"Wiernie iść będziemy Twoim śladem..."
Michał Wołłejko, 26 sierpnia 2013, 08:45
Żołnierze wileńskiej AK, w środku - mjr Zygmunt Szendzielarz, fot. polishclub.org
Był koniec lat 80. Miałem zaledwie kilkanaście lat, gdy dostałem od ojca, wydaną w drugim obiegu, książkę Dariusza Fikusa pt. "Pseudonim Łupaszka". Wtedy, ćwierć wieku temu czytałem ją z zapartym tchem. Z wypiekami na twarzy śledziłem losy majora Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" i jego żołnierzy z 5 Wileńskiej Brygady AK. Zuchwałe szturmy, bitwy z Niemcami i bolszewikami pod Worzianami i Radziuszami, starcia z komunistycznym wojskiem i bezpieką na Białostocczyźnie i rajdy jego szwadronów od Mazur po Pomorze. Ta książka stała się dla mnie początkiem wielkiej fascynującej historycznej przygody z wileńską Armią Krajową, która trwa do dziś. Chyba po jej lekturze podjąłem decyzję, że zostanę historykiem. Tak się też stało.
Po raz pierwszy o "Łupaszce" usłyszałem w domu rodzinnym. W dowodzonym przez Niego szwadronie Pułku 4. Ułanów Zaniemeńskich z Wilna służył w 1939 r. mój stryjeczny dziadek, będący wówczas podoficerem rezerwy. I to on zabrał mnie kiedyś (jeszcze w latach 80.) na nieoficjalne spotkanie byłych żołnierzy tego pułku i ich rodzin w podwarszawskim Jazgarzewie. Poznałem wówczas córkę majora Łupaszki, panią Basię, i wysłuchałem niezliczonych anegdot o Zygmuncie Szendzielarzu. Wiele z nich opowiedział mi nieodżałowanej pamięci Bolesław Skawiński, także oficer tego pułku. Zresztą nigdy nie mówił On o "Panu majorze" inaczej niż "Zyzio". I tak się przyjęło. Także dziś, gdy rozmawiam z jego wnukiem i nasze dyskusje dotykają historii i, co nam się często zdarza, mówimy o "Łupaszce", zawsze używamy tego miłego zdrobnienia "Zyzio".
Zyzio urodził się w Stryju pod Lwowem 12 marca 1910 r. Rodzina Jego ojca - kolejarza - pochodziła prawdopodobnie ze Śląska. Po ukończeniu gimnazjum i zdaniu matury Zyzio postanowił zostać zawodowym żołnierzem. Przyjęto Go do Szkoły Podchorążych Piechoty. Następnie kontynuował naukę w Centrum Wyszkolenia Kawalerii (CWK) w Grudziądzu. Należy uczciwie stwierdzić, że nie był prymusem. Uzyskał promocję oficerską z marną 68. lokatą w swoim roczniku. Był to słaby wynik. Niemniej już w szkole dał się poznać jako świetny jeździec. Po ukończeniu CWK otrzymał przydział do Pułku 4 Ułanów, stacjonującego w Wilnie, gdzie z czasem mianowano Go dowódcą 2 szwadronu tego pułku.
W trakcie walk we wrześniu 1939 r. wykazał się dużym talentem oficera liniowego. Tylko Jego szwadron z całego pułku ocalał w czasie dramatycznych walk z Niemcami, a następnie tragicznej przeprawy przez Wisłę w nocy z 9 na 10 września 1939 r. Na czele swoich ludzi bił się dalej. Próbował przebić się na Węgry. Nieskutecznie. Po zdjęciu munduru wrócił do Wilna. Początkowo próbował przedostać się via Kowno-Ryga do Francji, gdzie odbudowywała się armia polska. Okazało się to niewykonalne. Pozostał więc na Wileńszczyźnie i związał się z konspiracją.
