Podziemie antykomunistyczne na ekranie – od socrealizmu po seriale telewizyjne


Na zdjęciu: kadr z filmu „Wyklęty”, fot. Materiały prasowe
Historie Wyklętych są niezwykłe, w mojej ocenie bardzo filmowe – mówi PAP Marcin Kwaśny, aktor i producent filmu „Wyklęty” w reżyserii Konrada Łęckiego. Jak kształtował się obraz żołnierzy antykomunistycznego podziemia w polskim filmie?







„Gdy zapłonął nagle świat, bezdrożami szli przez śpiący las. Równym rytmem młodych serc, niespokojne dni odmierzał czas” – tymi słowami zaczyna się piosenka „Biały krzyż”. Słowa napisał Janusz Kondratowicz muzykę zaś, lider zespołu „Czerwone Gitary” Krzysztof Klenczon. To właśnie jego ojca – Czesława Klenczona – żołnierza Armii Krajowej i powojennego podziemia antykomunistycznego, miała upamiętniać kompozycja z 1968 r. Aresztowany w 1946 r. i sądzony w Olsztynie Klenczon, uciekł i ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem przez 10 lat. Do domu w Szczytnie wrócił dopiero po amnestii w 1956 r. U progu mieszkania stanął „nieogolony mężczyzna w długim, zniszczonym płaszczu” – wspominał później jego syn Krzysztof. „Ale to nie był ten sam ojciec. Wrócił do nas jakiś przytłamszony, nieobecny” – dodała młodsza siostra Krzysztofa, Hanna.

„Historia ojca tragicznie zmarłego lidera „Czerwonych Gitar”, nigdy nie została przeniesiona na filmowy ekran. Można ją jednak traktować, jako pewnego rodzaju popkulturowy hołd złożony oddziałom „leśnych”, którego prawdziwy sens umknął komunistycznej cenzurze. „To dla swojego ukochanego Taty Krzysztof skomponował piosenkę `Biały krzyż', którą zawsze dedykował Ojcu oraz wszystkim, którzy walczyli za Polskę Niepodległą” – opowiadała w rozmowie z „Kurkiem Mazurskim” żona muzyka Alicja Klenczon- Corona.

Motywy opowiadające o losach żołnierzy antykomunistycznego podziemia, przewijały się w polskim kinie już od pierwszych lat po wojnie. W czasach PRL trudno było mówić o całkowitej wolności, również artystycznej, stąd obraz ten ulegał oczywistym zniekształceniom. 25 grudnia 1947 r. premierę miał film Eugeniusza Cękalskiego „Jasne Łany”. Był to pierwszy polski film spełniający postulaty tzw. socrealizmu. Przeciwnicy władzy ludowej zostali w nim przedstawieni jednoznacznie negatywnie. Nie inaczej było w „Pierwszych dniach” (1952) Jana Rybkowskiego oraz mającym premierę 1 maja 1956 r. filmie „Cień” Jerzego Kawalerowicza – których narracja jasno zbiega się z promowaną w tamtym czasie polityką historyczną.

W październiku 1956 r. nadchodzi czas tzw. „odwilży”. W kwietniu 1957 r. pojawia się „Kanał” w reż. Andrzeja Wajdy. O ile zekranizowany dramat Powstania Warszawskiego, nie powiela już socrealistycznych narracji, to jak ujmuje Władysław Bartoszewski „setki tysięcy widzów szuka i będzie szukać w 'Kanale' jakiejś skrótowej prawdy o Powstaniu Warszawskim, której w nim nie znajdzie”.

Dwa lata po odwilży na ekrany kin wchodzi „Popiół i diament” (1958) w reż. A. Wajdy. Obraz ze Zbigniewem Cybulskim w roli głównej odniósł międzynarodowy sukces. „Podczas gdy powieść została napisana w okresie poprzedzającym socrealizm, film Andrzeja Wajdy został nakręcony w czasie, gdy socrealizm w swojej klasycznej postaci ustępował. Ten najbardziej znany polski film, który wszedł do spisu dzieł klasycznych kinematografii, stał się dla wielu nie tylko w kraju, ale i na świecie – na nieszczęście dla zniewolonej Polski – źródłem wiedzy o jej historii najnowszej” – pisał Krzysztof Kąkolewski w książce „Diament odnaleziony w popiele”.

Trudno jednak nie odnieść wrażenia, iż Wajda znacznie łagodzi propagandowe brzmienie literackiego pierwowzoru autorstwa Jerzego Andrzejewskiego. „W Maćku Chełmickim była rozpacz, bezbrzeżny ból chłopaka, który chce żyć, a musi być bohaterem, czyli – jak to w Polsce – zginąć. Wajda zrobił najlepszy film o 'żołnierzach wyklętych', wtedy, kiedy tego pojęcia nie używano dla określenia powojennego podziemia” – recenzował z kolei w 2018 r. na łamach „Więzi” ks. Andrzej Luter. „Postać Maćka przetrwała próbę czasu. W Chełmickim jest jakiś fragment z życia Wajdy. To, że młody akowiec nie chciał umierać, nie chciał zabijać i nie chciał być zabity przez komunistów. On chciał po prostu żyć. Coraz mniej osób wierzyło w to, że coś się zmieni” – dodał filmoznawca.

