"Krew za krew", czyli rozważania o tragedii w Glinciszkach i Dubinkach


Fot. wilnoteka.lt
"Krew za krew" to tytuł pierwszego rozdziału pracy dra Pawła Rokickiego, młodego historyka z warszawskiego Instytutu Pamięci Narodowej. Książka, która pojawiła się w sprzedaży dosłownie przed kilkunastoma dniami, jest pierwszą, pełną monografią dotyczącą tragedii, jaka rozegrała się przed 71 laty na Wileńszczyźnie.



Najpierw, 20  czerwca 1944 r., kolaborujący z Niemcami funkcjonariusze z 3 kompanii 258 litewskiego rezerwowego batalionu policyjnego z Podbrzezia dokonali masakry polskiej ludności cywilnej w majątku Glinciszki. Była to zemsta za śmierć towarzyszy, którzy rankiem 20 czerwca polegli w potyczce z pododdziałem 5. Brygady Armii Krajowej. Następnie, w ramach akcji odwetowej jednostek AK, śmierć ponieśli cywile z wiosek położonych tuż za dawną granicą litewsko-polską, na obszarach przedwojennej Litwy, m.in. mieszkańcy Dubinek, Zajeziorców, Ołkun, Janiszek i Gorszwian.

Fot. wilnoteka.lt
 
Według ustaleń Pawła Rokickiego z rąk Litwinów śmierć poniosło 39 Polaków. Straty wśród ludności litewskiej były dwukrotnie wyższe i wyniosły "nie mniej niż 81 ofiar śmiertelnych", choć, jak ustalił autor, niektórzy z zabitych obywateli Republiki Litewskiej byli pochodzenia polskiego. Dramat jaki rozegrał się w ostatniej dekadzie czerwca 1944 r., w Glinciszkach i w rejonie Jezior Dubińskich niemal tuż przed powstaniem wileńskim, czyli operacją "Ostra Brama" Armii Krajowej i zajęciem Wileńszczyzny przez formacje Armii Czerwonej, stał się symbolem litewsko-polskiego konfliktu okresu II wojny światowej.

Zapewne ma rację Paweł Rokicki, twierdząc, że ślad tych okrutnych wydarzeń "zakodował się głęboko we wspólnej polsko-litewskiej pamięci". Jeśli tak jest w istocie, to musi budzić zdumienie, że trzeba było czekać tak długo na to, by powstała solidna, naukowa monografia poświęcona zbrodniom jakie miały miejsce w Glinciszkach i Dubinkach. Nie jest moim celem szczegółowe recenzowanie pracy Rokickiego, jestem zresztą pewny, że niebawem doczeka się ona fachowych omówień przez polskich historyków, niemniej kilka zdań samej pracy należy poświęcić.

Fot. wilnoteka.lt
 
Książka odznacza się szczegółowością czy wręcz drobiazgowością. Po lekturze widać, że jest to plon wieloletniej, mrówczej pracy autora. Oprócz przeprowadzenia potężnej kwerendy źródeł archiwalnych, Paweł Rokicki przeprowadził też badania terenowe na Litwie, imponująca jest bibliografia opracowań, wspomnień i, często, niepublikowanych relacji. Robi wrażenie ogrom wykorzystanych źródeł litewskich, choć korzystał również z zasobów archiwalnych znajdujących się w Wielkiej Brytanii, Rosji czy USA.

Istotnym walorem pracy jest to, że autor nie ograniczył się do przedstawienia i omówienia przebiegu i okoliczności wydarzeń z czerwca 1944 r., ale zaprezentował tło konfliktu litewsko-polskiego na Wileńszczyźnie w czasie wojny, a nawet szerzej omówił relacje ludności polskiej i litewskiej na dawnym pograniczu Polski i Litwy w okolicach miasteczek Giedrojcie, Inturki, Janiszki i Dubinki od końca XIX w. do połowy ubiegłego stulecia.

Paweł Rokicki odważnie wskazuje odpowiedzialnych za śmierć cywilów, w tym w dużej liczbie kobiet i dzieci oraz prostuje nieścisłości lub błędy w dotychczasowej historiografii. Jednak w mojej opinii to książka przede wszystkim o brutalizacji wojny, której przesłaniem jest odpowiedź na pytanie - do czego prowadzi zastosowanie odpowiedzialności zbiorowej wobec ludności podbitego przeciwnika. Metodę taką zaczęli stosować najpierw Niemcy, następnie Sowieci.

Fot. wilnoteka.lt
 
Na Wileńszczyźnie, w latach 1941-44, przejęli to od nich Litwini (przynajmniej ci, a nie było ich mało, którzy zdecydowali się na kolaborację z Hitlerem). Na całej Litwie, jako pierwsi, ofiarą zbiorowej odpowiedzialności za prawdziwą lub domniemaną kolaborację z Sowietami - w okresie od czerwca 1940 r. do czerwca 1941 r. - padli Żydzi. Możemy przyjąć, że z inspiracji niemieckiej, ale jednak rękami litewskimi, byli oni, całymi rodzinami, mordowani.

Po nich przyszła kolej na ludność polską. Wymieńmy choćby litewskie zbrodnie na Polakach w powiecie święciańskim, na Brasławszczyźnie, czy mordy na cywilach w powiecie wileńsko-trockim i oszmiańskim, których dopuścili się żołnierze Povilasa Plechavičiusa. Straszną odpowiedzią, dodam przerażająca i budzącą moją odrazę, był polski odwet w Dubinkach. Konflikt litewsko-polski na Wileńszczyźnie nie był tak krwawy i nie miał takiej skali, jak ukraińsko-polski na Wołyniu, w Małopolsce Wschodniej czy na Chełmszczyźnie.

I tu rodzą się pytania. Czy stało się tak dlatego, że w przeciwieństwie do Wołynia, to Polacy na Wileńszczyźnie byli ludnością dominującą i czy przypadkiem obecność licznych oddziałów partyzanckich AK nie działała hamująco na litewskich kolaborantów z formacji policji czy jednostek Plechavičiusa? Może właśnie perspektywa krwawego odwetu ze strony polskiej doprowadziła do tego, że nie doszło do masowych rzezi polskiej ludności Ziemi Wileńskiej? Niewykluczone. Dobrze, że o masakrach litewskich cywilów w Dubinkach i okolicznych miejscowościach w czerwcu 1944 r. napisał polski historyk.

Fot. wilnoteka.lt
 
Chciałbym, aby teraz trud badawczy podjął jakiś rzetelny badacz z Litwy i bez emocji opisał zbrodnie popełnione przez Litwinów na Polakach w okresie wojny. Życzyłbym sobie, by dotyczyły one także tych powiatów Wileńszczyzny, które znajdują się obecnie na Białorusi, a może nawet szerzej, by opisał i dokonał oceny zbrodniczej działalności litewskiej policji w Polsce centralnej - w Generalnym Gubernatorstwie. Taka praca lub prace naukowe zapewne pomogłyby w zbliżeniu litewsko-polskim. Przynajmniej w obszarze pamięci historycznej.