W AK przyjął pseudonim "Łupaszka". Wybór tego konspiracyjnego "imienia" nie był przypadkowy. Nawiązywał do postaci Jerzego Dąmbrowskiego, słynnego zagończyka z czasów walk o polskie Wilno i niepodległość w latach 1919-1920. Ten "pierwszy Łupaszka" nosił właśnie taki pseudonim. W okresie międzywojennym był on żywą legendą na Wileńszczyźnie. Stworzył w 1918 r. ochotniczy oddział kawalerii, było to coś w rodzaju ostatniego pospolitego ruszenia szlachty wileńskiej, i jako pierwszy podjął bezkompromisową walkę z bolszewikami na Wileńszczyźnie. Nawiasem mówiąc, kontynuował ją i w 1939 r., rozprawiając się z komunistyczną irredentą na Grodzieńszczyźnie i w Nowgródzkiem. Zatrzymany przez Litwinów jesienią 1939 r., trafił w ręce sowieckie i został przez sowietów został zamordowany.
Wracając tymczasem do losów drugiego "Łupaszki", latem 1943 r. Komenda Okręgu Wileńskiego ZWZ-AK skierowała Zygmunta Szendzielarza do pierwszego oddziału partyzanckiego na Wileńszczyźnie, którym dowodził por. Antoni Burzyński ps. "Kmicic". Brygada Kmicica operowała w powiecie postawskim (obecnie Białoruś). Polski oddział partyzancki znajdował się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Jakkolwiek akowcy bili dzielnie Niemców, tępili litewskich i białoruskich kolaborantów i mieli oparcie w wioskach i zaściankach, to ich śmiertelnym wrogiem byli sowieccy partyzanci. Dla nich z kolei głównym celem było niszczenie akowskiej konspiracji i w ogóle żywiołu polskiego na Kresach. Zgodnie z wytycznymi przełożonych "Kmicic" próbował się z nimi układać. Doszło do rozmów. Skończyły się one śmiercią Antoniego Burzyńskiego i rozbrojeniem oddziału. Dowódcę zamordowano w sposób wyjątkowo okrutny. Według wiarygodnych relacji żywcem obdzierano go ze skóry. Bolszewicy rozstrzelali też kilkudziesięciu żołnierzy brygady "Kmicica".
Właśnie wtedy, w tym tragicznym momencie, przybył z Wilna w okolice jeziora Narocz, gdzie znajdowała się wcześniej baza partyzantów AK, "Łupaszka". Pozbierał resztki ocalałych i sformował nową jednostkę. W ciągłych, niemal codziennych, bojach z Sowietami, Niemcami i Litwinami, oddział pod Jego dowództwem nie dość, że nie został rozbity, to znacznie się rozrósł. Już zimą 1944 r. jego stan wynosił prawie pół tysiąca ludzi. Masowo zgłaszali się tam chłopcy z okolic, wiosek i chutorów. Uzbrojeni i umundurowani stanowili 5. Wileńską Brygadą AK. Nazywali się "Brygadą Śmierci". Nieśli ją w odwecie wrogom, mając w pamięci, że wcześniej mordowano ich bliskich - niewinne i bezbronne matki, siostry, ojców i braci.
Wiosną 1944 roku 5. Wileńska Brygada została decyzją Komendanta Okręgu Wileńskiego AK, ówczesnego podpułkownika, Aleksandra Krzyżanowskiego ps. "Wilk", dyslokowana z powiatu postawskiego na tereny leżące na północ od Wilna. W nocy z 19 na 20 czerwca 1944 r. patrol 5. Wileńskiej Brygady AK został zaatakowany w pobliżu folwarku Glinciszki przez oddział litewskiej policji na usługach Niemców. W wyniku starcia poległ żołnierz Brygady ps. "Leliwa". Dwóch Litwinów zginęło, a kolejnych 2 zmarło w wyniku ran. Następnego dnia oddział Litwinów służących Hitlerowi zamordował 39 Polaków w majątku Glinciszki (dziesięciu za jednego Litwina). W odwecie akowcy zaatakowali ufortyfikowaną i solidnie uzbrojoną w niemiecką broń wieś Dubinki. Zdobyli ją.
