PRZEGLĄD PRASY. O podżeganiu i gaszeniu


Fot. wilnoteka.lt
Histeria albo lekceważenie – tak w skrócie można określić sposoby przedstawiania problematyki polsko-litewskiej w mediach. Gdy jedni pogrążają się w nacjonalistycznym amoku, w którym każda ze stron widzi tylko swoje racje i nie może się zatrzymać, inni popadają w drugą skrajność, bagatelizując lub negując istniejące bądź co bądź problemy.
Prym w przedstawianiu własnej wersji rzeczywistości wiedzie szef litewskiej "dyplomatni" Audronius Ažubalis. Gdy mniejszość polska co tydzień urządza akcje protestacyjne przeciwko posunięciom władz, gdy media aż dławią się niechęcią do wszystkiego, co polskie, gdy po latach znowu zostaje wyciągnięta na światło dzinne stara jak animozje polsko-litewskie piosenka nazistowskiego zespołu o zarzynaniu Polaków, gdy minister spraw zagranicznych Polski przyjeżdża do Wilna z kilkugodzinną wizytą, podczas której ignoruje swego litewskiego kolegę, to w tym samym czasie A. Ažubalis zapewnia dziennikarzy portalu lrytas.lt: „Stosunki między społeczeństwem polskim a litewskim są wspaniałe”. Nie "poprawne, znośne, normalne" (w niektórych sytuacjach nawet te epitety byłyby przesadzone) – ale "wspaniałe!"

Nieco bardziej umiarkowany optymizm wykazuje pani prezydent. Jednak ona też lubi prezentować mediom populistyczne laurki. W końcu czerwca głowa Litwy brała udział w szczycie przywódców państw europejskich w Brukseli, po zakończeniu którego odbyła krótkie spotkanie z premierem Polski Donaldem Tuskiem. Portal Delfi.lt, który miał w Brukseli swego specjalnego wysłannika, zrelacjonował spotkanie krótko i pogodnie: “Grybauskaitė cytuje Tuska: Nasze stosunki nie są tak złe, jak próbuje się je przedstawić”. W tekście parę krótkich wypowiedzi D. Grybauskaitė, na przykład: „On (Donald Tusk, przyp.red.) naprawdę zachęca do częstszych spotkań, do bardziej aktywnych kontaktów, by, cytuję: pokazać i udowodnić, że nasze stosunki nie są tak napięte, jak niektórzy próbują je przedstawić”.

Specjalny korespondent Delfi.lt najwyraźniej uznał za zbędne przedstawienie w tekście także opinii polskiego premiera. Zrobiły to, owszem, polskie media. Na podstawie ich doniesień rysuje się nieco inny obraz spotkania.

”Wymieniłem tylko kilka zdań z panią prezydent Dalią Grybauskaitė, że obu stronom, ale szczególnie Litwie, powinno zależeć na tym, aby nie pojawiały się tego typu sytuacje” tak premiera, komentującego antypolskie programy w telewizji litewskiej cytowała agencja PAP. Według agencji premier dodał także: “Trochę też się nauczyliśmy, jak powinno się budować relacje, które bywają skomplikowane historycznie i jak budować relacje między państwami o różnych potencjałach”.

Wypowiedź wyważona i dosyć ugodowa, ale akcentująca przede wszystkim problemy, które trzeba rozwiązywać, nie zaś, jak w wersji litewskiej, negująca je.

Dla zachowania niezbędnej w przyrodzie równowagi, póki jedni problemów nie dostrzegają, to inni je rozdmuchują. Ostatnio znów wysiliły się telewizje, bo trzeba coś robić, by latem ściągnąć publiczność przed ekrany.

Zamieszanie na szczeblu państwowym wywołała opublikowana na portalu Delfi.lt zapowiedź programu „Wydarzenia, które wstrząsnęły Litwą” („Įvykiai, sukrėtę Lietuvą”), emitowanego w telewizji LNK. Już sam tytuł anonsu internetowego zwalał z nóg: „A gdyby tak Litwin wystrzelał całą polską wieś?”.

