Jak długo Polacy będą dopłacać do Możejek?


Rafineria w Możejkach, fot. orlenlietuva.lt
Od miesięcy media, zarówno w Polsce, jak i na Litwie, żyją piętrzącymi się z dnia na dzień problemami finansowymi spółki Orlen Lietuva. Firma, w której 100 proc. udziałów ma polski koncern PKN Orlen, odnotowała za poprzedni rok stratę w wysokości 94,3 mln USD (netto) i coraz częściej mówi się o widmie bankructwa.
W końcu lipca władze koncernu z Płocka poinformowały, że zmuszone były dokonać odpisu w wysokości 4,2 mld zł wartości aktywów (rafineryjnych) swojej litewskiej spółki „córki” czyli Orlenu Lietuva. Okazało sią, że wartość majątku rafinerii z Możejek - po odpisie - wynosi 0,5 mld zł. W obliczu potęgujących się strat finansowych i marnych perspektyw biznesowych firmy z Litwy, pojawiły się również głosy o możliwości czasowego wygaszenia produkcji rafinerii. Mogłoby to nastąpić już najbliższej zimy, na przełomie roku.

W 2006 r. kierownictwo największej polskiej spółki skarbu państwa w branży rafineryjnej,  jaką jest PKN Orlen, podjęło decyzję o zakupie od rosyjskiego Jukosu 53,7 proc. udziałów Mażeikiu Nafta. Następnie - w porozumieniu z władzami Litwy - przeprowadzono akcję zakupu reszty udziałów. Ostatecznie PKN stał się wyłącznym właścicielem spółki z Litwy, która od 2009 roku funkcjonuje pod nazwą Orlen Lietuva. Ogółem, na zakup oraz inwestycje w rafinerię, Polacy wydali  około 4 mld dolarów.

Problemy rafinerii w Możejkach rozpoczęły się już w 2006 r. Po zakupie przez PKN większościowego pakietu udziałów  dotychczasowy dostawca ropy - rosyjski Transnieft - poinformował, że w związku z awarią rurociągu Przyjaźń - Północ zawiesza przesyłanie surowca. Orlen zmuszony został więc do korzystania z kolei. Początkowo wykorzystywany był szlak na Łotwę. Tamtejsze koleje oferowały atrakcyjne stawki. Jednak w 2008 roku 19 kilometrowy odcinek torów do granicy z Łotwą (po stronie litewskiej) został zdemontowany i do dzisiaj nie został odbudowany. Chciał nie chciał, pozostało korzystanie z usług litewskich kolei. Nie byłoby w tym zapewne nic złego, gdyby nie jeden, ale bardzo istotny, szczegół. Okazuje się, że Orlen Lietuva płaci za przewóz koleją ropy czy też swoich produktów około 30 proc. więcej niż jego konkurenci.

W międzyczasie na Możejki spadły kolejne ciosy. Paliwa Orlenu Lietuva przestali kupować Amerykanie (była to niemal połowa produkcji). W Stanach Zjednoczonych wybuchła tzw. rewolucja łupkowa. Okazało się, że z łupków można nie tylko pozyskiwać gaz, ale i ropę. Amerykanie rozpoczęli również na większą skalę eksportować swoje produkty. Z kolei rynek państw bałtyckich okazał sie zbyt mały w stosunku do możliwości produkcyjnych rafinerii w Możejkach. Bałtowie nie są w stanie odbierać tyle benzyny, ile może wyprodukować ten postsowiecki gigant, jakim są Możejki, budowany przed laty z myślą o zabezpieczeniu potrzeb Armii Czerwonej, której czołgi miały (przynajmniej w planach) zawojować Europę Zachodnią.

Pytanie, które stawiają sobie obecnie rzesze analityków, ekspertów z branży paliowej, polityków i dziennikarzy, brzmi: jaka przyszłość czeka Orlen Lietuva? Sytuacja jest poważna. Już obecnie firma ograniczyła swoje moce produkcyjne do minimum. Czy faktycznie zimą nastąpi czasowe wygaszenie produkcji? Jak mówi Wilnotece ekspert rynku paliwowego oraz były pracownik Ministerstwa Gospodarki i Operatora Logistycznego Paliw Płynnych - Aleksander Zawisza - takiego scenariusza nie można wykluczyć. Rozważając jednak taki wariant, należy pamiętać, że koszty ponownego uruchomienia produkcji będą wysokie. Jak dotąd nie było jeszcze takiego przypadku, by przywrócono produkcję w zakładzie, w którym uprzednio ją czasowo zawieszono – dodaje Zawisza.

Zapewne - przynajmniej doraźnie - trudną sytuację rafinerii w Możejkach, poprawiłoby obniżenie stawek pobieranych od Orlen Lietuva przez litewskie koleje. Nie ukrywają tego władze PKN Orlen, które oświadczyły, że obecnie ze strony przedstawicieli władz i kooperantów litewskich oczekują przede wszystkim równego traktowania jako biznesowego partnera. Dążymy do sytuacji, w której Orlen Lietuva będzie korzystać z rynkowych stawek za transport, co pozwoli na obniżenie kosztów logistycznych i pomoże stabilizować sytuację Możejek. Jednak, jak do tej pory, rozmowy z partnerami z Litwy nic nie dały.