Brygada nie wzięła udziału w Operacji "Ostra Brama", czyli w ataku na Wilno Armii Krajowej. Wcześniej zaangażowani w walki z sowiecką partyzantką żołnierze dostali zgodę komendanta "Wilka" na wycofanie się do Polski centralnej. Jakkolwiek dowodzący wileńską AK zmienił później swoją decyzję, to rozkazów dla stacjonującej pod Suderwą Brygadzie nie wydał, a w każdym razie nie dotarły one na piśmie.
"Łupaszka" podjął w efekcie decyzję o wymarszu na Zachód. Brygada przebijała się za linię Curzona. Jednostka została podzielona na małe grupy. Niewielu udało się przebić. Sam "Łupaszka" dotarł na Białostocczyznę z około 20. żołnierzami. Niemniej, postanowił odtworzyć 5. Wileńską Brygadę i bić się dalej. Z czasem oddział zasilili inni kresowiacy i konspiratorzy z białostockiej AK. Rozpoczął się nowy etap walki.
O walkach 5. Wileńskiej Brygady na terenie Polski centralnej i zachodniej w ostatnich kilkunastu latach napisano dużo. Powstało kilka, naprawdę solidnych, prac naukowych i sporo artykułów, myślę więc, że nie ma potrzeby prezentować tego w niniejszym artykule. Dość, że Wilniucy dowodzeni przez "Łupaszkę" byli prawdziwym postrachem UB i NKGB. Z pogardą dla śmierci bili się z Armią Czerwoną i komunistycznym tzw. "polskim wojskiem", czyli LWP i formacjami KBW. Czerwoni bali się ich jak ognia.
Niestety, z każdym miesiącem straty wśród partyzantów były coraz większe. A z kolejnym rokiem oczekiwania na wybuch wojny pomiędzy cynicznym Zachodem a rządzoną przez bandytę wszechczasów Stalina Sowiecją, stawały się nierealne. "Łupaszka" sukcesywnie prowadził do rozformowania szwadronów. Chciał ocalić swoich ludzi, jednak tylko nielicznym z Jego podkomendnych udało się przedostać na Zachód. Inni, którzy się zakonspirowali, z czasem wpadli w łapy bezpieki. "Łupaszkę" też spotkał ten los.
Wiosną 1947 r. Komendant udał się na Śląsk, a następnie na Podhale. Rok później właśnie tam Go aresztowano, potem przewieziono do Warszawy. W trakcie śledztwa został poddany wyjątkowo okrutnym torturom. Mimo to podczas procesu, który był nagrywany i relacjonowany przez komunistyczne radio, "Łupaszka" zachował się nadzwyczaj godnie. Sowiecki w istocie, a z nazwy tylko polski sąd, skazał "Łupaszkę" na śmierć.
Zygmunta Szendzielarza zamordowano o świcie 8 lutego 1951 r. Bolszewik w polskim uniformie strzelił w tył głowy - tak jak zabijano oficerów Wojska Polskiego w Katyniu. Gdy "Łupaszka" udawał się w swą ostatnią ziemską drogą - z celi śmierci do piwnicy ubeckiej katowni - pożegnał się ze swymi towarzyszami niedoli, mówiąc: "Czołem Panowie i …do zobaczenia".
Ps. Rozmyślając nad tytułem, uznałem, że najtrafniejszy będzie fragment refrenu pieśni 5. Wileńskiej Brygady Śmierci Armii Krajowej. Brzmi on w całości następująco: "Wiernie iść będziemy twoim śladem, bo Ty jesteś z nami, z Tobą Bóg. Śmiało trwać będziemy pod kul gradem, aż wolności zagrzmi Złoty Róg". Tak śpiewali o majorze "Łupaszce" wielbiący Go fanatycznie podkomendni. Chciałbym, aby wreszcie zagrzmiał Złoty Róg…