Bohater Estonii, przyjaciel Polski


Na zdjęciu: Maria i Johan Laidonerowie, fot. Estońskie Muzeum Wojny i Muzeum Gen. Laidonera
13 marca tego roku minęła 70. rocznica śmierci gen. Johana Laidonera. To w Wilnie ten wielki estoński bohater ukończył Szkołę Junkrów Piechoty, poznał swoją żonę Marię Kruszewską i zaprzyjaźnił się z Polską aż po grób.

 






Gdy jako 18-letni kadet Johan Laidoner przekraczał progi Wileńskiej Szkoły Junkrów Piechoty – budynku, który wówczas mieścił najstarszą, obok moskiewskiej, szkołę junkierską w Imperium Rosyjskim, a dziś znajduje się tu jeden z wydziałów Uniwersytetu Wileńskiego (przy Čiurlionio gatvė) – z pewnością nie zdawał sobie sprawy, że właśnie pobyt w tym mieście zaowocuje przyjaźnią do Polski, z którą złączony będzie już do ostatnich swoich dni, a symbolicznie nawet po śmierci. Ukończywszy trzyletni kurs, Laidoner opuszczał bowiem Wilno nie tylko z pamiątkowym złotym zegarkiem w kieszeni – nagrodą dla najlepszego absolwenta, ale także z nawiązaną w 1904 r. znajomością z wileńską gimnazjalistką Marią Kruszewską, polską szlachcianką herbu Abdank. Znajomość ta przerodziła się w wielką miłość przypieczętowaną małżeństwem zawartym w 1911 r.  

Na świat Laidoner przyszedł 12 lutego 1884 r. w niewielkiej osadzie Viiratsi, położonej nieopodal miasta Viljandi (dawn. Fellin), należącej wówczas administracyjnie do Guberni Inflanckiej Imperium Rosyjskiego. Pochodził z rodziny chłopskiej, a jego dzieciństwo było – jak sam wspominał – ubogie. Jednak w domu nie brakowało książek, rodzice zadbali też o jego elementarne wykształcenie. Młody Johan ukończył bowiem szkółkę parafialną, a następnie uczęszczał do gimnazjum. W prowincjonalnych realiach przełomu wieków było to jednak za mało, by wyrwać się ze wsi, a ponieważ rodziców nie stać było na finansowanie studiów syna, droga do awansu społecznego mogła w tym przypadku prowadzić tylko przez służbę wojskową.

Do armii próbował zaciągnąć się już w 1900 r., uciekając w tym celu z domu aż do Petersburga. Werdykt wojskowej komisji lekarskiej był jednak niepomyślny dla Laidonera: jako zbyt młody i fizycznie słaby nie nadawał się wówczas na żołnierza. Chłopak nie poddał się jednak tak łatwo i przez kolejny rok nabierał krzepy, pracując na roli w gospodarstwie swego wuja. W sierpniu 1901 r. ziścił się jego plan, tym razem został bowiem przyjęty w szeregi carskiej armii i otrzymał przydział do jednostki piechoty stacjonującej w Kownie.

Pierwsze spotkania

Choć w 1902 r. nie było ani niepodległej Estonii, ani niepodległej Polski, to właśnie w tym czasie młody żołnierz pochodzący z estońskiej ziemi spotkał się z polską kulturą i polskim obyczajem – przeniósł się bowiem do pełnego Polaków Wilna, gdzie podjął naukę w szkole kształcącej przyszłych oficerów piechoty.

Spośród wielu spotkań z Polakami to jedno okazało się bardzo szczególnym. Rzecz idzie o pewien bal zorganizowany w szkole wojskowej w 1904 r., na który kadeci zaprosili uczennice z elitarnej pensji dla panien z bardzo dobrych rodzin. W gronie młodych dam, o których względy mogli starać się przyszli oficerowie podczas tanecznej imprezy, znalazła się bowiem Maria Skarbek-Kruszewska, która wpadła Johanowi w oko. Wydawać by się mogło, że ta rodząca się relacja nie ma wielkich szans, wszak dla młodego adepta sztuki wojskowej pochodzenia chłopskiego arystokratyczne progi mogły okazać się za wysokie, to jednak został on dobrze przyjęty, i to nie tylko przez Marię, ale także obecną na balu jej matkę, panią Kruszewską, która zdecydowała się nawet zaprosić kawalera do ich domu.


Na zdjęciu: Johan Laidoner jako kadet Wileńskiej Szkoły Junkrów Piechoty (1902–1905), fot. Estońskie Muzeum Wojny i Muzeum Gen. Laidonera

Obopólna sympatia Marii i Johana nie mogła przerodzić się szybko w poważniejszy związek, bo Laidoner w 1905 r., po ukończeniu Wileńskiej Szkoły Junkrów, już w stopniu podporucznika został wysłany na Kaukaz. Jego wyróżniająca się służba w niełatwych czasach – rewolucja 1905 r. przyniosła bunt w regionie, do którego został skierowany – została nagrodzona nie tylko wysokim odznaczeniem, ale i wysłaniem w 1909 r. na studia do Nikołajewskiej Akademii Sztabu Generalnego w Petersburgu, uczelni dla starszych oficerów imperialnej armii.