Należy pamiętać, że czasy PRL nie dawały twórcom pełnej swobody artystycznej, co zresztą podkreślał sam A. Wajda. Szczególnie w tak drażliwych politycznie tematach. Prawdziwy przełom nastąpił dopiero w 1989 r. wraz z upadkiem monowładzy PZPR. Choć nie było już zakazane mówienie o Żołnierzach Wyklętych, inaczej niż przed rokiem ‘89, to tematyka ta nie wzbudziła wielkiego zainteresowania w świecie filmu, szczególnie w pierwszych latach. Do walki podziemia antykomunistycznego nawiązał Kazimierz Kutz filmem „Pułkownik Kwiatkowski” (1995) z Markiem Kondratem w tytułowej roli. W 2009 r. Ryszard Bugajski nakręcił „Generała Nila” – historię Augusta Emila Fieldorfa ps. „Nil”. W postać zabitego przez komunistów generała wcielił się Olgierd Łukasiewicz.

„Film o Fieldorfie jest próbą przypomnienia lub wręcz powiedzenia po raz pierwszy szerszej widowni, że był ktoś taki. Nil jako jeden z najwyższych dowódców AK, twórca Kedywu i organizacji NIE został przez władze komunistyczne zamordowany, a jego sylwetka została całkowicie wymazana z historii Polski. Dopiero po 1989 roku zaczęto mówić o jego zasługach, lecz bardzo wielu ludziom nazwisko Fieldorf nadal, niestety, nic nie mówi” – kreślił na łamach „Kina” reżyser.

Motywy walki podziemia antykomunistycznego znalazły się również w końcowych seriach, bardzo popularnego serialu „Czas Honoru” (2008-14). W grudniu 2009 r. ruszyły zdjęcia do filmu o Mieczysławie Dziemieszkiewiczu ps. „Rój”. Ukończono je w roku 2010, film jednak stracił finansowanie. Dwa lata później ruszyła społeczna akcja mająca zapewnić środki na dokończenie produkcji. Ostatecznie film „Historia Roja” w reżyserii Jerzego Zalewskiego miał premierę 4 marca 2016 r. Produkcję reklamowano jako pierwszy film o Żołnierzach Wyklętych.

Postać tytułowego „Roja” zagrał muzyk Krzysztof Zalewski-Brejdygant. „Jeżeli chodzi o postaci, które gramy, o historię, którą pokazujemy – dla mnie to było bardzo trudne, żeby w głowie pomieścić jednocześnie krainę przesytu, w której żyjemy, krainę wolności i świeżego powietrza, którym możemy oddychać, z krainą gęstej atmosfery i zgnojenia. Przepraszam za użycie tego słowa, ale ci chłopcy, w moim wieku, mieli dwa wybory: albo dać się zdeptać, albo iść na pewną śmierć” – mówił wówczas aktor.

W 2017 r. w kinach pojawił się „Wyklęty” w reż. Konrada Łęckiego. Produkcja inspirowana była historią Józefa Franczaka ps. „Lalek” – uważanego za ostatniego Żołnierza Wyklętego, zabitego w 1963 r. „Historie Wyklętych są niezwykłe, w mojej ocenie bardzo filmowe. Kiedy jednak w 2014 r. chciałem produkować 'Wyklętego', to pomimo świetnego scenariusza, nikt nie chciał się tego podjąć. Był rok 2014, a oni nadal byli wyklęci” – zaznacza w rozmowie z PAP Marcin Kwaśny.

Film był pełnometrażowym debiutem Łęckiego. „To opowieść o dramatycznych czasach, w których bohaterowie filmu, a zarazem rzeczywiste postacie, stawali przed niezwykle trudnymi wyborami” – mówił wówczas reżyser. Warto dodać, że produkcja filmu trwała prawie trzy lata. Twórcy podobnie, jak w przypadku „Historii Roja”, borykali się z brakiem funduszy. Organizowano składki społeczne, dzięki którym w dużej mierze film powstał.

„W 2014 r. trafił do mnie scenariusz Konrada Łęckiego 'Wyklęty', który spowodował, że zainteresowałem się tym tematem. Zagrałem również rotmistrza Pileckiego w filmie paradokumentalnym poświęconym jego losom. Zacząłem czytać coraz więcej na ich temat. Urzekły mnie losy Witolda Pileckiego, Łukasza Cieplińskiego, Antoniego Żubryda i wielu innych” – mówił PAP w 2017 r. Marcin Kwaśny. „Po raz pierwszy historią Wyklętych zainteresowałem się, biorąc udział w powstawaniu filmu J. Zalewskiego 'Historia Roja'. Tam wcielałem się w rolę porucznika Romana Dziemieszkiewicza 'Pogody'...” – dodał wówczas.

Historie dotyczące Żołnierzy Wyklętych były obecne już w pierwszych powojennych produkcjach filmowych, dopiero jednak po 1989 r. twórcy zyskali pełną swobodę artystyczną. 

Na podstawie: PAP