A. Zelwerowicz i jego zespół w Wilnie


Aleksander Zelwerowicz, fot. ze zbiorów Autorki
Ze względu na związki rodzinne Aleksander Zelwerowicz często odwiedzał Wilno. Przyjeżdżał też na występy gościnne. Był więc kimś znanym wileńskiej publiczności, kiedy w roku 1929 rozpoczął starania o dyrekcję polskiego teatru. W maju prasa warszawska poinformowała o wileńskim "przesileniu teatralnym" i zaatakowała Juliusza Osterwę za samowolne skrócenie sezonu teatralnego. Donosiła też, że wileńskie gazety nieprzychylnie przyjęły kandydaturę Zelwerowicza, zgłoszoną przez Związek Artystów Scen Polskich (z poparciem Osterwy).
17 czerwca 1929 r. na łamach "Kuriera Warszawskiego" ukazał się artykuł relacjonujący burzliwe posiedzenie rady miejskiej Wilna, na którym "jedni popierali kandydaturę ZASP, inni byli za rozpisaniem konkursu, inni znowu byli za oddaniem wszystkich teatrów panu Rychłowskiemu".[1] Najostrzej wystąpiło Koło Narodowe, atakując Zelwerowicza i prezydenta Czyża za lewicowość. Ostatecznie procedura demokratyczna upadła, konkursu nie rozpisano, i opozycja wycofała się. Franciszek Rychłowski miał prowadzić Lutnię, Zelwerowicz tylko Pohulankę, ale koniec końców przejął obie sceny.

Umowę na trzy sezony podpisano w czerwcu.[2] Związek Artystów Scen Polskich zawarł ją z miastem, otrzymując budynek Teatru Wielkiego na Pohulance ze wszystkimi świadczeniami i subwencją roczną 48 000 złotych polskich. Departament Sztuki Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego zobowiązał się do wypłacenia w ciągu roku 90 000 złp. subwencji. Budżet kwartalny na dwa teatry wyniósł 81 000 złp. Angażując kandydatów do swojego zespołu Zelwerowicz informował o „warunkach skończonych, gwarantowanych przez ZASP" oraz „b. poważnych subsydiach pieniężnych" z dwóch źródeł, z Min. WR i OP i magistratu Wilna.[3] Wierzył w to, że teatr będzie miał „najsilniejsze podstawy finansowe i moralne”.

W połowie lipca zespół był skompletowany. Znalazło się w nim 25 wychowanków Zelwerowicza z Oddziału Dramatycznego Konserwatorium Muzycznego w Warszawie, i grupka aktorów wileńskich, w sumie 45 osób. Wśród nich słynni później artyści: Irena Eichlerówna, Zofia Małyniczówna, Zofia Niwińska, Tadeusz Białoszczyński, Jan Kreczmar, Jerzy Pichelski, Zbigniew Ziembiński. Grono reżyserów tworzyli: sam Zelwerowicz, doświadczony reżyser Ryszard Wasilewski, specjalista od repertuaru lekkiego Karol Wyrwicz- Wichrowski, i zaproszeni do współpracy gościnnej: Zygmunt Nowakowski, dyrektor Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie, oraz młodzi: Jerzy Walden, Zbigniew Ziembiński, a także córka Zelwerowicza, Helena. Scenografem teatru został Witold Małkowski (w drugim sezonie zastąpił go Jan Hawryłkiewicz, uczeń Wincentego Drabika). Większość z tych ludzi po raz pierwszy oglądała pełną kontrastów scenerię Wilna z Górą Trzykrzyską, Wilią i Wilejką, katedrą i uniwersyteckimi dziedzińcami, murami bazyliańskimi, kościołami św.Pawła i Piotra na Antokolu. Wilna pozornie ospałego, muzealnego, ale świadomego swojej nieprzeciętności.

Przybysze z Warszawy rozpoczęli sezon dnia 1 września nabożeństwem w kościele św. Jakuba. Wkrótce potem przeprowadzili kwestę na „dotkniętą głodem ludność na Wileńszczyźnie", która przyniosła kwotę 143 złp.[4] Pieniądze oddano do dyspozycji wojewody. Oddano też czysty dochód z inauguracji - na fundusz budowy pomnika Adama Mickiewicza, który miał stanąć w mieście. Oba te gesty, obliczone na pozyskanie sympatii wilnian, mieściły się w programie i strategii Zelwerowicza, który cenił „robotę społeczną". Uważał ją  za niepodważalny element etosu aktora polskiego. Zespół nie zrażał się prowizorycznymi warunkami życia podczas pierwszych dni pobytu. Podstawowe braki w teatralnym inwentarzu uzupełniano własną pracą, pomoc świadczył też magistrat. Szybko podjęto akcje społeczne na rzecz miasta. Zofia Małynicz i Jan Ciecierski prowadzili teatr amatorski w Związku Kolejarzy. Zdzisław Karczewski, Ziemowit Karpiński i Ryszard Wasilewski byli instruktorami w trzech świetlicach żołnierskich.

