Czego Polak z Wileńszczyzny może zazdrościć Włochowi z Istrii


Istria - od wieków dwujęzyczne (co najmniej) wybrzeże Adriatyku, fot. M. Wołłejko
Dobrą kawę zawsze piłem z rozkoszą, ale gęste, czarne jak smoła, aromatyczne espresso, którym można się delektować w promieniach wiosennego słońca Południa - tej najwspanialszej rzymskiej części Europy - wywołuje we mnie nieopisaną euforię. Biją właśnie dzwony z wieży kościoła pod wezwaniem św. Pelagiusza. Ich dźwięk punktualnie, od wieków wskazuje rytm dnia i przypomina o modlitwie, a mnie skłania do refleksji nad bezlitośnie upływającym czasem. Lepiej jednak cieszyć się oszałamiającymi zapachami kwitnących drzew w parku przy Via Mandracchio. Spoglądam więc na piękne strzeliste cedry, stare sosny, pinie, platany. Oddycham głęboko. Wiosna w Cittanova jest urzekająca...
Myślą państwo zapewne, że znalazłem się w Italii i zamierzam opisać swoje wrażenia? Nic bardziej błędnego i niech nie zmylą nikogo włoskie nazwy parku, ulicy czy miasta. Jestem w Chorwacji, a dokładnie - na półwyspie Istria. Tu język włoskich autochtonów ma prawo nie tylko istnieć w przestrzeni publicznej, na znakach drogowych i tabliczkach ulic, ale można się nim posługiwać w urzędach.
 
Istrię niegdyś zamieszkiwały plemiona ilirskie. Japodzi, Liburnowie, wreszcie Histriowie, od których pochodzi nazwa całego półwyspu. W II w. po Chrystusie tę niewyobrażalnej urody ziemię podbili i następnie skolonizowali Rzymianie. Ślady ich obecności są widoczne do dziś. W Puli/Poli można podziwiać fantastyczny amfiteatr, w Poreču/Parenzo - resztki pogańskiej świątyni na głównym placu miejskim, czyli Forum. W VI w. Istria stała się częścią Bizancjum, w tym też stuleciu na półwysep zaczęli napływać Słowianie. W późniejszych czasach zachodnia część Istrii znalazła się pod władzą Republiki Weneckiej, a wschodnia - Habsburgów, którzy na początku XIX w. zajęli cały półwysep i włączyli go w skład swojego cesarstwa.
 
W okresie międzywojennym Istria znalazła się w granicach Włoch i ten stan rzeczy funkcjonował formalnie do 1947 r. Pod rządami Mussoliniego działy się rzeczy obrzydliwe. W sposób niezwykle brutalny prowadzono politykę italianizacji. Zamknięto chorwackie szkoły i instytucje życia kulturalnego. Chorwatom odebrano nawet nazwiska, które zapisywano w formie włoskiej. Drobna dygresja: z tymi nazwiskami to coś mi się kojarzy... W jednym z państw Unii Europejskiej autochtoniczna mniejszość narodowa też nie może używać nazwiska w formie właściwej, pomimo iż zapisano 20 lat temu w jakimś traktacie, że „osoby należące do mniejszości mają prawo do używania swych imion i nazwisk w brzmieniu języka mniejszości narodowej”. Ale dość o tym, cicho sza i milczeć, bo jeszcze ktoś pomyśli, oczywiście niesłusznie, że wyszukuję podobieństw pomiędzy demokratycznym państwem, będącym ostoją praw i swobód  wszelakich, a faszystowskimi Włochami.  
 