Tak jak podczas pobytu w Wilnie w związku z nauką w szkole wojskowej splotły się losy Johana Laidonera i młodziutkiej szlachcianki polskiego pochodzenia, tak w trakcie studiów w Petersburgu złączyły się na dobre. Oto bowiem w ówczesnej stolicy cesarstwa, w miejscowym konserwatorium, studiowała także Maria Kruszewska. Możliwości spotkań z racji zamieszkiwania w jednym mieście zostały w pełni wykorzystane, a relacja umocniona na tyle, że 30 października 1911 r. Maria i Johan wstąpili w związek małżeński. Miłość ta już wkrótce wydała owoc, bowiem w marcu 1913 r. na świat przyszedł ich syn Michael. Niestety, z chłopcem tym wiąże się wielka tragedia małżonków. Michael w wieku 15 lat zastrzelił się w niewyjaśnionych okolicznościach. Po jego śmierci państwo Laidoner usynowili bratanka Marii, Aleksego Kruszewskiego, ale nie mogło to ukoić ich bólu.

Czas próby

Zdobyta w elitarnej szkole wojskowej wiedza teoretyczna wkrótce miała zostać sprawdzona w praktyce, a Laidoner w kolejnych kampaniach rozpoczętej w połowie 1914 r. Wielkiej Wojny mógł potwierdzić, że przyznana mu jako absolwentowi najwyższa ranga nie była oceną na wyrost. W czasie I wojny światowej walczył z siłami Cesarstwa Niemieckiego i Austro-Węgier w Galicji i innych ziemiach polskich, a także na Białorusi. Okazał się przydatny nie tylko na pierwszej linii, ale z racji znajomości kilku języków obcych i odwagi trafił także na jakiś czas do wydziału wywiadowczego Dowództwa Zachodniego. Zdecydowanie jednak najcenniejszy był jego talent strategiczny, dlatego też w późniejszej fazie wojny przydzielano mu rolę szefa sztabu kolejnych jednostek operacyjnych. W czasie walk był dwukrotnie ranny, wielokrotnie też odznaczany przez carskie władze w uznaniu męstwa. Jak się potem jednak okazało, dokonania w trakcie działań przypadających historycznie na okres I wojny światowej to było tylko preludium do największej i najważniejszej wojny stoczonej przez Johana Laidonera, dodajmy, że wojny poniekąd przeciwko tym, którzy rozwinęli jego wojskowe talenty.  

Rewolucja październikowa przyniosła prawdziwy zamęt w całym Imperium Rosyjskim i rozpad carskiej armii. Już w grudniu 1917 r. Laindoner – wówczas w randze podpułkownika – wrócił w swoje rodzinne strony, by jako jeden z pierwszych walczyć o niepodległość Estonii. Walka o utrzymanie proklamowanej 24 lutego 1918 r. państwowości okazała się niezwykle trudna, pokonać trzeba było nie tylko bolszewików i niemieckich okupantów, ale także wrogów we własnych szeregach, nie brakowało bowiem i w Estonii zwolenników powołania republiki rad.

Z końcem 1918 r. Johan Laidoner został organizatorem armii estońskiej, a 23 grudnia tego samego roku powierzono mu – już jako generałowi-majorowi – funkcję Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych Republiki Estonii. Laidoner okazał się wodzem zwycięskim, spektakularnie rozgromił bowiem wojska bolszewickie, co w skali tego niewielkiego kraju jest wiktorią na miarę późniejszego „cudu nad Wisłą” w wykonaniu marszałka Józefa Piłsudskiego. Nic więc dziwnego, że w świadomości Estończyków Kindral (w języku estońskim – generał) Laidoner po dziś dzień pozostaje tym, który wywalczył niepodległość.

Nim jednak zwycięstwo nad bolszewicką Rosją przypieczętował korzystny dla Estonii pokój zawarty w Tartu (dawn. Dorpat) 2 lutego 1920 r., wojska estońskie manewrem w Łatgalii, który wyzwalał północną część Łotwy, faktycznie wsparły działania oddziałów polskich w ramach prowadzonej na tych terenach tzw. operacji „Zima”. Dla Polaków i Estończyków był to pierwszy, ale nie jedyny dowód na to, że łączenie sił przez te dwa państwa sprzyja ich niepodległości.


