfitują w publikacje na ten temat: zarówno historyczne, jak i popularyzatorskie.

W 2012 roku Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia rozpoczęło badanie zwalczania polskiego podziemia przez władze sowieckie w latach 1943–1945. Od samego początku dużą uwagę planowano poświęcić obławie augustowskiej.

Początkowo historycy rosyjscy wyrazili wolę współpracy, jednak nie poszły za nią żadne konkretne działania. Sytuacja pogorszyła się jeszcze po aneksji Krymu w 2014 roku, po której okazało się, że o żadnych wspólnych badaniach historycznych w tej sprawie nie może być mowy. Do części dokumentów z rosyjskich archiwów polscy badacze doszli sami, niektóre zostały opublikowane na stronie internetowej przez rosyjskie MSW.

„Inicjatywa polsko-rosyjskiego dialogu jest połowicznym sukcesem. Z jednej strony udało się skłonić Rosję do odtajnienia niektórych dokumentów, ale Rosja nadal uważa, że części nie należy upubliczniać” – przyznaje dr Łukasz Adamski. „Dopóki władze białoruskie są uzależnione od rosyjskich, a Rosja prowadzi politykę relatywizacji historii, raczej nie doczekamy się otwarcia archiwów i przekazania dokumentów” – dodaje.

Dr Ł. Adamski podkreśla, że największą tajemnicą pozostaje miejsce pochówku rozstrzelanych. Przez długi czas myślano, że znajduje się ono w lasach koło Gib. Po ekshumacji tamtejszych grobów okazało, że są w nich pochowani niemieccy żołnierze z czasów II wojny światowej. Współcześnie polscy historycy uważają, że mogło to być w polsko-białoruskim pasie granicznym, po stronie Białorusi.