Helena Zelwerowiczówna prowadziła lekcje deklamacji i teatr amatorski w gimnazjum im. A. Mickiewicza. Sam Zelwerowicz udzielał się w koedukacyjnym gimnazjum żydowskim Epsteina, męskim gimnazjum im. J. Lelewela, żeńskim im. E. Orzeszkowej, na wyższych kursach dokształcających Macierzy Szkolnej, oraz w kole prawników (w sekcji retoryki). Kształcił też dorywczo adeptów przy teatrze i powierzał im drobne zadania sceniczne. „Zelwerczycy” dawali koncerty publiczne w szpitalach i w wileńskich więzieniach. Dyrektor powierzał też młodym liczne zajęcia nieaktorskie w teatrze. Byli inspicjentami, mechanikami, przepisywaczami ról, rekwizytorami, i pomocnikami dekoratora. To był stały element  wychowawczego programu Zelwerowicza, dla którego teatr stanowił przedłużenie szkoły. Dalej radził, pomagał, „dbał ogromnie, aby role rozdawać równomiernie, wszyscy dużo grali”.[5]


Zespół Aleksandra Zelwerowicza na tarasie Teatru na Pohulance

Nie zapominajmy, że grali aktorzy po dwa przedstawienia dziennie, na Pohulance i w oddalonej od niej Lutni, a od rana, oczywiście, mieli próby. Kiedy więc 19 listopada na posiedzeniu w magistracie omawiano pierwsze miesiące pracy Teatrów Miejskich, Zelwerowicz słusznie podkreślał „działalność ideową" swego zespołu. Ten zespół szybko wrastał w pejzaż Wilna, które początkowo nie wierzyło w talent młodości „zelwerczyków” (i jakby zapomniało, że zespół Osterwy też był młody). Aktorzy Zelwerowicza brali udział w uroczystościach patriotycznych. Uczestniczyli w imprezach jubileuszowych (np. 10-lecia Reduty) i kulturalnych, a także w słynnych Środach Literackich w Celi Konrada. „Aleksandrostwo Zelwerowiczostwo" pełnili honory gospodarzy na balach Reduty Wojskowej, Palestry, i karnawałowych Redutach Artystycznych organizowanych przez teatr. Po kilku miesiącach pobytu początkowy „separatyzm" Wilna - pamięć spektakli Reduty była wciąż żywa- został przełamany. Powiększył się krąg sympatyków teatru zwłaszcza wśród inteligencji. Profesorowie Uniwersytetu Stefana Batorego wygłaszali prelekcje przed spektaklami (np.Stanisław Pigoń).

Zaowocowała też polityka uprzystępniania przedstawień szerokiej publiczności, którą Zelwerowicz wypracował podczas swoich dwóch dyrekcji w Łodzi. Zróżnicowano ceny biletów (od 60 groszy do 5 złp 90 gr). Dla inteligencji pracującej, młodzieży szkolnej i akademickiej, dzieci, także rodzin wojskowych organizowano przedstawienia po cenach specjalnych „dwukrotnie zniżonych", „niższych od kinematografu miejskiego". Teatr miał być dostępny, i atrakcyjny, dla elity i dla tłumów. Sprzymierzeńcem teatru okazało się radio wileńskie. Transmitowano fragmenty przedstawień oraz popremierowe dyskusje. W stałym felietonie radiowym Zelwerowicz przedstawiał swoje plany, i chętnie rachował się z opinią publiczną, zwłaszcza z prasą. Ogólnopolski rozgłos przyniosła mu kreacja w słuchowisku Obrona Sokratesa Platona  (nadanym 12 XII 1929 z okazji Dnia Wilna).

