Podbrzeż - litewska pamięć powstania 1863 r.


Odsłonięty w Podbrzeżu pomnik powstania 1863 r., fot. wilnoteka.lt
Nowy pomnik w kształcie kuli, minister obrony Litwy o kulach, "bratobójcza" potyczka polsko-litewskich "powstańców" z Rosjanami, którzy nie dojechali, i ludowa majówka - a wszystko to z ks. Antonim Mackiewiczem i o. Stanisławem, litewskimi partyzantami i jedynym na świecie Muzeum Powstania 1863 r. w tle. Taka była kulminacja litewskich obchodów 150. rocznicy powstania styczniowego w Podbrzeżu. Miejscu istotnie niezwykłym, w którym można się jeszcze doszukać atmosfery Litwy historycznej, tej sienkiewiczowsko-miłoszowskiej Laudy, która właśnie po 1863 r. zaczęła zanikać, a ostatecznie odeszła do historii razem z dwiema światowymi wojnami XX w.
Dlaczego właśnie Podbrzeż? 

Kilka chat, drewniany dworek i kościółek. Typowy zaścianek. Leżący, co prawda, w samym sercu Litwy etnicznej, ale zagubiony gdzieś pomiędzy Kiejdanami a Poniewieżem. Zapomniany przez Boga i ludzi - można by rzec, ale nie byłoby to zgodne z prawdą. Wgłębiając się w dzieje tego miejsca, próbując zrozumieć, dlaczego jest tak znane na Litwie, trudno nie dostrzec, że właśnie dzięki Bogu i ludziom ten zakątek ma swoisty, niepowtarzalny urok.  

Uroczystości rocznicowe rozpoczęły się w kościele, połączono Święto Zesłania Ducha Świętego z wydarzeniami sprzed 150 lat. Wtedy jednak był to luty, ks. Antoni Mackiewicz, wybitny kaznodzieja i patriota, urodzony w Cytowianach (na Żmudzi), organicznie łączący w sobie polskość i litewskość, odczytał zgromadzonym włościaniom powstańczy Manifest, proklamujący powrót polskiego rządu (lenkų vyriausybė) i nawołujący do chwycenia za broń. 

Kilka miesięcy później, w maju właśnie, zebrany przez niego Pułk Podbrzeski miał już za sobą wiele potyczek i, będąc jedną z najważniejszych jednostek operujących pod dowództwem Zygmunta Sierakowskiego, doznał pierwszej bolesnej klęski nieopodal Birż. Ks. Mackiewicz nie poddał się jednak, tworzył kolejne oddziały, poświęcił się pracy organizacyjnej, ale też sam prowadził litewskich chłopów do walki, zakładając podwaliny legendy, która przetrwała wszystkie zmiany dziejowe i zawieruchy ideologiczne XX w. Schwytany przez Rosjan w grudniu tegoż 1863 r., zawisnął na stryczku w Kownie razem z towarzyszami broni.

Od ks. Mackiewicza do o. Stanisława

Prawie sto lat później do Podbrzeża przybywa zwolniony po dwukrotnym zesłaniu do sowieckich łagrów ojciec Stanisław - ostatni litewski kapucyn, Michał Olgierd Dobrowolski. Duszpasterz, który wkrótce stanie się legendą, podobnie jak prałat Obrembski w Mejszagole. Już w latach 70. do kościółka w Podbrzeżu pielgrzymują nie tylko niezależni litewscy intelektualiści, poszukujący rady i prawdy, ale też opozycjoniści z całego Związku Sowieckiego. W ślad za nimi idą ludzie szukający wyzwolenia z własnych uzależnień - narkomani, alkoholicy. Ojciec Stanisław jest otwarty na wszystkich, dla każdego znajduje czas i odpowiednie słowa, niesie pomoc, wiarę i nadzieję. Nie skrywa przy tym, że natchnienia dodaje mu duch jego poprzednika - ks. Mackiewicza, chyba jednego z pierwszych na świecie kapłanów-rewolucjonistów. 