Na zdjęciu: gen. Johan Laidoner (po prawej), prezydent RP Ignacy Mościcki (w środku), marszałek Edward Śmigły-Rydz (po lewej) na Zamku Królewskim w Warszawie, kwiecień 1939 r., fot. NAC

Rzecznik polskiego interesu

Z całą stanowczością można powiedzieć, że gen. Laidoner doskonale rozumiał to, że Polska i Estonia, mając za sąsiada wpierw Rosję, a potem Związek Sowiecki, mają wspólne interesy i powinny ze sobą współpracować. I choć ten powszechnie szanowany nie tylko w swoim kraju dowódca wojskowy w niepodległej Estonii nie objął w międzywojniu przywództwa w kraju jako prezydent czy premier republiki, odgrywał w nim niemałą rolę, zwłaszcza w momentach trudnych, gdy wewnętrzna polityka zmierzała w jakimś niebezpiecznym kierunku. Działo się tak w 1924 r., gdy angażowany był w tłumienie puczu komunistów, czy w 1934 r., gdy na wniosek premiera Konstantina Pätsa dla powstrzymania próby przejęcia władzy przez faszyzujących „wabsów” wprowadził rządy wojskowe.

Jako naczelny wódz estońskiej armii zabiegał o rozwijanie z Polską przyjaznych stosunków, zwłaszcza wojskowych. Dbał o zakupy polskiego uzbrojenia, posyłał oficerów do polskich szkół wojskowych, m.in. do Rembertowa, stanął też na czele Towarzystwa Estonia–Polska. W 1928 r. złożył oficjalną wizytę w Warszawie, u siebie podejmował też polskich przedstawicieli, w tym ministra spraw zagranicznych RP Józefa Becka. Dogadywał się z nimi nieźle, swobodnie bowiem rozmawiał w języku polskim.

Gdy w kwietniu 1939 r. wraz z małżonką Marią powtórnie gościł oficjalnie w Polsce, tak tę wizytę widziała polska prasa: „Gen. Laidoner, twórca wojska estońskiego, otoczony jest w swym kraju wielką miłością i przywiązaniem. Dzięki zaletom umysłu i ducha cieszy się wielkim poważaniem także u obcych. Wojna o niepodległość i imię generała Laidonera są ze sobą złączone w sposób nierozerwalny w umyśle każdego Estończyka. (…) Gen. Laidoner jest wypróbowanym przyjacielem Polski, stwierdził to sam bezpośrednio przed swą podróżą. »Celem mojej wizyty w Polsce – mówił gen. Laidoner – jest odwiedzenie marszałka Śmigłego-Rydza i odnowienie dawnej z nim znajomości. Pragnę złożyć wyrazy mej czci dostojnemu Prezydentowi R.P. Mościckiemu, którego miałem zaszczyt przyjąć w swoim domu w czasie pobytu Jego w Estonii w roku 1930«” („Wiarus” nr 18 z 30 kwietnia 1939 r.).


Na zdjęciu: gen. Johan Laidoner odznaczony Krzyżem Komandorskim i Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, 1934 r., fot. NAC

Śmierć za ojczyznę

We wrześniu 1939 r. Polska musiała się zmierzyć z agresją swoich sąsiadów złączonych przeciwko niej tajnym sojuszem. Postanowienia paktu dwóch totalitarnych państw dotyczyły niestety też niewielkiej Estonii, niebawem więc miało się ziścić zagrożenie, z którego zdawał sobie sprawę gen. Laidoner. W kampanii prowadzonej od 17 września na dwa fronty Estonia nie mogła pomóc Polsce, pozostała neutralna, są jednak mocne przesłanki, by podejrzewać, że estoński przywódca pomógł załodze polskiego okrętu podwodnego ORP „Orzeł”. To jego przychylność ostatecznie miała umożliwić legendarną ucieczkę z Tallina.

Paradoksalnie to właśnie ten epizod został wykorzystany przez sowiecką propagandę, by postawić małemu sąsiadowi ultimatum i zażądać ustanowienia na jego terenie sowieckich baz. Choć przesądzone było, że Związek Sowiecki zagarnie Estonię, pozbawiając ją wywalczonej z trudem niepodległości, gen. Laidoner i jego małżonka nie skorzystali z możliwości ewakuacji i pozostali w swojej ojczyźnie.

Niestety, nie na długo. Po zajęciu Estonii Laidonerowie zostali najpierw internowani, a następnie wywiezieni do Związku Sowieckiego. Naczelny Wódz Estonii po ponad jedenastoletnim procesie został skazany za walkę zbrojną z Sowietami podczas wojny o niepodległość na 25 lat więzienia, choć pokój w Tartu zobowiązał obie strony do niestosowania sankcji za udział w działaniach wojennych.

70 lat temu, dokładnie 13 marca 1953 r., gen. Johan Laidoner zmarł z wycieńczenia w więzieniu we Włodzimierzu nad Klaźmą. Miejsce spoczynku symbolicznie znów połączyło Laidonera z Polską, jego ciało pogrzebano we wspólnej mogile z zamordowanym w tym samym więzieniu Janem Stanisławem Jankowskim – polskim działaczu politycznym i Delegatem Rządu na Kraj, skazanym przez Sowietów w procesie przywódców Polskiego Państwa Podziemnego, tzw. procesie szesnastu.

Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 23(67) 10-16/06/2023