Program miał opowiadać o tragedii sprzed lat, kiedy to 58-letni Leonard Zawistonowicz, Polak z Litwy, zastrzelił dziewięciu mieszkańców swojej wsi, którzy byli Litwinami. Biegli orzekli, że L. Zawistonowicz był niepoczytalny. Ale przecież rasowy dziennikarz powinien mieć wątpliwości i stawiać pytania. Autor programu Egidijus Knispelis postawił dobitne pytania wproste. ”Wszyscy zamordowani byli Litwinami, morderca - Polakiem... Jak to zrozumieć? Zbieg okoliczności? A być może to zaplanowany akt terroru przeciwko Litwinom i ich niepodległości?” - napisał w publikacji.

W artykule znalazło się więcej perełek. Na przykład fragment listu otwartego Związku Więźniów Politycznych i Zesłańców Republiki Litewskiej z okresu popełnienia przestępstwa: “Jest oczywiste, że Leonard Zawistonowicz jest zaślepionym nienawiścią etnicznym zabójcą. Tę nienawiść do wszystkiego rozpalają tzw. autonomiści, tj. kierownictwo AWPL i ZPL. Zwracamy również uwagę na to, że „styl” morderstwa we wsi Drawcze przypomina masakrę dokonaną przez Armię Krajową w Dubingiai i Miednikach”.

To już nie wolność słowa, to jakieś rozwolnienie! Insynuacje zawarte w publikacji wywołały nawet błyskawiczną reakcję polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych - ambasador Janusz Skolimowski spotkał się z litewskimi dyplomatami i prosił o interwencję. Która, oczywiście, nie nastąpiła. Zresztą, jak się okazało, nie była potrzebna.

Sam program bowiem był zaledwie mdłym cieniem swojej prowokacyjnej zapowiedzi. Miała być bomba, wyszło małe pyk, a raczej puknięcie. W samej audycji kwestię narodowościową poruszono tylko parę razy, ostrożnie, z daleka i nie jątrząc specjalnie. Wspomniano o niej tylko jako o jednym z wielu rozpatrywanych motywów zbrodni.

Daleka od wyważonej postawy była natomiast w swoim programie Rūta Grinevičiūtė-Janutienė, stara wilczyca dziennikarska, przez niektórych co prawda porównywana do samicy z rodziny psowatych. Rūta słynie z agresywnego dziennikarstwa – chodzi nie tylko o reporterską dociekliwość, ale też na przykład przerywanie rozmówcom w pół słowa, używanie obraźliwych epitetów i znieważanie bohaterów swoich programów. W jednym z odcinków programu autorskiego “Lato według Rūty” (“Vasara pagal Rūtą”) wzięła na celownik rejon solecznicki. Co prawda, reportaż przygotował inny dziennikarz, Rūta zaś błyskała eksperckimi komentarzami.

Reportaż ocieka wprost niebywałym cynizmem. Dowiadujemy się na przykład, że rodzicom, którzy oddają dzieci do przedszkoli i szkół litewskich, odbierane są zasiłki socjalne, a niektórym nawet…same dzieci! Jako świadkowie występują osoby, których już same lica wskazują na nadmierne zamiłowanie do alkoholu. Dziennikarze spekulują dramatami poszczególnych rodzin, próbując przekonać, że odebranie dzieci rodzicom-alkoholikom ma związek z niechęcią tychże rodziców wobec oddania potomstwa do polskiej szkoły. Rzekomo w ten właśnie sposób władze rejonu pouczają mieszkańców, nielojalnych wobec linii partyjnej AWPL.

I dalej w ten deseń. Na przykład, mieszkanka zarzuca pracownikom starostwa, że nie płacili jej zasiłków, bo oddała dziecko do litewskiego przedszkola. Pracownica zaprzecza – nie można wysnuwać takich wniosków z faktu, że raz czy dwa zasiłek został wypłacony z opóźnieniem. Komentarz lektora: „No, wreszcie się przyznali, że wstrzymują wypłatę świadczeń w ramach kary za nieposłuszeństwo”.