W czasie wojny, w roku 1943 i 1945, doszło do masowych mordów na włoskich cywilach na Istrii. Obciążają one sumienie komunistycznych partyzantów jugosłowiańskich. Szacuje się, że w czystkach etnicznych śmierć poniosło od 10 do 12 tysięcy ludzi. Niemal wyłącznie Włochów. Ta ludobójcza akcja spowodowała masowy eksodus ludności włoskiej z Jugosławii, przede wszystkim z Istrii. Ogółem opuściło swe ojcowizny przeszło 300 tysięcy ludzi. Dziś w niepodległej Chorwacji ocenia się to wydarzenie negatywnie. Historyk Antun Travirka pisze wprost, że „doszło do niepotrzebnego, a przede wszystkim żałosnego eksodusu części autochtonicznej ludności włoskiej, co spowodowało nowe przemiany demograficznego obrazu Istrii”. Swoją drogą ciekaw jestem, czy któryś z litewskich historyków zdobyłby się na podobną ocenę dotyczącą ekspatriacji ludności polskiej z Litwy Kowieńskiej, a potem i z Wileńszczyzny po 1945 r.? Jeszcze ciekawsze byłyby reakcje środowiska historycznego Litwy czy też publicystów i polityków. Sądzę, ba - jestem w stanie się nawet założyć o poważne pieniądze, że na osobie takiej „wieszano by psy” i stałaby się ona wrogiem publicznym numer jeden. No, ale cóż, co kraj to obyczaj.
 
Nie wszyscy z Włochów jednak wyjechali. Pozostało ich około kilkunastu tysięcy, czyli trochę ponad 7 procent populacji. W Novigradzie/Cittanova, który uwielbiam, Włosi stanowią około 10 proc. ludności. Spotkałem ich także na targu warzywnym w Puli/Poli, kupując od nich słodkie, soczyste pomidory i zielone szparagi. W Poreču/Parenzo, obok ruin rzymskiego Forum, znalazłem z kolei szkołę z włoskim językiem nauczania. Chyba najwięcej jest ich w pięknym, zapierającym dech w piersiach Rovinij/Rovigno. Co trzeci z mieszkańców tego miasta to właśnie Włoch.

 

Uchwalony przez władze w październiku 2009 r. statut regionu Istria (Statuto della Regione Istriana, Statut Istarske Županije) wprowadził na półwyspie dwujęzyczność. Po włosku można się porozumiewać w urzędach, wszystkie nazwy ulic i miejscowości są zapisywane po chorwacku i po włosku, a na budynkach administracji powiewają obok chorwackich także flagi włoskie. Nie widziałem przy tym ani jednego aktu wandalizmu wobec włoskiego napisu czy pozrywanych trójkolorowych flag. Chorwaci pokazują, że poważnie traktują, jak przystało na nowoczesny naród w XXI w., standardy ochrony mniejszości narodowych, i dbają o wspólne dziedzictwo. Ten mały, raptem 4-milionowy naród, który w ciężkich i krwawych zmaganiach wybił się na niepodległość w latach 90., wzbudził we mnie ogromny szacunek. Jestem pod wrażeniem tego, co uczynili dla włoskich sąsiadów, oraz tego, że nie oglądając się na trudną historię, na to, że byli przez władze włoskie szykanowani w okresie międzywojennym, zdobyli się na trud mądrej refleksji. Uznali, że włoskie dziedzictwo kulturalne i historyczne jest tak samo istotne jak własne. Brawo!

 
Chorwacja już od wielu lat jest popularnym celem wypraw wakacyjnych zarówno dla Polaków, jak i Litwinów. Tegoroczna wiosna, a szczególnie maj, była niewątpliwie trudnym okresem dla litewskich polityków i po podwójnych wyborach należy im się chwila wypoczynku. Przede wszystkim chyba Dalii Grybauskaitė, która wywalczyła drugą kadencję i nie musi się wyprowadzać z Pałacu Prezydenckiego. Po trudach kampanii wyborczej i kolejnej inauguracji polecam pani prezydent wyjazd na Istrię, gdzie zresztą będzie mogła spotkać wielu rodaków. Urlop na tym pięknym półwyspie mógłby dać wiele do myślenia głowie państwa. Może po takich obserwacjach i refleksjach już więcej nie opowiadałaby w Brukseli bajek o tym, jak to wspaniałe warunki do zachowania oraz kultywowania swej tożsamości i odrębności narodowej mają Polacy na Litwie. A może, po głębszym namyśle, zechciałaby miejscowe - chorwackie - standardy ochrony mniejszości wprowadzić na Litwie? 