Los (Bóg?) doprawdy zakpił z ówczesnych władz komunistycznych Litwy: zesłali o. Stanisława jak najdalej od dużych ośrodków, na zapomnianą przez wszystkich zapadłą wieś, ale nie uwzględnili legendy tego miejsca... Podbrzeż już po kilku latach stał się znany na całej Litwie, a dzięki o. Stanisławowi także pamięć powstania 1863 r. pielęgnowano w sposób szczególny, podkreślający wymiar oporu obywatelskiego, duchowego wobec carskiej czy to sowieckiej przemocy.

Już pod koniec istnienia Litewskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej w regionalnym muzeum Kiejdan pojawiła się idea stworzenia w Podbrzeżu Izby Pamięci ks. A. Mackiewicza. Ideę tę wspierał o. Stanisław. Na plebanii zorganizował ekspozycję szat liturgicznych z XVII-XIX w., które osobiście zbierał po zamykanych i rujnowanych kościółkach na całej Litwie. Dawny dwór Szyllingów, w którym planowano urządzić ekspozycję, był już jednak w stanie ruiny, pamiątki po ks. Mackiewiczu też można było policzyć na palcach jednej ręki... 

Rozpad imperium sowieckiego i odzyskanie przez Litwę wolności otwarło nowe perspektywy, ale też pogorszyło sytuację finansową. Entuzjazm tamtych przełomowych lat jednak zaowocował: zapadła decyzja o utworzeniu Muzeum Powstania 1863 r., a jego zorganizowanie powierzono osobom prywatnym - rodzinie Galvanauskasów, która podjęła się odbudowy dworku (do dziś mieszka w jego części). Udało się im zgromadzić skromną ekspozycję, której największym skarbem był osobisty mszał ks. Mackiewicza z jego notatkami. 

Muzeum Powstania 1863 r. - jedyne na świecie!

Po śmierci o. Stanisława w 2005 r. legenda Podbrzeża zaczęła przygasać, jednak Litwa była już w UE i muzealnikom z Kiejdan przy wsparciu unijnym udało się zdobyć prawie 2 mln litów na renowację muzeum - dworek odzyskał dawną świetność, a jedyne na świecie muzeum powstania 1863 r. - nowoczesną ekspozycję. Dodatkową ciekawostką jest największa na Litwie kolekcja... lamp naftowych, prezentowana z przypomnieniem ich wynalazcy, Ignacego Łukasiewicza. Chemik i farmaceuta z Galicji, Polak mocno związany ze Lwowem, nigdy chyba nie był nawet na Litwie, ale autorzy pomysłu połączenia lamp naftowych z muzeum w Podbrzeżu znaleźli tego uzasadnienie: Łukasiewicz bardzo mocno wspierał powstanie styczniowe!

Zbliżająca się 150. rocznica wybuchu powstania stała się okazją do przypomnienia o Podbrzeżu całej Litwie i nie tylko. Nieprzypadkowo właśnie w Podbrzeżu postanowiono zorganizować kulminację litewskich obchodów, połączoną z odsłonięciem niewielkiego, ale symbolicznego pomnika zrywu 1863 r. Kamień w kształcie kuli powstańczej "wrył się" w pagórek przy placu przed kościołem, gdzie przed półtora wieku "czerwony kaznodzieja" odczytał Manifest dołączenia Litwy do powstania, a potem przyjmował przysięgi od kolejnych powstańców chwytających za broń pod wpływem jego płomiennej agitacji. 

Po wielu latach podkreślania "litewskości" i samego księdza Mackiewicza, i walki o wolność (lub "przeciwko caratowi i panowaniu polskich panów", jak to przedstawiała komunistyczna historiografia...) obchody 150. rocznicy można uznać za przełomowe... ale nie do końca. Już tworząc nową ekspozycję muzealną, wszystkie plansze zaopatrzono w napisy informacyjne po litewsku, angielsku i - po polsku. Na "śladzie po kuli" przed pomnikiem także umieszczono tabliczki z hasłem "Za wolność - waszą i naszą!" - po litewsku, polsku i białorusku. Nawet w przemówieniach gości, którzy przybyli na obchody, pojawiały się wzmianki, że był to wspólny zryw narodów Rzeczypospolitej (pomińmy już notoryczne kojarzenie Archanioła Michała z herbu powstańczego z Białorusią, a nie Ukrainą...). Na tym w zasadzie obecność polskich wątków na tej uroczystości się kończy, jeśli nie liczyć udziału polskich grup rekonstrukcji historycznej w inscenizacji potyczki powstańców z carskimi sołdatami, mniej lub bardziej dostojnych gości z Polski, nikogo zaś z Ambasady RP w Wilnie...