W roli ekspertów w programie występują… ach, to jest jak piękny sen nacjonalisty: panowie Garšva, Songaila, Maciejkianiec i Dailydka (ten od dzieciaczków z „Hitlerjugend”). Wszyscy w kupie! Mało tego, Kazimieras Garšva jako przykład bezeceństw wyprawianych przez Polaków, przytacza historię Katažyny Andruškevič! „Dziewczyna napisała na konkurs wypracowanie i teraz jest prześladowana. Włożyli jej pracę ze zdjęciem na wszystkie portale, a obok są przypisy: Nigdy ci tego nie zapomnimy”.

Program pani Rūta kończy dramatycznym okrzykiem: „Ojczyzna w niebezpieczeństwie!”. Całość można obejrzeć w Internecie, bo też żadne pióro nie odda wszystkich uroków tego wideomateriału. To nie marne pół minutki szarpania się z dwujęzyczną tabliczką. To ponad 40 minut mistrzowskiej manipulacji faktami.

Po dłuższym milczeniu odezwał się kolejny ekspert spraw antypolskich Anatolijus Lapinskas. W portalu Delfi.lt opublikował dramatyczny felieton pod tytułem “R. Sikorski opluł naszych europarlamentarzystów”. Domorosłemu komentatorowi politycznemu chodzi o brak reakcji szefa polskiej dyplomacji na list europosłów – Litwinów, w którym próbują przekonać go, że mniejszości narodowe na Litwie, w tym Polacy, nie mają problemów. Dlatego minister powinien przestać słuchać tych polskich prowokatorów, i otworzyć się na radosną, konstruktywną, szczerą współpracę z Litwą.

A on do tych rad się nie przychylił! „Zamiast tego znów wylewano brudy na Litwę, znów używano brutalnej retoryki ultimatum. Słowem, pan Sikorski plunął na naszych europosłów i dalej forsował swoją agresywną i konfliktową politykę” pisze A. Lapinskas.

Reszta felietonu to wybiórczo okrojone fakty, mające być odpowiedzią zarówno na pretensje mniejszości narodowych, jak i na oczekiwania władz Polski. Z wywodów publicysty wynika między innymi, że demonstracje przeciwko nowelizacji ustawy o oświacie nie są spontaniczną reakcją Polaków z Litwy, tylko szeroko zakrojoną, przemyślaną i odgórnie kierowaną akcją polskich władz. Zresztą, nie ma przeciwko czemu protestować, bo ustawa tak naprawdę pogarsza sytuację nie Polaków, a samych Litwinów.

„Być może, takie niezrozumienie ustawy wynika ze słabej znajomości litewskiego wśród polskich posłów na Sejm Litwy. W takim razie akurat powinni zachęcać do bardziej efektywnego nauczania języka litewskiego w szkołach, by w przyszłości taki casus się nie powtórzył. Ale gdzie tam!” – ubolewa A. Lapinskas.

Drogę do naprawienia stosunków autor felietonu, jak większość Litwinów, widzi w ataku. Otóż Litwa, zanim spełni jakiekolwiek żądania strony polskiej, powinna wysunąć swoje żądania, na przykład, by w urzędach państwowych w Sejnach znalazły się tabliczki informacyjne także po litewsku. „Owszem, to sposób w gruncie rzeczy absurdalny, ale taki właśnie model stosunków międzynarodowych zaproponowała Polska” – podsumowuje A. Lapinskas.

W sprawie niespełnionych żądań głos zabrał patriarcha litewskiej polityki Vytautas Landsbergis. W swoim komentarzu, zamieszczonym między innymi w dzienniku „Lietuvos žinios“, na portalach Alfa.lt i Delfi.lt, nawołuje do zgody i spokoju. Co prawda, wspominając list europosła Waldemara Tomaszewskiego i 26 innych, skierowany do przywódców Unii Europejskiej, V. Landsbergis nazywa go bzdurą.

Dalej jednak z właściwym sobie flegmatyzmem nawołuje do cierpliwości. „My przecież nic gwałtownego nie zrobiliśmy, prawda, w niektórych sprawach zwlekaliśmy. (...). Zwlekaliśmy z umożliwieniem nielitewskiej młodzieży lepszego opanowania języka państwowego bez dyskryminacji, ale i to zrobiliśmy. Odnajdziemy i linijkę w paszporcie, gdzie chętni wpiszą swoje nazwisko po norwesku, łotewsku czy po polsku. Nikt nie będzie wykrzykiwał, że mu się tego zabrania“. Pewnie. O co ten hałas? Czekali Polacy 20 lat, zaczekają jeszcze trochę. Cierpliwości.