W moim języku nie ma takiego znaku diakrytycznego jak „ė”. Teoretycznie więc mógłbym zapisywać nazwisko pani prezydent w innej, spolszczonej formie. Mógłbym też dokonać tłumaczenia na „Grzybowska”. Nie uczynię tego jednak nigdy. Uważam, że nazwisko jest własnością osoby, która ją nosi, i dlatego zawsze będę je zapisywać tak, jak ona tego oczekuje. W końcu należę, podobnie jak słowiańscy Chorwaci, do kręgu cywilizacji łacińskiej… Do Zachodu. 
 

Komentarze

#1 a..gore. zlodzieju.

a..gore. zlodzieju.

#2 Na złodzieju czapka gore.

Na złodzieju czapka gore.

#3 Wiec mialem racje? zryj co

Wiec mialem racje? zryj co ulica ci przyniesie.

#4 Brawo , brawo dla tego

Brawo , brawo dla tego poniżej za spostrzegawczość kremlowskiego wypierdka mamuta - rozserdyłsia ?

#5 Ja cie tu baublis obserwuje

Ja cie tu baublis obserwuje juz od stycznia. Twe opisy to opisy smroda polskiego zyjacego na zasilku
litewskim.

#6 Znowu pojawił się dls Cowboy

Znowu pojawił się dls Cowboy vel Pastuch wielu imion a właściwie mini -dupek - wypierdek kremlowski

#7 sam se sraj zbys, ty

sam se sraj zbys, ty kalakutasie smiedzisz smieciami.

#8 do cowboy ty chodzisz rakiem

do cowboy
ty chodzisz rakiem jak twój pies nasra na trawniki osiedlowe

#9 Cześć jestem półChorwatem,

Cześć jestem półChorwatem, więc coś napiszę. Warto również pamiętać że w trakcie operacji Burza z 1995 roku której zadaniem było przepędzić siły zbrojne chorwackich Serbów z samozwańczego państwa Krajina, zajmującego tereny północnej i wschodniej Chorwacji uciekło setki tysięcy Serbów w obawie o swoje życie, mimo że mieli gwarancję nienaruszalności pod warunkiem nie stawania oporu chorwackim siłom. Ale jak to wojna, każdy się boi i postępuje jak całe masy ludzi, co jest naturalne i całkowicie zrozumiałe.

Po latach Serbowie wracają do swoich posiadłości bo prawnie im je przysługują, należą, należały i będą należeć do nich gdyż żyli na tych terenach setki lat. Nikt z Chorwatów nie może zajmować na dziko nieswoją posiadłość należącą do innych ludzi, znam przypadki gdy bez słowa Chorwaci opuszczali domy które nie należały do nich bo powrócili ich prawowici właściciele. Z niegdysiejszych pustostanów stojących w nadmorskich miasteczkach po latach powstają apartamenty bo wrócili właściciele.

Są jeszcze problemy z wprowadzeniem tablic z cyrylicą w okolicach Vukovaru który bardzo ucierpiał w wyniku działań wojennych, ale tylko dlatego że sprawa wojny jest sprawą świeżą i bardzo śliską, smutną. Ale naprawdę Litwa mogłaby się nauczyć bardzo dużo od Chorwatów bo ci zrobili i robią bardzo dużo na rzecz poszanowania mniejszości narodowych. Podobnie jak Polacy (Polacy aż za bardzo np. wspierając Ukraińców czy białoruską opozycję, czyli ośrodki które nam nie sprzyjają).

Tylko mądra i sprawiedliwa polityka polskiego MSZ jest w stanie rozwiązać konflikt z państwem litewskim, niestety nie widzę większych perspektyw pod tym względem, z tą władzą u steru... chyba tylko KNP lub Ruch Narodowy może to zmienić, a to kwestia czasu. Ale wywierać wpływ można.

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.