Głównym terenem batalii Zelwerowicza były jednak dwie sceny: Teatr Wielki na Pohulance i Teatr Lutnia. W wakacje grano też w Teatrze Letnim w Ogrodzie Bernardyńskim. Pierwszy sezon rozpoczął się klasyką polską. Na inauguracyjny wieczór 20 IX 1929 wybrano Mickiewiczowskie Dziady, sześć scen w opracowaniu Stanisława Wyspiańskiego (Przed cmentarzem, W kaplicy, U księdza, Więzienie, U Senatora, Przed cmentarzem). Inscenizację przygotował Ryszard Wasilewski, który miał w swoim dorobku Dziady zrealizowane wspólnie ze Stanisławą Wysocką w teatrze lubelskim (1927). Zelwerowicz, choć podpisał się na afiszu,  ograniczył się do reżyserskich retuszów scen (być może dlatego, że wciąż pamiętał dotkliwą klęskę swojej inscenizacji Dziadów w Teatrze Narodowym w Warszawie). Prasa zganiła skromne i zgeometryzowane dekoracje, a także koncepcję wykluczającą sceniczną obecność zjaw. Chwaliła Gustawa-Konrada w interpretacji Mariana Wyrzykowskiego, i Zelwerowicza jako Senatora, rolę już słynną i wybitną. Podkreślano jednak z przekąsem, że Dziady były już grane w Wilnie, i to grane „świetnie".[6] Przedstawienie pokazano 13 razy, podczas gdy sukces frekwencyjny w Wilnie liczył się, powiedzmy, od 20. Zelwerowicz mówił, że Dziady już na 5-6 przedstawieniu „dały po kilkaset złotych", lecz nie był to argument przekonujący.

Drugą scenę, Lutnię, otwarto komedią Aleksandra Fredry Wielki człowiek do małych interesów Fredry (21 IX 1929). Zelwerowicz powtórzył stylizację groteskową w aktorstwie oraz inscenizacji, którą zdobył sobie miano odnowiciela fredrowskiej tradycji. Sam zagrał Jenialkiewicza. Ale i to przedstawienie miało frekwencję mniejszą od spodziewanej. Podjął więc dyrektor serię „ukłonów” w stronę Wilna, jego historii i tradycji. Z okazji sprowadzenia prochów Joachima Lelewela na Rossę zorganizował Wieczór Lelewelowski na Pohulance. Odsłonięcie pomnika Orzeszkowej w niedalekim Grodnie uświetnił wieczór inscenizacji utworów pisarki (ABC, Gloria victis, W zimowy wieczór – 7 XI 1929).

Zelwerowicz kusił też publiczność zmiennym i bogatym repertuarem. Ambitny rezerwował dla Teatru Wielkiego na Pohulance. Popularny- dla Lutni. Repertuar był z założenia eklektyczny, miał „zespalać potrzeby wszystkich”. Prestiżową linię klasyki na obu scenach podtrzymywały sztuki polskie i obce, także: Gogola (Rewizor), Goldoniego (Oberżystka), Gozziego (Turandot), Bogusławskiego (Krakowiacy i Górale w świetnej stylizacji Zygmunta Nowakowskiego). Linię sztuk współczesnych wyznaczyły m.in. Powódź Bergera, Maski Crommelyncka, czy Dzień jego powrotu Zofii Nałkowskiej. Teatry Miejskie oferowały też wileńskiej publiczności melodramaty, komedie i farsy sprawdzonych autorów: Flersa i Croisseta, Verneuila, Winawera, Lenza, Geraldy'ego i Spitzera, Fodora, Lakatósa. To one zapełniały kasę teatru, gdy nie przyciągał publiczności polski repertuar, do którego Zelwerowicz przykładał wielką wagę. Podobała się też wileńskiej publiczności wysoka technika aktorska zespołu, widoczna również w tym lekkim repertuarze. Nic więc dziwnego, że pierwszym sukcesem frekwencyjnym dyrekcji Zelwerowicza stała się Maman do wzięcia, komedia Adama Grzymały – Siedleckiego — także dzięki aktorskiemu popisowi dyrektora, grającego Wawrzyńca. Przedstawienie miało dziewięć tysięcy widzów.

