"Świtezianka" ze starej fotografii


Fragment koncertu jubileuszowego zespołu "Świtezianka", fot. wilnoteka.lt
Minął jubileusz 35-lecia "Świtezianki", uczczony widowiskiem historycznym "Ze starej fotografii", którego nie powstydziłby się zespół dorosłych ani nawet zespół zawodowy. Świetny pomysł, niezła realizacja, dużo dziecięcego naturalnego wdzięku, autentyczna młodzieńcza szczerość i ogrom zaangażowania autorów widowiska wpłynęły na to, że półtorej godziny minęło widzom szybko i mądrze. Przed kilku laty pojawiły się wątpliwości, czy warto i ileż można inwestować w folklor. Rozważania wydawały się dość rozsądne, coraz mniej ludzi czuło w tym bluesa, młodzi nie chcieli, a starsi już nie mogli. Zaangażowanie w ludowość stawało się bardziej "obciachem" niż nobilitacją.
Bardzo szybko przyszło opamiętanie.

Można zlikwidować wszystkie zespoły, na przedwczesne wymuszone emerytury wysłać wszystkich instruktorów tańca ludowego (w swoim czasie dobrze wyszkolonych w Macierzy)… Tylko co w zamian?

Samo życie niejako dyktuje nowe rozwiązania. W Polsce bardzo prężnie rozwija się ruch tańca ludowego w formie towarzyskiej, czyli łączy się tradycję ze współczesnością. Nasze rodzime zespoły też nie zamierzały zostawać w tyle. Dość trafionym pomysłem okazał się musical "Pan Tadeusz" zespołu "Zgoda". Stara dobra "Wilia" również swój kolejny jubileusz uczciła formą prezentacji i zabawy multimedialnej. Folklor zmierza w nowym kierunku.

"Świtezianka" zawsze miała swoją własną twarz, wyróżniała się na tle polskich zespołów dziecięcych na Litwie. W latach 80.-90. może nie każdy wiedział, gdzie jest Szkoła Średnia nr 29 w Wilnie, ale większość osób wiedziała o "Świteziance". Zespół był znakomitą wizytówką szkoły i - w niełatwej sytuacji bycia szkołą dwujęzyczną, a ściślej polsko-rosyjską - ratował honor polskiego pionu nauczania i prowadził do bardzo istotnego rozróżnienia: Nawet w czasach sowieckich była to zawsze szkoła polsko-rosyjska, a nie na odwrót. W tamtych czasach była to różnica zasadnicza! Rosjanie w szkole zawsze zazdrościli Polakom "Świtezianki". Członkowie zespołu uchodzili za szkolną arystokrację...

Dzisiaj zadania są podobne. Dobre szkoły na całym świecie zapewniają swoim uczniom nie tylko zajęcia programowe, ale właśnie pozalekcyjne. To między innymi świadczy o poziomie szkoły i jej możliwościach. W obecnych realiach na Litwie trudno oczekiwać, że szkoła zapewni dobre lekcje muzyki, śpiewu, tańca, gry na instrumencie. Ale właśnie zespół jest pochodną takich możliwości. W dobie walki o ucznia takie zespoły jak "100 uśmiechów", "Świtezianka" czy "Wilenka" mogą wspaniale promować swe szkoły, stając się dużym wabikiem dla rodziców. Wyjazdy, koncerty, występy - oto co lubią dzieci i co - w konsekwencji - lubią ich rodzice. Dziś jednak nie zaspokoją wymagających rodziców szkolne minikoncerty czy okazjonalne akademie. Tylko takie prezentacje, na wzór ostatniej Świteziankowej "Ze starej fotografii", mogą przekonać rodziców o wyższości pracy pozalekcyjnej tej czy innej szkoły, a może nawet i wyższości szkoły nad innymi szkołami w ogóle.

Jak jednak zespoły te mają się utrzymać? Nie jest możliwe, by litewskie fundusze edukacyjne udźwignęły utrzymanie polskich zespołów - jeszcze do tego nie dorośliśmy i raczej długo nie dorośniemy. Utrzymanie zespołu wymaga dodatkowych nakładów, przede wszystkim środków na instruktorów, stroje, kwestie techniczne. Tych pieniędzy w budżecie szkolnym brakuje na pewno, skoro brakuje nawet na zajęcia z angielskiego, polskiego czy jakiekolwiek inne. Zostaje liczyć na wsparcie z Polski, że Macierz - w ramach wspierania polskiego szkolnictwa na Litwie - zechce wesprzeć przynajmniej te najlepsze z dziecięcych zespołów… Obecnie staje się modne pytanie "A cóż Polska będzie z tego miała?". Może choć satysfakcję, że nie wszystkie polskie inicjatywy na Litwie (również oświatowe) będą zanikały w zastraszającym tempie.

