Zza krat obozu, czyli co mówią „nieproszeni goście”


Nielegalni migranci w obozie w Rudnikach, fot. Wilnoteka.lt
„Freedom!” – to słowo padało najczęściej i podczas głośnych protestów, i podczas otwartego buntu nielegalnych migrantów, osadzonych na poligonie MSW pod Rudnikami. Wolności żądali oni także od dziennikarzy, gdy zobaczyli pierwsze kamery, wpuszczone na teren obozu po uśmierzeniu wybujałych emocji. Tej samej wolności, o której myśl już od paru tygodni nie daje spać mieszkańcom Rudnik…



Organizują więc samoobronę swojej wolności i bezpieczeństwa, bo każdy uciekinier z obozu to dla nich potencjalne zagrożenie. Ile w tym strachu na wyrost, a ile goryczy i żalu do władz, które nie chciały ich słyszeć? Bo obóz musiał gdzieś stanąć. No i mają nowych „sąsiadów”. Takiego ruchu to rudnicki bruk nie widział chyba od stuleci, od czasu gdy wiódł tędy królewski trakt z Wilna do Krakowa, a potem do Warszawy.  

Dla wielu rudniczan „obóz na poligonie” to tykająca bomba. A to tylko (i aż) kilkuset mężczyzn z najróżniejszych zakątków świata  od Afryki Wschodniej po Indie i Sri Lankę. Za każdym z nich kryje się jakaś historia, mniej lub bardziej dramatyczna. Jedno jest wspólne: większość z nich zainwestowała w tę podróż czasem nawet dorobek swego życia  jedni zapłacili bajońskie sumy organizatorom przerzutu, sprzedawali domy, ziemię, prosili o pomoc bliskich, inni po prostu kupowali bilet do Mińska i dalej korzystali z map w komórce. Można tylko zgadywać, ilu dążących do „upragnionej Litwy” zostało po drodze oszukanych i pozbawionych pieniędzy lub padło ofiarami handlu ludźmi.



Władze Litwy nazywają ich nielegalnymi migrantami. Sami mówią o sobie: uchodźcy. Które określenie prawdziwsze? Czy pozbawiony domu uchodźca z kraju ogarniętego wojną jest w stanie płacić takie kwoty za przerzut? Najwięcej migrantów to Irakijczycy, którzy przybyli w nasze strony wygodnym lotem z Bagdadu. Czy tak wygląda „uchodźstwo XXI wieku”? Czy jest to raczej pielgrzymka za dobrobytem do Ziemi Obiecanej? Drugą liczną grupą są „goście” z Afganistanu, gdzie talibowie z dnia na dzień zajmują kolejne miasta i regiony, codziennie ginie po kilkaset osób. Tuż obok  migranci z Konga, Gambii, Kamerunu. Przy jednym ognisku sunnici, przy innym  szyici. Nie wszyscy uciekają od wojny  niektórzy szukają schronienia od prześladowań władz swojego kraju. Twierdzą, że pragną azylu w kraju, który zapewni im podstawowe prawa. Czy jednak chodzi o socjal?



Jeden z naszych rozmówców nie kryje pustego oczodołu. Przyznaje, że zamieszany był w konflikt władz irackich z Państwem Islamskim, co pozostawiło mu pamiątkę do końca życia. Przez 6 lat próbował znaleźć lekarza w Iraku, który zgodziłby się mu pomóc, jednak na próżno. Dlatego ruszył do Europy, nie znając nawet języka angielskiego ani realiów tu panujących, z nadzieją, że uda mu się znaleźć odpowiednią pomoc medyczną. 



Zamiast raju na ziemi
chłodny, dżdżysty kraj, gdzie nikt ich nie chce i nawet władze nie kryją się z traktowaniem ich jak przestępców, „żołnierzy Łukaszenki”. Nasi rozmówcy przyznają, że nie takiego przyjęcia oczekiwali i są niemile zaskoczeni takim traktowaniem uchodźców. Skarżą się na warunki panujące w obozie, brak kontroli koronawirusa, kiepskie żywienie i nawet brudną wodę, ich zdaniem niezdatną do picia. Nazywają litewski obóz więzieniem, nie rozumiejąc, dlaczego są traktowani jak przestępcy. No cóż, nielegalne przekroczenie granicy jest w Republice Litewskiej poważnym przestępstwem…



Litwa stereotypowo postrzega migrantów jako przedstawicieli najniższych warstw społecznych lub wręcz potencjalnych przestępców  osoby bez wykształcenia i znajomości języków obcych, które nie zamierzają szukać na Litwie pracy ani uczyć się języka, tylko marzą o ucieczce do Europy Zachodniej, by tam domagać się zapomóg socjalnych. Nic bardziej błędnego: wielu z nich jest świetnie wykształconych i chętnie zostanie na Litwie… Czy jest to powód do radości w małym, wyludniającym się kraju, którego mieszkańcy tak samo szukają okazji, by uciec na Zachód?

Hussein Ali z Bagdadu przyznaje, że w obozie, jak i w każdym narodzie, jest różnego chłopa. Są wspaniali ludzie, są tacy… no, nie bardzo. Sam on jest inżynierem, ma solidne wykształcenie, zna 4 języki obce. Musiał uciekać z Iraku, bo „jego życie było tam zagrożone” (zwrot ten powtarza się w zasadzie u wszystkich naszych rozmówców). Dlaczego? Nie może, a raczej nie chce zdradzać szczegółów, ale jest prześladowany przez władze swojego kraju. Gdy deklaruje chęć pozostania na Litwie, trudno dociec, na ile jest szczery, ale aż korci poradzić mu „Jak już stąd uciekniesz, to nie mów o tym napotkanym miejscowym, jeśli Ci życie miłe!”...



Od kilku dni licznik „potopu nieproszonych gości” wyhamował i po przekroczeniu liczby 4000, kręci się dużo wolniej. Na poligon w Rudnikach już nie ganiają codziennie busy z kolejną partią pojmanych migrantów. Ciekawe, kto ma więcej szczęścia  ci, zawracani z powrotem na Białoruś, czy ci, którzy zdążyli trafić na Litwę i teraz w dziurawych namiotach czekają pierwszych przymrozków? 


Zdjęcia: Jan Wierbiel
Montaż: Artiom Markin