 Sen nocy letniej Skaespeare’a, grany 28 razy, już ponad jedenaście tysięcy. W tym feerycznym przedstawieniu, utrzymanym w stylu reinhardtowskim, duży potencjał artystyczny ujawnił młody zespół. Skąpo przykryta nagość młodych aktorów była specjalną atrakcją, jak magnes przyciągała publiczność. Shakespeare’a przyćmiło powodzenie Mirli Efros Jakuba Gordina, melodramatu społecznego rozgrywającego się w dziewiętnastowiecznym Słucku i Grodnie. W roli „żydowskiej królowej Lear", skrzywdzonej matki, wystąpiła gościnnie Wanda Siemaszkowa. Wielka aktorka ściągnęła do teatru nie widzianą tu dotąd publiczność. „Stare Żydówki w perukach wzruszały się do łez" – wspomina Helena Zelwerowicz.[7] Bardzo wysoko grę Siemaszkowej ocenił Limanowski: „To było samo życie na scenie, żaden teatr, i to była sama dyskrecja gry".[8]

Wystawienie Mirli, później Pieśniarzy ghetta Marka, było obliczone na pozyskanie Wilna, którego żydowskie tradycje Zelwerowicz szanował i cenił. „Trzecia mniej więcej część ludności – zauważył Czesław Miłosz — niewiele miała wspólnego z państwem, w którym się znalazła, mówiła jidysz i częściowo, w górnej swej warstwie, po rosyjsku".[9] Warto dodać, że przedstawienie sztuki Gordina ujawniło podziały polityczne i światopoglądowe w wileńskiej prasie polskiej oraz w środowisku kulturalnym miasta.

Przymierze z rodzimością, swojskością Wilna podtrzymywał też Zelwerowicz zapraszając autorów związanych z miastem lub regionem. Wystawił bajkę dla dzieci Królewicz Rak Stanisławskiej, komedię Dunina-Markiewicza i Fijałkowskiego Miłość czy pięść, Betlejkę wileńską Romer-Ochenkowskiej, Czupurka Benedykta Hertza, Sztubę Leczyckiego (współczesny dramat, pokazujący polską szkołę w krzywym zwierciadle). Dyrektor próbował również przyciągnąć do teatru środowisko artystów skupionych wokół Wydziału Sztuki Uniwersytetu Stefana Batorego (Edward Karniej, Helena Schrammówna). Plastyczna strona przedstawień za dyrekcji Zelwerowicza nosiła jednak często ślady pośpiechu i sztampy. Wynikało to z intensywnego, dwutygodniowego rytmu premier i konieczności oszczędzania na materiałach niezbędnych do dekoracji i kostiumów. Bo w istocie - czego świadectwem jest zachowany zespół listów dyrektora do administratora teatru Zbigniewa Śmiałowskiego - sytuacja finansowa Teatrów Miejskich była gorsza, niż wynikało to z początkowych zapowiedzi.[10]

Zelwerowicz chciał zainteresować, „rozruszać” Wilno nowinkami ze świata, z Paryża, Nowego Jorku, Monachium czy Berlina. Często były nie najwyższego lotu, ale reklamowano je jako „bomby sceniczne". Wszelkie rekordy powodzenia, 37 przedstawień, pobił melodramat Dunninga i Abbota pt. Broadway, pokazujący kulisy nowojorskiego teatrzyku i świat przestępczy. „Wrzaskliwy jazz w ścianach, które dotąd słyszały tylko ściszone szepty wewnętrznych dialogów Reduty, rozhukane girlsy na deskach, po których chodził arcykapłan aktorstwa polskiego – to był szok, którego spodziewane przeżycie musiało ściągnąć na Pohulankę całe miasto.".[11] Gwiazdą Broadway'u była Irena Eichlerówna w roli kobiety wampa, która wpada w szpony gangstera. Teatr od kulis pokazywała też sztuka Artyści Wattersa i Hopkinsa. Gościnnie wystąpił Stefan Jaracz, partnerowała mu Irena Eichlerówna.

Pod koniec tego pierwszego sezonu wybuchł skandal. Głośno o nim było w całej Polsce. Zelwerowicz przygotował Przestępców Brucknera, dramat społeczny podejmujący temat kryzysu wartości i więzi międzyludzkich po doświadczeniach I wojny światowej. Efektowna inscenizacja utrzymana była w manierze ekspresjonistycznej. Narracja toczyła się w rytmie „cięć" naśladujących technikę filmowego montażu. Rewelacyjna, niepodobna do tradycyjnych, malarskich obrazów scenicznych na Pohulance, była scenografia. Trójwymiarowa, architektoniczna konstrukcja przedstawiała przekrój dwupiętrowej kamienicy. W klaustrofobicznych mieszkaniach- klatkach rozgrywały się ponure dramaty ludzkich sumień. Drastyczne elementy obyczajowe, homoseksualizm i — jak wówczas mówiono – „spędzanie płodu" wywołały protesty publiczności i prasy. Usunęły one w cień najważniejszy temat sztuki, atakującej wymiar sprawiedliwości, który „karze niewinnych, a żyć pozwala przestępcom". Na skutek publicznych protestów magistrat zawiesił Przestępców po trzecim przedstawieniu, na które wtargnęła policja. Zelwerowicz złożył oficjalną rezygnację i udał się do Warszawy, by powiadomić o sytuacji ZASP. Pod wpływem interwencji tzw. komisji teatralnej miasta, wojewoda zezwolił na jeszcze jedno przedstawienie.