Od powstańców do partyzantów

Ktoś powie: Cóż to za ważna uroczystość, skoro nawet wśród przybyłych VIP-ów najwyższy "rangą" był minister ochrony kraju Juozas Olekas (kule, na których się opierał ze względu na kłopoty zdrowotne, czyniły z byłego ministra zdrowia prawie weterana walk...). Zaskoczyła mnie jednak obecność wśród gości pary Łotyszy w mundurach, z koszem kwiatów. Czyżby Łotwa także zaczynała odkrywać swój udział powstaniu? Po chwili jednak okazało się, że bracia zza Dźwiny przybyli tu nieco późniejszym historycznie tropem. Otóż uroczystości w Podbrzeżu litewskie ministerstwo zorganizowało w dniu, gdy na Litwie obchodzone jest święto uczczenia partyzantów, jedności wojska i społeczeństwa. Stąd w oficjalnych przemówieniach często nawiązywano do litewskiego antykomunistcznego ruchu oporu, snując liczne paralele pomiędzy powstańcami a partyzantami z lat 1945-1953. 

Do partyzanckiego braterstwa w tym okresie przyznają się także Łotysze, których w Podbrzeżu nie zabrakło, chociaż dwudziestowieczny wątek tego święta pozostawał zdecydowanie w cieniu rocznicy powstania 1863 r. Pamiętając, że rok bieżący w Polsce także został zadedykowany "żołnierzom wyklętym", a o kontaktach resztek wileńskiej AK z rodzącym się litewskim podziemiem antysowieckim wciąż niewiele się mówi, polska nieobecność w tym dniu i w tym miejscu stawała się jeszcze mniej zrozumiała.

Towarzyszowi z odsieczą

"Nieobecność" oczywiście w wymiarze formalnym, symbolicznym, bo w wymiarze czysto ludzkim historia nadal łączy Polaków i Litwinów, nawet jeżeli różnie ją czasem jeszcze interpretują. Polskiego honoru broniła więc (w przenośni i dosłownie) garstka pasjonatów - rekonstruktorów z grup "Insurekcja" oraz "9. rota 1863". Podobnie jak w Polsce, na Litwie trudno już wyobrazić sobie uroczystości rocznicowe bez chłopaków (a i dziewczyn!) w mundurach z epoki, i gorzej lub lepiej zagranych potyczek. Tu Polska jest potęgą, zarówno pod względem liczby klubów "ożywiających" historię, jak i zasobów intelektualnych i materialnych - próżno jeszcze szukać na Litwie takich specjalistów od strojów i szczegółów z epoki oraz takich zbiorów mundurów z różnych epok. Szczególnie popularne są oczywiście dzieje najnowsze - wojny z pierwszej połowy XX w. - oraz najbarwniejsze - epoka napoleońska, rycerstwo. Rocznica powstania skłoniła Polaków do uszycia także strojów z 1863 r., chociaż trudno tu mówić o jednolitych pięknych mundurach, w jakich prezentowała się wówczas np. armia carska. Na Litwie przyszło sięgać po stroje, które wyglądają archaicznie i dla większości gapiów mogą ujść za II połowę XIX w...