„Zwykli Litwini i Polacy na Litwie – przecież większość z nich to normalni, lojalni obywatele – powinni kierować się krytycznym umysłem. Nie dawajmy się poszczuć, nie róbmy Bośni“.

Apel o układanie dobrych stosunków z Polską rozległ się nawet z gniazda antypolonizmu, czyli dziennika „Respublika”. Oczywiście, wizja tych dobrych stosunków też jest „respublikowska”, czyli nader osobliwa. Garścią genialnych pomysłów sypnął mianowicie w swoim felietonie niejaki Marius Kundrotas, przedstawiający się jako politolog.

W tekście „Polacy, Rosjanie, Litwini – zaklęci wrogowie?”, pisze: „Trwające przez wieki egzystencjalne walki Litwinów z Polakami i Rosjanami o prawo do istnienia nie skończyły się do dziś. Swoich przeciwników w tych narodach nieźle znamy: z jednej strony to Radosław Sikorski, z drugiej – cały reżim Dmitrija Miedwiediewa i Władimira Putina. Wewnątrz Litwy wodę mącą kohorty Waldemara Tomaszewskiego, Siergieja Dmitrijewa i Wiktora Bałakina. O wiele trudniej znaleźć przyjaciół, większość wątpi, czy to w ogóle możliwe. Obywatelsko, przyjaźnie nastawionych Polaków i Rosjan na Litwie niby nie brak, nie są tylko zorganizowani. A jak jest w krajach-ojczyznach tych narodów? Większość czytelników zapewne zainteresuje, a nawet zdziwi fakt, że tam tacy ludzie też istnieją”.

Początek brzmi optymistycznie. Kogóż ma na myśli pan Kundrotas, znękany trwającą przez wieki walką o życie, a mimo to nie tracący pozytywnego nastawienia wobec swoich ciemiężycieli – Polaków? W kim dopatrzył się potencjalnego przyjaciela i oparcia? Nie zgadniecie nawet za dziesiątym razem.

„Jeszcze w 1992 roku założona partia Samoobrony w pierwszym swoim programie pisze, że ze wschodnimi sąsiadami – Litwą, Białorusią i Ukrainą – konieczne jest ułożenie jak najlepszych stosunków. Według Samoobrony i jej przywódcy Andrzeja Leppera, w tym celu trzeba zapomnieć o historycznych ranach i wspólnie spoglądać w przyszłość. Wielu Litwinów, zwłaszcza z Wileńszczyzny albo Sejn, nawoływanie do zapomnienia wciąż jeszcze może ranić. Trzeba jednak podkreślić, że mówią to Polacy do Polaków. Czego sami byśmy nie myśleli czy czuli, musimy sobie uświadomić, że temu narodowi przez dziesięciolecia wbijano do głowy, że zachodnia Ukraina, zachodnia Białoruś i wschodnia Litwa to utracone polskie ziemie. By powiedzieć, że jest inaczej, potrzeba niemało dobrej woli, odwagi i determinacji”.

Pokrótce przedstawiwszy program Samoobrony, swój krótki wykład autor kończy pytaniem retorycznym: „Może dzisiaj, gdy zagrażają nam agresywne siły z Rosji i Polski, rozpoznamy tam swoich sprzymierzeńców?”.

Zapomniał wybitny politolog poinformować swoich czytelników, że Samoobrona raczej nie obroni ich przed agresywnymi polskimi siłami, bo w samej Polsce znaczy mniej niż zero. Od kilku lat praktycznie nie istnieje na polskiej scenie politycznej.

Owszem, był czas, kiedy A. Lepper był jednym z głównych bohaterów medialnych w Polsce. Czym zasłynął ten enfant terrible polskiej polityki? Najgłośniejszym (i właściwie końcowym) akordem jego kariery była słynna seksafera – polityk został oskarżony o przyjmowanie do pracy w zamian za usługi seksualne. Jego znak rozpoznawczy to awanturowanie się w sejmie, demonstracje, blokady dróg, a przede wszystkim niezliczone procesy sądowe, które mu wytaczano za skandale, pomówienia, lżenie organów państwa, podżeganie do użycia siły.