12 V 1930 r. odbył się zamknięty pokaz dla gości zaproszonych spośród „sfer naukowych, literackich i artystycznych". Po przerwie przystąpiono do dyskusji publicznej na temat Przestępców (czyżby pierwszej w Polsce?). Dyskusja o przedstawieniu, rzekomo „zatruwającym duszę wileńską", przeniosła się na Środę Literacką. Dyskutowało również o Przestępcach środowisko akademickie. Na łamach „Słowa" ukazał się list otwarty do dyrektora Zelwerowicza, popierający jego politykę repertuarową i wysiłki, „zmierzające do ożywienia kulturalnego Wilna i wprowadzenia go na tory prawdziwie nowoczesne i europejskie". Wśród 15 sygnatariuszy listu był Czesław Miłosz student prawa Uniwersytetu Stefana Batorego. Ostatecznie jednak przedstawienie Przestępców zdjęto.

Zelwerowicz cofnął swoją rezygnację pod wpływem próśb przedstawicieli władz miasta. Trzeba dodać, że zatargi ze społecznością Wilna miał już wcześniej. Palestra wileńska poczuła się dotknięta treścią komedii Miłość czy pięść, w której para mecenasów ograbiała dwór. Przedstawienie „skastrowano", adwokaci wileńscy ogłosili jego bojkot. Sprawa druga dotyczyła przedstawienia sztuki Grzesznica z wyspy Pago -Pago Maughama, w której pokazany został romans księdza katolickiego z dziewczyną lekkich obyczajów. Wprawdzie przewidujący komplikacje Zelwerowicz zamienił księdza na …pastora, niemniej kler wileński, z arcybiskupem Romualdem Jałbrzykowskim, doprowadził do zdjęcia przedstawienia. Afera z Przestępcami stała się punktem przełomowym całej dwuletniej dyrekcji Aleksandra Zelwerowicza w Teatrach Miejskich w Wilnie.

 Sezon 1930/1931 nie miał już takiego impetu i blasku jak poprzedni. Z zespołu odeszło kilka osób, utalentowanych, doświadczonych i teatrowi potrzebnych (przybył Mieczysław Milecki). Na inaugurację sezonu Zelwerowicz znów wybrał klasykę polską - Rozbitków Blizińskiego. Grając w tej komedii Dzieńdzierzyńskiego na scenie nie miał sobie równych. Następnie pokazano pacyfistyczny Kres wędrówki Sheriffa. Odzwierciedlające grozę wojny efekty sceniczne, ciekawe role i sukces - ponad 30 przedstawień. Gorąco przyjęty został też Młody las Hertza, rzecz o strajku młodzieży polskiej w roku 1905. Sezon w Lutni otworzył Zelwerowicz artystycznie wątłą farsą Rączkowskiego Nad polskim morzem, ale potem dał Pan Jowialskiego w świetnej groteskowej stylizacji, z sobą samym w roli Szambelana.

 Wielkim wydarzeniem artystycznym stała się Noc listopadowa Wyspiańskiego, przygotowana na stulecie Powstania Listopadowego. Dyrektor zaprosił Ferdynanda Ruszczyca do opracowania scenografii. Zelwerowicz, który wielokrotnie inscenizował Wyspiańskiego, usunął się w cień podczas prób Nocy listopadowej, dotknięty kryzysem psychicznym (prasa pisała o jego „długotrwałej chorobie" jeszcze w styczniu następnego roku). Premierowy wieczór trwał od ósmej wieczór do blisko trzeciej nad ranem dnia następnego. Do każdej z 10 scen zmieniano dekoracje, a operacja ta - w skromnych warunkach technicznych wileńskiej sceny- przedłużała się ponad miarę. Recenzenci narzekali, że zmiany burzyły romantyczny patos i nastrój przedstawienia. Niemniej przyznawali, że Noc listopadowa sprawia wrażenie ogromne. Chwalili reżyserię scen zbiorowych i oryginalną plastyczną inscenizację Ruszczyca, który rozdzielił na scenie dwa światy współistniejące w dramacie, ludzki i boski. Mieczysław Limanowski ocenił, że Ruszczyc „dał wielką, natchnioną wizję poezji Wyspiańskiego”.[12]


