Polsko-litewska premiera w Operze Narodowej w Warszawie


Fragment plakatu reklamowego opery "Qudsja Zaher", fot. teatrwielki.pl
23 kwietnia w Teatrze Wielkim w Warszawie odbyła się premiera opery "Qudsji Zaher". Dzieła wyjątkowego pod wieloma względami, między innymi z powodu niecodziennego tandemu twórców. "Perfekcjoniści, samotnicy. Polak i Litwin. Razem przygotowali w Operze Narodowej w Warszawie najbardziej oczekiwaną premierę operową ostatnich 20 lat. Paweł Szymański skomponował muzykę do "Qudsji Zaher", Eimuntas Nekrošius przeniósł ją na scenę" - czytamy w najnowszym wydaniu tygodnika "Nesweek", który w obszernym artykule opisuje kulisy powstawania opery i przedstawia fascynujące sylwetki twórców.
Paweł Szymański pisał muzykę do opery "Qudsja Zaher" przez siedem lat. Kolejne siedem trzeba było czekać, by dzieło ujrzało światło dzienne. Historia tego utworu jest jednak jeszcze dłuższa. W 1999 roku Waldemar Dąbrowski, ówczesny (i obecny) dyrektor Opery Narodowej, zaproponował kompozytorowi napisanie utworu na scenę. Ten o libretto poprosił Macieja Drygasa, dokumentalistę, twórcę takich filmów, jak "Usłyszcie mój krzyk" i "Stan nieważkości".

"Zawsze wydawało mi się, że autorem libretta musi być wrażliwy poeta. A ja w życiu nie napisałem wiersza. Przyjąłem propozycję i zastanawiałem się, co mogę wnieść do opery jako człowiek prozy, dokumentu" - mówi Drygas. "Badałem wówczas pogranicze polsko-niemieckie, przez które próbowały przedostać się tysiące nielegalnych emigrantów ze Wschodu do wymarzonego lepszego świata. Kiedyś byłem świadkiem rutynowego przesłuchania zatrzymanych afgańskich uchodźców. Pogranicznicy próbowali dowiedzieć się od kobiety, jak wyglądała droga, kim byli przewodnicy. Pozwolono mi zadać jedno pytanie. "Od czego pani ucieka?" - zapytałem. Wtedy ona emocjonalnie pękła, zaczęła płakać. Opowiadała, jakie miała trudne życie, jak myślała o popełnieniu samobójstwa z trójką swoich dzieci. To był czas, kiedy biedastatki z nielegalnymi uciekinierami błąkały się po europejskich morzach, bo nikt nie chciał ich wpuścić do portu. Pomyślałem, że to niezły pretekst, by z tego świata realnego, dotykalnego zejść potem pod wodę, zmierzyć się z czymś, co już nieuchwytne: historią, pamięcią, śmiercią" - opowiada autor libretta. Kobieta nazywała się Qudsja Zaher.

Opera rozpoczyna się samobójczym skokiem tytułowej bohaterki w morską toń, w której kryje się świat umarłych. Tam Qudsja odkrywa, że jej poprzednim wcieleniem sprzed tysiąca lat była nordycka uciekinierka Astrid.

Paweł Szymański skończył pisanie opery, a w Operze Narodowej wciąż trwały poszukiwania reżysera "Qudsji Zaher". Wielka opera potrzebowała wielkiego inscenizatora. Padały nazwiska Achima Freyera, Krzysztofa Warlikowskiego, Mariusza Trelińskiego. Najbliżej był Aron Stiehl. Premierę wyznaczoną na czerwiec 2010 roku zablokował kilka tygodni wcześniej sam kompozytor niezadowolony z pomysłów Niemca. Wymarzonym partnerem był Eimuntas Nekrošius. Drygas z Szymańskim widzieli jego "Makbeta" w 1999 roku w Toruniu. Był jeden kłopot: Litwin nie zna nut, trudno więc mu zaproponować reżyserię, wysyłając tylko partyturę. Pomysł wrócił, kiedy dokonano nagrania utworu i Waldemar Dąbrowski zawiózł je na spotkanie z Nekrošiusem do Moskwy. Po kilku tygodniach przyszła zgoda.

"Qudsja Zaher" jest operą niestandardową: została napisana na orkiestrę symfoniczną, chór mieszany i chłopięcy, dwa głosy solowe i efekty elektroakustyczne. "Moją rolą jest przeprowadzenie publiczności przez bardzo poetycką opowieść, która nie ma ani fabuły, ani anegdoty" - mówi dyrygent Wojciech Michniewski, który odpowiada za jej wykonanie. "To opera o przemijaniu, rozsypywaniu się historii, która zanika, ale jest czasami do odtworzenia i próbujemy to uchwycić" - dodaje Michniewski.

Zarówno Szymański, jak i Nekrošius zabrali do Opery Narodowej swoje ekipy sprawdzonych ludzi. Kostiumy do opery zaprojektowała żona reżysera - Nadežda Gultiajeva. Autorem scenografii jest jego syn - Marius Nekrošius. Za światło odpowiada Audrius Jankauskas. Firma niemal rodzinna, razem robią każdy spektakl od prawie 15 lat. Paweł Szymański także zaprosił do współpracy od lat sprawdzonych wykonawców. Tytułową rolę śpiewa zaufana Olga Pasiecznik. Orkiestrę prowadzi Wojciech Michniewski, wieloletni przyjaciel, z którym kompozytor dzielił się jeszcze szkicami opery. "Znam partyturę lepiej niż Szymański" - śmieje się dyrygent.

Kompozytor i reżyser, których różni pochodzenie, a łączy wiele cech, takich jak perfekcjonizm, niechęć do blichtru i natura samotnicza, wspaniale odnaleźli wspólny język. "Pierwszy raz pracuję z autorami opery, którzy żyją, i jest to fascynujące doświadczenie" - mówi Eimuntas Nekrošius. "Zrobiłem już wiele oper i podział obowiązków zawsze był taki sam: dyrygent sobie, śpiewacy sobie, ja jako reżyser sobie. Tu mam okazję porozmawiać z kompozytorem, ale unikamy omawiania szczegółów inscenizacji. Są ciekawsze tematy" - dodaje reżyser. Natomiast Paweł Szymański mówi o reżyserze: "On ma wizję, moc, wie, co robi. Ufam mu".

Na podstawie: kultura.newsweek.pl, teatrwielki.pl