Poznał swój swego – reputacja autora artykułu w “Respublice” M. Kundrotasa również nie należy do najlepszych. Zdjęcia tego pana z wdzięcznie wyciągniętą ręką – w geście powitania nazistowskiego – swobodnie fruwają po Internecie. Publicysta jest bowiem stałym bywalcem marszów nazistowskich („Litwa dla Litwinów!”), demonstracji przeciw homoseksualistom i innym mniejszościom. Co gorsza, rzeczywiście jest politologiem. Obecnie doktoryzuje się na Uniwersytecie Wileńskim, w Instytucie Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych, co wystawia tragiczne świadectwo tej uczelni.

Wygląda jednak na to, że nie dojdzie do zjednoczenia tych osobliwych przedstawicieli obu narodów. Pan Marius znów obraził się na Polaków. Nie docenili jego wyciągniętej na zgodę ręki, a premier D. Tusk „nie utrzymał języka za zębami” i pouczał Litwinów, jak traktować mniejszości narodowe. Dlatego swój nowy felieton M. Kundrotas w całości poświęcił fatalnemu traktowaniu Litwy przez Polskę. Czyli wszystko wróciło do normy.

Komentarze

#1 Wlenski sie znowu pojawił -

Wlenski sie znowu pojawił - zeby kręcić .Ale prózne wysiłki Waści . Przed wyborami ataki szowinistów litewskich - nasilą się . Rządzący Litwą , akceptując ksenofobiczne ataki na Polaków- okazują sie ludzmi pozbawionymi honoru- tak jak człowiek gardzący słabszym - jest pozbawiony honoru, tak Litwini jako silniejsi - gardząc Polakami litewskimi jako słabszymi - sa pozbawieni honoru.
OBECNA LITWA DUSI SIĘ Z POWODU SZOWINIZMU LITEWSKIEGO - LITWA UCHODZI W EUROPIE ZA MAŁY, ZAKOMPLEKSIONY, NACJONALISTYCZNY KRAJ.

#2 do Piotr Skiba: Podpisuję się

do Piotr Skiba: Podpisuję się pod Pańskim postem nr 16 . Dodam , że gdyby nie ów "bunt" Żeligowskiego , dziś litewskich Polaków by praktycznie nie było. Wynarodowiono by ich tak samo jak Polaków z Laudy . Bunt Żeligowskiego był koniecznością historyczną , bo tego ówczesna Polska nie byłaby w stanie przetrawić.

#3 Ale to naprawdę nie jest wina

Ale to naprawdę nie jest wina Polski, że spora część osób mieszkających na obecnej wschodniej Litwie uległa polonizacji. Tym bardziej, że byli to także ludzie pochodzenia białoruskiego. To normalne, że w wielkim Państwie polsko-litewskim ludzie ciążyli do kultury, która stała na wyższym poziomie. A na takim stała kultura polska - głęboko osadzona w łacińskiej kulturze ówczesnej Europy. Mówić po polsku tzn. mówić w języku państwowym. Co więcej, już w momencie pierwszej Unii (w Krewie) duża część elit ówczesnej Litwy była zrutenizowana. To był efekt całkowicie bezprecedensowego w historii świata podboju rozległych ruskich ziem opuszczonych przez Mongołów i Tatarów przez małe ale agresywne Państwo Mendoga i później Giedymina. Czy to państwo (oczywiście nie państwo w nowożytnym znaczeniu) było litewskim państwem narodowym. Oczywiście nie. To właśnie m.in. dlatego elity litewskie tak łatwo rutenizowały się, a następnie polonizowały. Może gdyby nie ten podbój nie byłoby dziś problemów z Waszą historią - drodzy Bracia Litwini?? Na koniec - wracam do tzw. "buntu Żeligowskiego" z 1920 roku. Czy naprawdę można było wówczas oczekiwać, że rejon Wilna, gdzie ponad 60% mieszkańców myślało, mówiło i czuło po polsku pozostanie poza terytorium Polski? To byłaby dopiero niesprawiedliwość.