"Noc Listopadowa" na scenie Teatru na Pohulance

Żadne z przedstawień sezonu nie wywołało podobnego aplauzu, choć były realizacje bardzo udane. Na przykład Dzielny wojak Szwejk Haška ze znakomitą rolą Lucjana Żurowskiego i dowcipną dekoracją Hawryłkiewicza, utrzymaną w stylu karykatury społecznej Georga Grosza. Ciekawa aktorsko i plastycznie była eksperymentalna Salome Wilde'a, przygotowana przez kompozytora Eugeniusza Dziewulskiego. Tytułową rolę grała Irena Eichlerówna, groźnego i neurastenicznego Heroda- Zelwerowicz. Sztuka Andrejewa Ten, którego biją po twarzy uświetniona została gościnnym występem Kazimierza Junoszy-Stępowskiego w roli hrabiego Manciniego. Popisem gry aktorskiej była także rola Barona w interpretacji Aleksandra Zelwerowicza, który opracował sobie ekspresyjną maskę, używając różnych charakteryzatorskich sztuczek.

Występ Junoszy należał do cyklu gościnnych występów warszawskich gwiazd w Wilnie. Przyjechali również Lucyna Messal, Hanka Ordonówna, Maria Przybyłko-Potocka, Jadwiga Smosarska, Eugeniusz Bodo, Mariusz Maszyński, Maria Modzelewska, Aleksander Węgierko. Dzięki nim teatr łatał braki w budżecie, choć oficjalnie dyrektor utrzymywał, że „nie ma żadnego kryzysu", a przeciętna frekwencja „jest o 10 procent wyższa od zeszłorocznej". Tymczasem obiecane dotacje państwowe wpływały nieregularnie, a miejskie były niewystarczające. Wilno nie należało do miast bogatych, podjęło starania o dużą pożyczkę rządową. Jego sytuację gospodarczą katastrofalnie pogorszyła wielka powódź w kwietniu 1931 r. Od dnia 2 maja dyrekcja Teatrów Miejskich przeznaczyła 5% dochodu brutto z przedstawień na rzecz powodzian. Obniżono też znacznie ceny biletów.

Dwa lata dyrekcji Zelwerowicza przypadły na okres trudny dla wileńskiego teatru. Kłopoty finansowe dotknęły wówczas większość scen w Polsce, w małych ośrodkach. Teatry walczyły o byt w warunkach pogłębiającego się gospodarczego kryzysu, starając się przyciągnąć obojętniejącą publiczność. Wiosną roku 1931 Zelwerowicz obchodził wielki jubileusz 30-lecia pracy scenicznej. 5 V odbyło się galowe przedstawienie w Teatrze na Pohulance. Jubilat wystąpił w roli doktora Sporuma w farsie Molnára Wróżka i adwokat, którą sam wyreżyserował. Po drugim akcie rozpoczęła się uroczystość. Zelwerowicz stał na scenie „jak posąg, z głową pochyloną", odbierając gratulacje, depesze i przemowy. Były wśród nich życzenia od Marszałka Józefa Piłsudskiego: „położył Pan tak chlubne zasługi dla sceny naszej i przyczynił się do rozsławienia sceny polskiej".[13] Zespół teatru podarował dyrektorowi portret pędzla Ludomira Slendzińskiego, dzisiaj zaginiony, na którym został przedstawiony na tle widowni Pohulanki. Wileńska prasa nie szczędziła jubilatowi słów uznania. Limanowski pisał: „Jest żołnierz w jego naturze, który zna umiar i realność bytu. (...) Rzetelność, solidność roboty, zdrowie za sceną i w administracji są podstawą społeczną, dzięki której teatr może się trzymać".[14]

Ten jubileusz zamknął właściwie dwuletnią dyrekcję Zelwerowicza w Teatrach Miejskich ZASP-u w Wilnie. Jej finał był burzliwy. Wobec uszczuplenia subwencji rządowych wojewoda Beczkowicz zaproponował powrót do tradycji teatru objazdowego. Zelwerowicz rozważał prowadzenie jednej tylko sceny, Pohulanki. Na przełomie czerwca i lipca postanowił zrezygnować ze stanowiska. Uległ jednak naleganiom magistratu i zastrzegł sobie dwutygodniowy termin do namysłu. 21 lipca prasa podała już oficjalną wiadomość o jego rezygnacji, ponieważ ZASP „nie zgodził się na ponoszenie odpowiedzialności finansowej, przerzucając całkowicie odpowiedzialność na dyrektora Zelwerowicza".

