Picasso w Warszawie, czyli tłumy w Muzeum Narodowym


Na zdjęciu: pierwsza część wystawy w warszawskim Muzeum Narodowym przybliża refleksje artysty na temat piękna, fot. Bartosz Bajerski
Dla uczczenia 50. rocznicy śmierci Pabla Picassa Muzeum Narodowe w Warszawie przygotowało wystawę monograficzną hiszpańskiego artysty. – Przesłanie jest proste, pokazać, dlaczego Picasso wielkim artystą był – mówi jej kuratorka Anna Manicka.








15 października, pierwsza niedziela wystawy „Picasso”. W Muzeum Narodowym w Warszawie niespotykane tłumy. Kolejka po bilety, a następne do wejścia na ekspozycję, porównywalna z tymi, które tego dnia ustawiały się w Polsce przed lokalami wyborczymi. 

– Oczywiście, że bardzo się z tego cieszę i jednocześnie nie dziwię, wszak Pablo Picasso był największym artystą XX w. – mówi Anna Manicka, kuratorka wystawy. 

Większą cześć dzieł prezentowanych na wystawie stanowią wypożyczenia z kolekcji Museo Casa Natal Picasso, czyli z Muzeum Domu Narodzin Picassa w Maladze. 

– To blisko 60 proc. prezentowanych prac, pozostałe 40 proc. pochodzi z naszych zbiorów, Muzeum Narodowego w Warszawie – wyjaśnia pani kurator. – A mamy w Warszawie doborową kolekcję grafik na najwyższym poziomie, na poziomie najlepszych zbiorów, jakie istnieją. Tyle że w porównaniu z tym najlepszymi zbiorami jest mikra, malutka. Mamy 47 grafik, jeden rysunek i 20 talerzy ceramicznych. Na Zachodzie ta kolekcja jest mniej znana, ale smutne jest to, że i w Polsce z różnych powodów nie dość doceniana, choć kiedyś prezentowano ją przy każdej okazji. 


Na zdjęciu: w zbiorach MNW znajduje się 47 grafik Pabla Picassa, fot. Bartosz Bajerski

Prezenty od artysty

– Pablo Picasso był w Polsce w 1948 r., przyjechał na Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju, który odbywał się we Wrocławiu – mówi Anna Manicka. – Był w Polsce fetowany i wielbiony. Przyjechał dlatego, że uważał się wtedy za komunistę, a my byliśmy krajem w sferze wpływów Związku Sowieckiego. 

Picasso przyleciał do Wrocławia rankiem 25 sierpnia 1948 r. Liczył wówczas 66 lat i… dopiero pierwszy raz w życiu leciał samolotem. Ponoć gdy samolot wzbił się w Paryżu w powietrze i z okien zobaczył panoramę tego miasta, miał wykrzyknąć: „Przecież to kubizm, czysty kubizm! Jakże jestem wam wdzięczny, że mogłem to zobaczyć!”. 

Sprowadzenie do Polski „ojca kubizmu” nie należało do najłatwiejszych, bo Picasso był wówczas bezpaństwowcem, w związku z czym nie miał żadnych dokumentów. Poza tym bał się zarówno lotu, jak i opuszczenia Francji. Ponoć nawet nosił przy sobie odrobinę francuskiej ziemi, by nie czuć się zupełnie wykorzenionym. 

Picasso nie przyleciał do Polski z pustymi rękami. Na pokład samolotu zabrał ze sobą skrzynię z 20 fajansowymi półmiskami, na których wymalował motywy mitologiczne, ptaki, martwe natury, twarze i sceny korridy. Przywiezione wyroby stały się częścią zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie. Był to dar Picassa dla Polski i narodu „w dowód hołdu dla jego bohaterskiej wytrwałości i wysiłków w budowaniu nowej kultury”.

– Nasze talerze pochodzą z 1947 r., a więc okresu, kiedy Picasso nie robił jeszcze replik – wyjaśnia Anna Manicka. – Są to zatem rzeczy istniejące w jednym egzemplarzu, absolutnie unikatowe. Kiedy Hiszpanie przyjechali montować wystawę razem z naszymi pracownikami, przy wyjmowaniu tych talerzy aż im się oczy zaświeciły z zachwytu. Talerze te swego czasu były wypożyczane, i do Hiszpanii, i do Francji. Jeżeli ktoś o nich wie, to bardzo chce się z nimi zapoznać. 