Czy więc Orlen Lietuva czeka nieuchronne bankructwo i zamknięcie rafinerii? Sytuację firmy teoretycznie mogłaby poprawić budowa ropociągu do portu w Kłajpedzie. Problem polega jednak na tym, że według części ekspertów, inwestycja taka zajmie kilka lat. Możejki mogą zwyczajnie przegrać z czasem.

Przed kilkoma tygodniami w prasie pojawiły się informacje dotyczące tego, jakoby PKN Orlen prowadził rozmowy z kazachską firmą KazMunaiGaz w sprawie sprzedaży swojej litewskiej spółki. Kierownictwo Orlenu jednak je zdementowało. Tymczasem Kęstutis Glaveckas deputowany i członek parlamentarnej komisji ds. budżetu i finansów Sejmu Litwy, powiedział dziennikowi Lietuvos Žinios, że gdyby rząd miał wykupić tę firmę, cena powinna być symboliczna - jeden lit. Jednak nie byłoby to racjonalne. Dodał jednak, że racjonalne byłoby więc przystąpienie do zastanawiania się nad opcjami, powiedzmy, nad zaproszeniem pewnej firmy do zainwestowania w ten region w zamian za pewne korzyści, np.  promowanie alternatywnej produkcji.

Przyznam, iż nie wiem, co litewski poseł rozumie pod pojęciem „alternatywnej produkcji”. Nie wykluczałbym jednak sytuacji, w której przyciśnięty do ściany PKN Orlen sprzeda za relatywnie niewielkie pieniądze Możejki - pod warunkiem, że znajdzie się kupiec. Być może obecnie byłoby to z polskiego punktu widzenia wyjście najbardziej racjonalne. Warto w tym miejscu zacytować Roberta Gwiazdowskiego, prof. prawa i prezydenta Centrum im. Adama Smitha, który przed niecałym miesiącem, na łamach Rzeczpospolitej stwierdził: Możejki nie wzmacniają Orlenu, tylko go osłabiają, bo musi z zysków osiąganych w Polsce pokrywać straty na Litwie. Więc to polscy kierowcy płacą za tę fanaberię. Oczywiście Orlen nie obniży cen paliw, jak nie będzie musiał do Możejek dopłacać. Ale będzie miał lepszy wynik finansowy. A lepsze wyniki finansowe Orlenu to większe mityczne „bezpieczeństwo energetyczne"! Zamiast dopłacać do Możejek, można byłoby poczynić parę inwestycji w petrochemię.

W mojej ocenie trudno nie zgodzić się z tymi słowami. I właściwie jak długo oraz w jakim celu Polacy mają dokładać do przynoszącej jedynie straty inwestycji? Przecież nie po to, by kosztem polskich pieniędzy wzbogacały się litewskie koleje. Nie przesądzając tego, czy Orlen Lietuva zostanie sprzedany czy też zbankrutuje, jedno jest niemal pewne: przykre doświadczenie PKN Orlen związane z Możejkami będzie skutkować w przyszłości daleko posuniętą ostrożnością Polaków w podejmowaniu poważnych decyzji inwestycyjnych na Litwie. I to zapewne w każdej branży. Szkoda ciężkich miliardów wydanych na Możejki, jeszcze bardziej szkoda pracowników rafinerii i ich rodzin, którzy zapewne zmuszeni barkiem pracy wyjadą na Zachód. Ale tak to już bywa z „partnerstwem strategicznym” Polski i Litwy.
 

Komentarze

#1 No właśnie .

No właśnie .

#2 Samo określenie "partnerstwo

Samo określenie "partnerstwo strategiczne Polska - Litwa" wywołuje uśmiech na twarzy: kto kiedyś miał doczynienia z partnerami litewskimi, zrozumie tę ironię :)

Otóż prawda jest taka, że Litwini nigdy nie rozumieli znaczenie słowa "partnerstwo" prawidłowo: ani politycznie ani gospodarczo.

Czekają jedynie na głupców, którzy na Litwie zainwestują kasę a potem Litwini zgarną ją pod dowolnym pretekstem.

Pewnie wystarczy Polsce rozumu nie inwestować więcej na Litwie a szczególnie w litewski "projekt wieku" elektrownię jądrową :)

Litwa - to taki dziwny kraj a najbardziej dziwaczni są Litwini: niby teraz należą do obozu państw cywilizowanych a pieniądzy potrafią szukać nawet za nadpisy polskie na prywatnych domach :)

Polska, Polak to jak przekleństwo dla Litwina - skoro tak, to po jaką cholerę Polska inwestuje w ten zacofany narodzik? niech sobie sami radzą.

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.