Wybitny aktor, doświadczony reżyser, wielki pedagog chciał uczynić z Teatrów Miejskich ośrodek promieniujący kulturą nie tylko na samo miasta, ale na cały region. Imponującym tego świadectwem jest długa lista premier, która obejmuje dziewięćdziesiąt cztery tytuły! 52 premiery dał Zelwerowicz w Teatrze Lutnia, 32 na Pohulance, 10 w Teatrze Letnim (sam wyreżyserował 31 przedstawień), lista występów gościnnych jest jeszcze dłuższa. To prawda, że wystawił Zelwerowicz mniej sztuk polskich niż Reduta. Prawdą jest też, że nieraz błądził w repertuarowych wyborach i w poszukiwaniach reżyserskich. Nie wystawił w Teatrach Miejskich zapowiadanego Moliera i Schillera, Hamleta i Poskromienia złośnicy Shakespeare’a oraz rodzimych arcydzieł, zwłaszcza Słowackiego.

Z wielkim rozmachem, i niespożytą energią, prowadził sprawny teatr zawodowy, zespołowy, hołubiący aktora, oparty na solidnym poziomie rzemiosła, w którym szczególny nacisk położony był na polskie słowo (kultura mowy, nienaganna dykcja). Symbolem tego poziomu stało się wyrzucenie ze sceny budki suflera. „Teatr bez suflera to olbrzymia praca dla aktorów, zwłaszcza o ile premiery są częste. W teatrze Zelwerowicza uczciwość bije też z dekoracji, kostiumów. Wszystko jest podane czysto, rzetelnie (...). Uczciwość roboty, czystość roboty, rzetelność tej roboty w krótkich odstępach czasu, który dzieli premierę od premiery, są imponujące"- zauważał Mieczysław Limanowski.

Rzecz ciekawa, w Gawędach starego komedianta, książce stanowiącej Zelwerowiczowską summae vitae Wilno nie istnieje. Ale nie istnieje też prawie cały okres międzywojenny, czas największej jego chwały aktorskiej, reżyserskiej i pedagogicznej. Powody tej nieobecności rozszyfrować nietrudno. Zelwerowicz pisał swoje wspomnienia w latach socrealizmu. Poddawał je autocenzurze, podobnie jak korespondencję prywatną do dzieci pozostających na emigracji w Stanach Zjednoczonych. Nie tylko jednak ze względu na sytuację polityczną milczał o Wilnie. W napisanym w latach 30. artykule pt.Miasto moich marzeń chwalił „romantyzm konserwatywnego Wilna", „miasta wspomnień, przeszłości, martyrologii".[15] Natomiast w swojej prywatnej korespondencji nazwał Wilno miastem, w którym „nic absolutnie nie da się zrobić bez narażenia się na obrazę i zgorszenie jednej części opinii społecznej!".[16]

Myślę, że tych słowach, podszytych goryczą osobistego zawodu, zaznaczył się prawdziwy, ambiwalentny stosunek Zelwerowicza do Wilna. Było ono miastem, z którym czuł się bardzo mocno związany uczuciowo i rodzinnie, ale które opuścił w roku 1931 - znużony trudną walką o finanse i o publiczność. Nie doczekawszy trzeciego, zaplanowanego już sezonu.
 
Prof. Barbara Osterloff jest absolwentką polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim i Studium Teatralno-Literackiego przy Wydziale Reżyserii PWST, należała do zespołu redakcji “Teatru”, od wielu lat wykłada historię teatru na Wydziale Aktorskim Akademii Teatralnej. Obecnie jest prorektorem Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie, a na Wydziale Scenografii warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych wykłada historię dramatu. Za dwutomową monografię "Aleksander Zelwerowicz" otrzymała nagrodę Warszawskiej Premiery Literackiej za książkę 2012 roku. Powyższy tekst jest pełną wersją referatu, wygłoszonego w Wilnie, na konferencji poświęconej 100-leciu Teatru na Pohulance.

