Wirtualny Kaziuk – bez serca? Pandemicznie o pierniku


Alvydas Griškevičius, fot. wilnoteka.lt
Kaziuki w tym roku nie tylko powędrowały z ulic i placów Wilna do internetu, ale nawet tam zmieniły nazwę na Craftson. Europeizacja? Czy też kolejny krok w kierunku Baltoskandii? Jakieś Kaziukas.lt albo Kaziukai.lt – to jeszcze można by było zrozumieć… Ale wirtualny Kiermasz Kaziukowy, na którym nawet nie kupisz piernikowego serca? Nonsens – tak sądzi też wileński „piernikarz” w trzecim (co najmniej) pokoleniu Alvydas Griškevičius. W związku z sytuacją epidemiczną wielowiekowa tradycja Jarmarku Kaziuka – zmieniła formę. Po raz pierwszy jedno z najbardziej barwnych wydarzeń handlowych zostało odwołane i przeniesione do przestrzeni wirtualnej.

Pana Alwida zastajemy w jego królestwie – cukierni „Vilniaus meduoliai”, gdzie od roku cicho i pusto. Z wiadomych względów, a przecież dwie sale są przygotowane, by w każdej chwili wpuścić tu autokar dzieciaków i tłumaczyć: co to jest tradycyjny piernik wileński, jak powstaje i czym się różni od tysiąca miodowo-korzennych współbraci, wypiekanych od Uralu po Atlantyk i jeszcze dalej. A no właśnie – jaki ma być ten autentyczny, kaziukowy symbol?

Oprócz wyrobów ceramicznych, tkanin i plecionek, obok  tradycyjnych smakołyków kulinarnych: serów, miodu, wędzonej ryby i wędlin mięsnych, domowego chleba i obwarzanek – są też pierniki. Szczególnie popularne, wyjątkowe w smaku i wyglądzie, będące jednym z symboli jarmarku – ozdabiają stragany.

Jakie są pierniki? Czym się różnią od innych i dlaczego są wyjątkowe te nasze – wileńskie?

Pan Alvydas opowiada o ich niezwykłym smaku, wielkości – duże i małe, kształcie – w formie serca i jeszcze upiększone lukrowymi wypisami. Rzeczywiście szczególne. Wyjątkowe są jeszcze dlatego, że wypiekane zgodnie ze stuletnią tradycją.

Jarmark Kaziukowy jest jednym z największych kiermaszy rękodzieła w stolicy. Gromadzi twórców z całego świata, przyciąga tysiące odwiedzających. Jak zauważa Alvydas, niektórzy turyści nie kupują pierników ze względu na to, że w innych krajach nie są one jadalne, ale służą tylko jako ozdoba na ścianę.

Podaje przykład święta Oktoberfest w Niemczech, właśnie tam można kupić taki sam piernik, tylko niejadalny. Święto to jest nieco inne od Jarmarku Kaziuka, który jest też symbolem początku wiosny, Oktoberfest – to festyn kończący ostatnie ciepłe dni jesieni.

 

W tym roku była okazja, by JADALNYM piernikiem podbić świat. Wkroczyć na wirtualny rynek z wileńskim „Kocham cień” w koronkowej rameczce i boskim smakiem zepchnąć w cień wszelkie walentynki razem z toruńską „konkurencją”. Nic z tego – Pan Alwid właśnie otrzymał grzeczny liścik od organizatorów craftso-kaziuków, że przykro im bardzo, ale z produktami żywności (choćby to była jadalna palma wileńska) na wirtualny próg nawet nie wpuszczą… 

A tu posucha już od roku, bo zeszłoroczne Kaziuki były ostatnim „piernikowym” świętem. Tak, właśnie świętem, bo wileński piernik już dawno nie jest walentynką ani smakołykiem – tu trudno konkurować z nowoczesnym przemysłem. Ale wciąż pozostaje staroświecko-uroczym symbolem ŚWIĘTA – dużego lub małego, lokalnego festu czy też wielkich Kaziuków.

„Pandemia zabrała święta” – mówi nasz rozmówca. Już od roku nie ma żadnych świąt, wszystko wygląda inaczej niż zazwyczaj. 

Przedtem, w piekarni były również organizowane przeróżne zajęcia edukacyjne dla dzieci, co obecnie także nie jest dozwolone. Wszyscy z niecierpliwością czekają, aż nastąpi ten czas, kiedy znowu będzie można otworzyć drzwi chętnym poznać tajemnice upieczenia słodkiego smakołyku. 

Pan Alvydas podkreśla, że teraz jest trudny czas, nie ma zamówień i nie ma pracy. W tym roku nie można takich pierników sprzedać na Targu Kaziukowym. Wielowiekowa tradycja ze względu na sytuację epidemiczną zmieniła się. Rzemieślnicy oraz twórcy mogą oferować swoje prace na jarmarku wirtualnym, natomiast wyrobów żywnościowych nie dozwolono sprzedawać. Według słów rozmówcy, zostali powiadomieni o tym specjalnym pismem. 

Pan Alvydas zauważa, że takie pierniki sprzedaje się tylko na święta, rynek nie jest odpowiednim na to miejscem. W dodatku pierniki nie są takim wyrobem, który można przechować do kolejnego roku. Data ważności to trzy miesiące, później piernik smaku nie zmienia, ale do spożycia już się go nie zaleca.



Wileńskie i litewskie smakowitości od dawien dawna stanowiły jeden z kamieni węgielnych Kaziuków. Dlaczego w tym roku zostały potraktowane po macoszemu? Czyżby ktoś obawiał się, że z internetu może przyjść jakiś „stary piernik”? Czy też taka jest cena solidarności ze słoninką i obwarzankiem?


Pan Alwid jednak nawet nie ubolewa zbytnio nad tą dyskryminacją, wszak piernik, to nie dzbanek i nie laptop, z nim nawet jakoś dziwnie by było w tym internecie. „My nie sprzedajemy tylko samego produktu – my sprzedajemy nasze emocje…” – mówi z uśmiechem, za którym kryje się smutne dopowiedzenie „…naszą duszę i tradycję, tylko komu to dziś potrzebne?”

Ci, którzy pracują od dłuższego czasu, mają swoją stronę internetową, natomiast żadna taka strona „Kaziuka” nie zastąpi. Jarmark Kaziukowy to jest bycie z ludźmi, to są rozmowy na żywo.

Teraz ludzie mogą wszystko kupić w markecie, ale na taki targ idą, by kupić coś zrobionego własnoręcznie. Był pomysł, żeby takie pierniki sprzedawać w większym sklepie, ale niestety nie da się go urzeczywistnić, zbyt wielkie wyzwanie, więc może kiedyś, na przyszłość.


Wileńskie Kaziuki zawsze były okazją nie tylko do handlu, ale i do zabawy.To nadzwyczajne święto przyciągało nie tylko rzemieślników i twórców pseudoludowych, mieszkańców i turystów. Orszaki przebierańców, kapele ludowe oraz przedstawienia teatralne tworzyły wyjątkowy nastrój i niezwykłą atmosferę, więc pozostaje nadzieja, że w przyszłym roku wszystko to powróci, a obok piernikowego serca można też będzie kupić np. piernik w kształcie koronawirusa! By go ostatecznie schrupać – lub zagryźć nim kolejną szczepionkę…