#4 Prosze pana to raczej w

Prosze pana to raczej w wilnie przed 1991r nie bylo slychac za duzo litewskiego jezyka. Polowa litwinow teraz mieszkajacych w wilnie przyjechali po 1991. Tak historycznie jestesmy tutaj przybyszami ale kto nas tutaj tak mocno kiedys chcial? Litwa nas chciala, dawala ziemie i podobnie. Otoz mojej rodziny korzenie siegaja 17 wieku i znam skad tutaj przybylismy i co tutaj robilismy, ta ziemia jest oblana nasza krwia i jest ona nasza. Tak ja Litwy nie kocham, kocham wilenszczyzne i Wilno. Za co mam kochac Litwe? Za traktowanie jako drugorzednego za nasmiewanie sie czy lituanizacje? Za co mam kochac wasza ta Litwe? Wyksztalcenie zdobylem za granica, nie mieszkam na Litwie od dluzszego czasu bo nie ma co tam robic boscie sami wy litwini ja okradliscie. Za co mam was szanowac?

#5 "warto dodac, ze w 1991 r.

"warto dodac, ze w 1991 r. tylko niewielka ilosc Polakow mowili po polsku"

Ciekawe bo w 1988 jak tam byłem to całkiem dobrze mówili także cała moja najbliższa rodzina !

#6 "W 1991 r. niebylo na Litwie

"W 1991 r. niebylo na Litwie ni jiednej ulicy oznakowanej po polsku, ni jiednej tabliczki z polską nazwą miejscowosci, "

a chwilę wcześniej to były chyba raczej po rosyjsku ?
a jak się adresowało pocztę chyba też po rosyjsku ?

#7 " z Polaków nie będzie jej

" z Polaków nie będzie jej kochał. "
No dobra jezheli nie kochaczie Lietuvos to mozhe pokochaczie Litwe. Trudno jezheli bendzheczie kochacz to do waszai wiedzy historicznai zhe polacy na Litwie sau pszibiszami. I nie ja to wymieszlinau taka jest historia.

#8 Obecna Lietuva jest

Obecna Lietuva jest przedłużeniem monotenicznej , totalitarnej LT Kowieńskiej.
Jest antyposka z założenia,prymitywna i mało atrakcyjna w wykonaniu polakożerców i szowinistycznych mediów, Dopóki nie stanie się PROPOLSKA i atrakcyjna nikt z Polaków nie będzie jej kochał. Miłość z przymusu nie istnieje biedny etatowcu darkartas , w naturalny sposób powstaje wtedy odraza i opór.
Wilniucy nie są masochistami, na ich przyjażń Lietuva musi sobie zasłuzyć.
Zapytaj się Tyrolczyka co myśli o swojej ojczyznie Italii, lub Katalończyka o Hiszpanii.

#9 Obecna Lietuva jest

Obecna Lietuva jest przedłużeniem monotenicznej , totalitarnej LT Kowieńskiej.
Jest antyposka z założenia,prymitywna i mało atrakcyjna w wykonaniu polakożerców i szowinistycznych mediów, Dopóki nie stanie się PROPOLSKA i atrakcyjna nikt z Polaków nie będzie jej kochał. Miłość z przymusu nie istnieje biedny etatowcu darkartas , w naturalny sposób powstaje wtedy odraza i opór.
Wilniucy nie są masochistami, na ich przyjażń Lietuva musi sobie zasłuzyć.
Zapytaj się Tyrolczyka co myśli o swojej ojczyznie Italii, lub Katalończyka o Hiszpanii.

#10 " uczyć swoich dzieci języka

" uczyć swoich dzieci języka i kultury narodowej i ekumenicznej - miłości do bliżniego jak do siebie samego, szacunki do innego człowieka, także słabego." dlemnie tu czegosz brakuje. A gzhie miloszcz dle ojczyzny Litwy? Niema? I ja jeszcze ras poprosze paniau zheczy nazywacz swoimi imienami to znaczy panskeii mowie kultura narodowa oznacza kulture Polskau ogulnau warszawskau.