 Zamieszczone zdjęcia pochodzą ze zbiorów Autorki i Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie.
 

[1] A.W., Z kraju. Wilno. Zabiegi o teatr na Pohulance, "Kurier Warszawski" 21 V 1929 nr 187(wyd. wiecz.); S. Kodz, Sprawy teatralne w Wilnie (Korespondencja wlasna "Kuriera Warszawskiego"), "Kurier Warszawski" 17 VI 1929 (wyd. wiecz. ).
W aktach starostwa Grodzkiego Wileńskiego z lat 1919- 1939, znajdujących się w Litewskim Centralnym Archiwum Państwowym w Wilnie, zachowało się zezwolenie wydane Aleksandrowi Zelwerowiczowi na prowadzenie Teatrów Miejskich z dnia 11 IX 1929 (zespół F.53, Ap. 23, B. 918, L.167). Za udzielenie tej informacji dziękuję p. Marii Wosiek z Instytutu Sztuki PAN w Warszawie.
[2]. Podaję za: Sprawozdanie Zarządu Gł. ZASP z prowadzenia Teatrów Miejskich ZASP w Wilnie za czas od września 1929 do 15 marca 1930. „Scena Polska" 1930 , nr 8.
[3] List Aleksandra Zelwerowicza do Edmunda Wiercińskiego z 6 VI 1929 w Zbiorach Specjalnych Biblioteki IS PAN w Warszawie,  Archiwum Marii i Edmunda Wiercińskich, sygn. 1209/11.
[4] .Wieczór odbył się 9 X 1929 w Teatrze Wielkim na Pohulance. Na program złożyły się fragmenty Lelewela Wyspiańskiego i Dziadów Mickiewicza oraz przemówienie Limanowskiego.
[5] “Autograf” 1989, nr 12.
[6] Hro.[ H.Romer- Ochenkowska], Teatr na Pohulance. „Dziady" Adama Mickiewicza w układzie scenicznym S. Wyspiańskiego, w reżyserii R. Wasilewskiego. „Kurier Wileński" 26 IX 1929.
[7] W rozmowie z B. Osterloff przeprowadzonej w roku 1986 w Nowym Jorku (notatki i nagrania w zbiorach autorki).
[8] M. Limanowski, Teatr na Pohulance. "Mirla Efros" Gordina. „Słowo" 13 XII 1929. Przedruk w: M. Limanowski, op. cit., s. 198- 201.
[9] Cz. Miłosz, Koniec Wielkiego Xięstwa. „Kultura" (Paryż) 1989 nr 5, s. 105.
[10] Listy te znajdują się w Instytucie Sztuki PAN w Warszawie; zbiór Z. Śmiałowskiego. Pierwodruk w: A. Zelwerowicz, Listy wileńskie., wybór, opracowanie i komentarz B. Osterloff, „Teatr” 1996 nr 10.
[11] J. Kreczmar, Teatr Zelwerowicza w Wilnie (1929- 1931). W: tenże, Notatnik aktora. Warszawa 1966. s. 39.
[12] M. Limanowski, Wyspiański. „Noc listopadowa" w 100-letnią rocznicę. "Słowo" 2 XII 1930. Przedruk w: M. Limanowski , op. cit., s. 326.
[13] Cytuję za: Życzenia Marszałka Piłsudskiego dla A. Zelwerowicza. „Scena Polska" 1931 nr 10.
[14] M. Limanowski, Teatr na Pohulance. Jubileusz Aleksandra Zelwerowicza. „Słowo" 9 V 1931. Przedruk w: M. Limanowski, op. cit., s. 386.
[15] A. Zelwerowicz, Miasto moich marzeń, pierwodruk: 25 lat Teatru Polskiego w Wilnie. „Kurier Wileński" 7 V 1932. Przedruk w:A. Zelwerowicz, O sztuce..., s. 83. Tamże: [anonim], Credo dyrektora Teatrów miejskich Aleksandra Zelwerowicza, s. 216- 217 (pierwodruk: Jednodniówka teatralna. Wilno, sezon 1930/31.)
[16] List Aleksandra Zelwerowicza do Zbigniewa Śmiałowskiego z 8 IV 1933 w Zbiorach Specjalnych IS PAN. Pierwodruk w: A. Zelwerowicz, Listy wileńskie...; przedruk w: A. Zelwerowicz, Listy..., ss. 254-256 i 257.