Na zaproszenie z Podbrzeża polscy rekonstruktorzy zareagowali szybko i chętnie, wszak niecodziennie ma się okazję zgotować na przykład pojedynek a la Kmicic z Włodyjowskim w leniwym potoku prawdziwej Laudy - rzeczki, która dała nazwę całej szlacheckiej okolicy. Jedni stawili się więc osobiście, w pełnym rynsztunku, inni wypożyczyli stroje - tym cenniejsze, że trochę zawiedli rekonstruktorzy z Rosji i nawet mundury carskie przyszło sprowadzić... z Poznania! Te same, które zagrały w najnowszym litewskim filmie historycznym "Tadas Blinda. Początek". Tak więc rekonstruktorzy litewscy zgodnie się podzielili: ci z Wiłkomierza poszli "do powstania", ci z Kowna (organizatorzy inscenizacji) - "do cara".

Scenariusz potyczki był wielce autentyczny: Rosjanie pojmali w lesie powstańca i w powrozach wiedli do miasta, jednak zaalarmowani powstańcy postanowili odbić towarzysza i zorgnizowali w lesie zasadzkę. W ferworze walki jeńcowi udało się zbiec, jednak carski oddział, dysponujący armatą i kawalerią, rozproszył powstańców i zmusił do ucieczki. Gromkie salwy płoszące konie, obłoki dymu, zabawne scenki i wiekowi czasem faceci, wczuwający się w role swoich pradziadów, no i "zabici", ktorzy pozostali na leśnej łączce...
Dla wielu - imponujące widowisko i możliwość dotknięcia przeszłości, dla innych - chwila zadumy nad tym, co się wydarzyło półtora wieku temu.

Polacy laudańscy

Być może do wspólnych obchodów, gdy w podobnych uroczystościach Litwini i Polacy (a nawet Białorusini) - nie tylko rekonstruktorzy! - staną ramię w ramię, jak niegdyś, należy jeszcze dojrzeć? Wydawać by się mogło, że czasy "dzielenia dziedzictwa" Rzeczypospolitej Obojga Narodów odeszły do historii, ocena powstania na uroczystości w Podbrzeżu nie różni się zbytnio od tej w Lublinie czy Radomiu, a jednak radości wspólnego przeżywania takich rocznic musimy się chyba nauczyć. Wiadomo, relacje dyplomatyczne między Wilnem a Warszawą nie są dziś na najwyższym poziomie, stąd być może brak gości z Polski, ale czy POLACY zawsze muszą być Z POLSKI? 

Po oficjalnej uroczystości całkiem przypadkowo spotkałem koło dworku panią Irenę Duchowską, która co prawda nie pochodzi z Laudy, ale od lat związała swoje życie i pracę z Kiejdanami i Datnowem, a w latach 90. podjęła się zorganizowania lokalnej, nielicznej już społeczności polskiej. Zapytałem, dlaczego wśród VIP-ów nie ma żadnego Polaka, ani słowa po polsku, ani pary małych "krakowiaczków" z kwiatami? W odpowiedzi wzruszyła ramionami i uśmiechnęła smutno. "Proponowałam organizatorom, ale cóż... Za trzy tygodnie mamy tu swoje święto, jedenasty już polski festyn "Znad Issy", wtedy będziemy, w całej krasie..." - dopowiedziała. 

Pamiętając, że jesteśmy już na skraju owej Laudy, która jeszcze w latach 20. XX w. cała mówiła po polsku, że już niedaleko stąd do miłoszowskich Szetejń, Surwiliszek, Opitołoków, Świętobrościa, Kałnoberża, dopytuję, czy w pobliżu uchowali się mo żejacyś Polacy? "A pewnie! Już w sąsiedniej wsi - Miegiany - mieszkają Polacy!" - odpowiedziała zdziwiona pytaniem Irena Duchowska. "I dziś tu widziałam sporo miejscowych Polaków, przyjechali nawet z dalszych wsi, chociaż zwykle są to starsi ludzie, ale dla nich to ogromne wydarzenie i przeżycie..." - tłumaczyła.

***

Wszystkich zainteresowanych spotkaniem z laudańskimi Polakami zapraszamy w dniach 8-9 czerwca do Kiejdan, Krok i Podbrzeża na XI Festyn Kultury Polskiej "Znad Issy", zaś miłośników historii, chcących się spotkać z powstańcami i obejrzeć kolejną rekonstrukcję wydarzeń z 1863 r., zapraszamy do Kowna w dniach 22-24 czerwca br.