#11 Wilenski , pamiętasz zięcia

Wilenski , pamiętasz zięcia Pani Profesor Lukszienė? idea Szkoły narodowej była wypromowana przez tą rodzinę. Pamiętsz jak trabione jakie to szkodliwe dzla litewskich dzieci uczenie się języków? A prywatnie, metodą szeptanej reklamy rozpowszechniano postawy separowania litewskich dzieciaków od ich słowiańskich rowiesników? oże jesteś zbyt młody by to pamiętać. Lecz możesz widzieć owocy, rezultaty tych postaw. Teraz odseparowani wyrosli na dwudziestoparulatków, wielu z nich bez nawyków do obcych języków musi pracować poza Litwą. A w ojczyżnie nie może znieść nielitwinów. Oni są łączeni, między innymi przez tego Mariusza Kóndrata, w wielkie zwarte grupy z marszu chorem wyłączające nielitwinów z Litwy. Podstawiające ruskie dziewczyny do ubliżania murzynkom; pod sądy z ruskimi sędziami za przejawy rasizmu i ksenofobie. Przecież to podleńkie. Gdzie tu ludzka godność, honor (orumas)? Polacy zgodnie z pierwotną koncepcją szkoły narodowej lecz bez patologicznych objaw separatystycznych i izolacjonalistycznych chcą uczyć swoich dzieci języka i kultury narodowej i ekumenicznej - miłości do bliżniego jak do siebie samego, szacunki do innego człowieka, także słabego.

#12 _to tylko i wylacznie wina

_to tylko i wylacznie wina Litwinow_

Na takiego typu logikę moze byc TYLKO JIEDNA odpowiedz Litwinow:

"to tylko i wylącznie wina Polakow"

Ja chcem "udowodnic" ze urzywając takiego typu logikę niema mozliwosci dojsc do porozumienia. Niema zainteresowania - niema porozumienia. Kazdy mowi o swoim, drugiego nie slyszy. Wszystko jiest jak najbardziej logiczne.

Jak mowilem, pięknie sobie radzę i z Litwinami i z Polakami i niechcem, tak jak większosc w tym forum, zeby na kazdym kroku bylo "to nasze, a to wasze". Spolna Litwa mnie bardziej podoba się, niz Litwa z "rezerwacjami" i "autonomijami" typu "nur für Polen".

#13 do wilenski ale

do wilenski
ale zakompleksiony jestes, wedlug ciebie dbanie o siebie to walka przeciwko kogos?! Polske Litwa obchodzi nie wiecej niz jakies inne sasiednie panstwo, a moze i mniej. To ze dzisiaj Litwa pryzkuwa uwage Polakow z PL to tylko i wylacznie wina Litwinow.
Nie rozumiem twojej pozycji i co ty chcesz udowodnic swoimi postami przesiaknietymi klamstwem.

#14 warto dodac, ze w 1991 r.

warto dodac, ze w 1991 r. tylko niewielka ilosc Polakow mowili po polsku

#15 _Litwini bezustannie atakują,

_Litwini bezustannie atakują, Polacy uporczywie bronią się_

Aha, mysz atakuje, słoń broni się :D

Pana pozycji nie podtwierdza ani jieden fakt.

W 1991 r. niebylo na Litwie ni jiednej ulicy oznakowanej po polsku, ni jiednej tabliczki z polską nazwą miejscowosci, polskie nazwiska w paszportach byly tylko po litewsku, no i, rzecz jasna, niebylo Polskiej Partii Nacjonalistycznej.

Więc kto atakuje ?

#16 Odwrotnie .Litwini

Odwrotnie .Litwini bezustannie atakują, Polacy uporczywie bronią się.

#17 Cos w rodzaju meczu

Cos w rodzaju meczu pilkarskiego - Polacy caly czas atakują, Litwa broni się. Polska prowadzi, Litwa nie poddaje się. Koniec tego meczu daleko.

#18 Wielkie dzięki Małgorzato za

Wielkie dzięki Małgorzato za kolejny wyśmienity felieton! Czekamy na więcej!

Pozdrawiam

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.