Skąd się wziął na Litwie tak prężny polski ruch artystyczny?  "Wilia naszych strumieni rodzica". W sowieckim reżimie istnieć mogły jedynie zespoły ludowe. Istniał więc zespół "Wilia". Tyle że do tworzenia cepeliowego zespołu zaangażowała się Zofia Gulewicz, primabalerina przedwojennej warszawskiej opery, którą wojenne losy rzuciły na Wschód. Człowiek-legenda, o niezwykłej kulturze osobistej, potencjale twórczym i dużym talencie pedagogicznym. To między innymi ona sprawiła, że na występy "Wilii" chodziło się jak do opery czy baletu, a koncerty były niemałym wydarzeniem artystycznym w Wilnie. To właśnie z wód "Wilii" rekrutowali się instruktorzy szkolnych polskich zespołów "Wilenki", "Wilnianki" czy "Świtezianki", wyćwiczeni pod czujnym okiem Zofii Gulewicz. Helena Rotkiewicz stawiała na nogi "Wilenkę", Krystyna Bogdanowicz - "Świteziankę". Henryk Kasperowicz, Lila Wojtkiewicz, Beata Gulbinowicz, Marzena Grydź, Jolanta Nowicka i wielu wielu innych. Dzisiejsza choreograf "Świtezianki",  przebojowa i dynamiczna Teresa Andruszkiewicz, jest również wychowanką Zofii Gulewicz, a i jej uczennicy, Krystyny Bogdanowicz, i  dawną solistką tegoż zespołu - "Świtezianki" właśnie. Beata Kowalewska (reżyser widowiska "Ze starej fotografii", Lucyna Jaglińska (teksty i szata językowa) to byłe wychowanki tej samej szkoły i tego samego zespołu, Krystyna Kratkowska - dawna tancerka "Wilii"...

Był jeszcze jeden filar zespołów dziecięcych. Władysław Korkuć, nieco przygarbiony, dreptał od jednej szkoły do drugiej, by ćwiczyć zespołowe chóry. Na początku niezmordowany "Wlazł kotek na płotek" - wejściówka do zespołu. Potem inne, poważniejsze utwory. I zawsze długie prezentacje niezliczonej liczby polskich pocztówek, znaczków pocztowych i ...opowieści o Polsce. W sowieckich czasach, jak się później okazało dawny Akowiec i zesłaniec łagrów, za cel stawiał sobie "nawracanie dzieci"! Dziś już dziewięćdziesięciotelni, ale wciąż żwawy staruszek, na koncercie jubileuszowum siedział przede mną. Płakał.

Dzisiejsze widowisko "Świtezianki" nie mogło być zwykłą prostą amatorszczyzną, ukleconą na "odfajkowanie". Może i był to wymuszony obowiązek, ale też hołd złożony zespołowi, zespolakom, poprzednim jej twórcom i szkole, w której się kiedyś uczyło, a teraz pracuje. A jednocześnie popis naprawdę ogromnych zdolności i pasji reżyserskich, jak choćby Beaty Kowalewskiej. Dobrze by było, gdyby zgrabne widowisko historyczne (Wilno "Kaziukowe", Wilno czerwone i Wilno opuszczane) umiejętnie przeplatane wiązką polskich tańców ludowych, tańca współczesnego, śmiesznostkami ze śpiewnym kresowym akcentem mogli obejrzeć dawni wilnianie w Gdańsku, Toruniu, Wrocławiu, Warszawie. To przecież o nich! Niebanalna prezentacja w wykonaniu młodzieży i dzieci, bez wielkiego patosu (może tylko trochę), pewnej dawki humoru, a jednocześnie niemałych wzruszeń, a nawet łez i niezgorszej zabawy. To niby tylko zespół dziecięcy, szkolny, ale nie jest tajemnicą, jak wiele słabszych prezentacji jest wystawianych na rozmaitych pokazach, festiwalach i przeglądach.

Ostatnio niekwestionowanym liderem dziecięcego ruchu artystycznego w Wilnie był zespół "100 uśmiechów" pod kierownictwem Marzeny Grydź. Dziś "100 uśmiechów" doczekało się powrotu  godnego rywala. Szkoda, bardzo szkoda, jeśli taki ogrom pracy i zaangażowania twórców "Świtezianki" przygaśnie. A tak stać się może.

Na pytanie, jakiej nagrody dzieci oczekują za mozolne (dwuletnie) przygotowania, najczęściej padała odpowiedź: Wycieczka do Polski. Ma teraz dyrekcja problem nie lada: Jak spełnić oczekiwania dzieci? Na to nie ma i nie będzie pieniędzy. A sponsorom też niespieszno.


Obszerna relacja wideo z koncertu jubileuszowego "Świtezianki" - w przygotowaniu.

Komentarze

#1 Ze Switezianka mozna

Ze Switezianka mozna skontaktowac sie: switezianka@mail.lt

#2 switezianka@mail.lt

#3 A jak można skontaktować się

A jak można skontaktować się z zespołem i gdzie zobaczyć choćby fragmenty przedstawienia? Może uda się zaprosić zespół do Polski? Ale na razie bez obietnic. Pozdrawiam z Białegsotoku!

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.