Przetransportowane do Polski naczynia, które artysta wybrał osobiście, wyeksponowano wówczas w witrynach przed salą plenarną wrocławskiej politechniki. Ta z pozoru niewielka wystawa okazała się pierwszym w historii oficjalnym pokazem ceramiki Picassa. „Wrocław wyprzedził pod tym względem Paryż” – pisał w broszurze Mieczysław Bibrowski, współorganizator kongresu. Fascynacji ceramiką artysta uległ ok. 1946 r., kiedy osiadł w słynącym z tego rzemiosła miasteczku Vallauris na południu Francji. Przez pierwsze dwa lata stworzył blisko 2 tys. prac ceramicznych, łącząc wzornictwo, malarstwo i rzeźbę.

Polskie akcenty

W Polsce Picasso miał spędzić kilka dni, a ostatecznie przebywał blisko dwa tygodnie. Na szlaku artysty znalazły się także Warszawa i Kraków. 

– W stolicy odwiedził Muzeum Narodowe i to wówczas podarował mu kolekcję ceramicznych półmisków oraz grafiki – mówi kurator Manicka. – W krakowskich Sukiennicach kupił haftowane kożuszki zakopiańskie dla siebie, swojej ówczesnej przyjaciółki Françoise Gilot i swojego syna Claude’a. Widział też na Rynku lajkonika. Te epizody wróciły potem w jego grafikach. Kożuszek zakopiański pojawił się w słynnej serii pięciokolorowej litografii „Kobieta w fotelu”. Jest nią oczywiście Françoise Gilot, która w tym kożuszku rzeczywiście wygląda bardzo atrakcyjnie. Zgodnie z zasadami sztuki, żeby wykonać pięciokolorową litografię, trzeba mieć pięć kamieni, do każdego koloru odrębny kamień. Litografia jest techniką, która wybacza, to znaczy, jeśli popełnisz błąd, możesz go zeszlifować, możesz też coś dodać, jeśli chcesz. Kiedy Picasso doszedł do wniosku, że nie podoba mu się ta litografia, postanowił poprzerabiać te pięć kamieni. W ten sposób powstało z nich 35 nowych odbitek. To jest najdłuższa seria Picassa w jakiś sposób związana z Polską.

Te litografie można oglądać w finałowej części ekspozycji nazwanej „Polskie akcenty”. Jest tam również zdjęcie, na którym są Picasso i Françoise w kożuszkach. 

– To zdjęcie pochodzi z festiwalu w Cannes. Proszę sobie wyobrazić, jak to jest, kiedy wiosną na południu Francji chodzi się w kożuszku zakopiańskim – śmieje się Anna Manicka. – Jestem z tego zdjęcia bardzo dumna, bardzo się cieszę, że jest, ponieważ trzeba się było o nie specjalne starać, ale ono pozwala wyobrazić sobie, jak pewne rzeczy naprawdę wyglądały. Na wystawie jest też diagram pozwalający zobaczyć, z którego konkretnego kamienia, którym pierwotnie odbijano kolor np. niebieski czy zielony, powstały konkretne litografie. 


Na zdjęciu: na ekspozycji ceramika ze zbiorów warszawskich jest przemieszana z tą, która przyjechała z Hiszpanii, fot. Bartosz Bajerski

Kawałek Hiszpanii

„Na co dzień w Muzeum Narodowym w Warszawie prezentowane są m.in. prace Chagalla, a jeszcze niedawno na wystawie czasowej można było oglądać rzeźby Camille Claudel. Teraz pora na Picassa” – mówił podczas wernisażu wystawy prof. Piotr Gliński, minister kultury i dziedzictwa narodowego RP.

Obecny na wernisażu ambasador Hiszpanii w Warszawie Ramiro Fernández Bachiller przyznał, że wystawa dzieł Picassa jest „podarowaniem Polsce kawałka Hiszpanii”. „Już 75 lat temu Picasso inspirował swoją sztuką widzów i artystów w Polsce, a dziś jego sztuka pozwala ponownie cieszyć się niezrównanym doświadczeniem artystycznym. Niech ta wystawa będzie miejscem spotkań kultur i Hiszpanii” – podsumował ambasador.

– Picasso to jest część tożsamości Hiszpanów – wyjaśnia kuratorka Anna Manicka. – Dla nich to jest ogromne bogactwo, ich punkt identyfikacji. Oni są z tego, niezależnie od wszystkiego, bardzo dumni. Moja współpraca z Hiszpanami trwała nieco ponad pół roku. Ale to były tylko moje przygotowania, pracownika merytorycznego. Natomiast współpraca z czynnikami decyzyjnymi, z dyrekcją, z ludźmi, którzy wszystko organizowali, trwała dłużej. 

Dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie Łukasz Gaweł zauważył, że dzieła Picassa wpisują się w nastrój współczesności. „Chcielibyśmy, żeby »Guernica« była wspomnieniem tego, co za nami, czyli szaleństwa i nienawiści, ale to wciąż tkwi w Europie. Sztuka jest więc tym, czego musimy się kurczowo trzymać. Cóż innego nam pozostało” – mówił podczas wernisażu.


Na zdjęciu: w Warszawie znajduje się doborowa kolekcja grafik Pabla Picassa, na poziomie najlepszych światowych zbiorów, fot. Bartosz Bajerski

Autentyczne repliki

Ekspozycja dzieli się na cztery sekcje. Pierwsza przybliża refleksję artysty na temat piękna. Druga koncentruje się wokół jego fascynacji postaciami mitologicznymi, zwłaszcza figurami faunów i centaurów, w których upatrywać można alter ego twórcy. W sekcji trzeciej można obejrzeć szeroki wybór prac wykonanych w technice ceramiki, będących niezwykłym świadectwem innowacyjności i pasji Picassa. Wspomniana już ostatnia część poświęcona jest polonikom w twórczości artysty. 

– Mnie najbardziej podoba się pierwsza cześć, te pierwsze prace, kiedy kobiety Picassa zbudowane są według klasycznych reguł, a jednocześnie są tak szalenie po Picassowsku masywne. Może to dlatego, że w zbiorach polskich nie ma prac Picassa sprzed 1939 r. – mówi Anna Manicka. – Bardzo podobają mi się portrety Francoise Gilot, jak również jej następczyni, drugiej żony, Jacqueline Rocue. Jest na wystawie jej portret, na którym ma wyjątkowo piękną, długą szyję i śliczne włosy upięte w siateczkę, jaką nosiły kobiety w latach 50. ub.w. Fascynujące jest również hiszpańskie uzupełnienie części ceramicznej. Nasze talerze są fantastycznie unikatowe, natomiast nie wszyscy w Polsce zdają sobie sprawę z tego, że ceramika jest powielalna i że Picasso zrobił coś, co twórcy nazwali – to oczywiście oksymoron – autentyczną repliką. Mamy na wystawie różnego rodzaju hiszpańskie plakiety i dzbanki. Wśród nich takie, które musiały być długo używane przez okoliczną ludność. Ich kształt jest wyjątkowo stabilny i piękny. Nasza ceramika i ceramika hiszpańska są przemieszane ze sobą, oglądanie tego jest ogromną przyjemnością. Zwracam też uwagę na warsztacik litograficzny, który dzięki wyjaśnieniom pozwala zrozumieć, na czym właściwie polega litografia. 

– Przesłaniem tej wystawy jest w zasadzie myślenie o tym, dlaczego Picasso największym artystą był – mówi kuratorka. – Poza tym na wystawie jest wiele elementów edukacyjnych, rozbieramy na kawałki sposób myślenia Picassa. Brzmi to dosyć wstrząsająco, ale chodzi o to, że kilkukrotnie są ustawione w szeregach sekwencje, gdzie na początku jest praca prawie realistyczna, a potem stopniowo Picasso ją z tego realizmu odziera. Jest geometryzowana, sztywnieje, staje się inna, forma się zmienia i kończy się formą prawie kubistyczną. Zwracamy też uwagę na to, że Picasso jest artystą, który ma nową, własną koncepcję piękna – ta wywodzi się wprawdzie ze starożytności, ale on ją widzi przez swoje nowoczesne oko. Jest to coś fascynującego. 

Warszawska wystawa nie jest ani pierwszą, ani największą wystawą picassowską w Polsce. Wydaje się jednak, że ma szanse pobić wszelkie rekordy frekwencyjne. Została przygotowana dla uczczenia 50. rocznicy śmierci artysty, który zmarł w Mougins we Francji 25 października 1973 r. Została dofinansowana ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP, a patronat nad nią objęła Ambasada Hiszpanii w Polsce.

Jeśli po zobaczeniu wystawy ktoś będzie jeszcze czuł niedosyt Picassa, to jego kawałek znajdzie też wkrótce na innej wystawie czasowej w Muzeum Narodowym w Warszawie. Na wystawie „Arkadia”, której otwarcie jest przewidziane na 17 listopada, będzie można zobaczyć jeszcze jeden talerz i jedną grafikę Picassa z wariacją na temat „Śniadania na trawie” Édouarda Maneta. 


Na zdjęciu: warsztacik litograficzny na wystawie pozwala zrozumieć, na czym właściwie polega litografia, fot. Bartosz Bajerski

Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 43 (125) 28/10-03/11/2023