"Kamienie na szaniec": emocje i kontrowersje


Kadr z filmu "Kamienie na szaniec", fot. lenkukultura.lt
W ramach XIV Tygodnia Filmu Polskiego w Wilnie widzowie będą mogli obejrzeć film “Kamienie na szaniec” w reżyserii Roberta Glińskiego. Niewątpliwie jest to obraz, który w Polsce w ostatnim roku wzbudził wielkie emocje i bardzo silne kontrowersje. Reżyser Robert Gliński przeniósł na ekran kultową książkę Aleksandra Kamińskiego pod tym samym tytułem. Miała to być druga ekranizacja książki. Wcześniejszą, pod tytułem “Akcja pod Arsenałem”, w 1977 roku bardzo sugestywnie zrealizował Jan Łomnicki. Jeszcze przed oficjalną premierą filmu R. Glińskiego część środowisk harcerskich i kombatanckich wyraźnie zdystansowała się do filmu. W dniu oficjalnej premiery najbardziej krytyczne środowiska urządziły społeczną akcję pod hasłem: "Tylko świnie siedzą w kinie".
W oficjalnym oświadczeniu Komendy Szczepu 23. Warszawskich Drużyn Harcerskich i Zuchowych "Pomarańczarnia" oraz Harcerskiej Fundacji Pomarańczarni - macierzystego szczepu "Zośki", "Rudego" i "Alka", bohaterów książki Aleksandra Kamińskiego oraz filmu, pojawia się taka uwaga: "...filmu zdecydowanie antyharcerskiego i antyakowskiego, zwalczającego etos, w istocie wyjmującego "kamienie z szańca", filmu będącego według niektórych opinii zręczną manipulacją, filmu przekraczającego granice wolności artystycznej, nakręconego i promowanego w złej wierze".

Marek Frąckowiak, jeden z działaczy ZHR, współtwórca Porozumienia Niezależnych Środowisk i Organizacji Harcerskich określił film "paszkwilem" na Szare Szeregi i AK. Ta opinia została przyjęta z dużym zrozumieniem. Co więcej, Wojciech Feleszko, właściciel praw autorskich do książki i potomek Aleksandra Kamińskiego oraz prof. Grzegorz Nowik, konsultant historyczny filmu, zażądali ostatecznie wycofania swoich nazwisk z napisów końcowych, bo w procesie twórczym totalnie zostały zignorowane ich opinie i posiadana wiedza. Niestety, na emocjonalną dyskusję o filmie nałożyły się też polskie podziały polityczne, które totalnie rozbijały merytoryczny sens dyskusji o nowej ekranizacji "Kamieni na szaniec", a wręcz sprowadzały ją do zwyczajowego już polskiego "mordobicia" politycznego.

Czym od zawsze dla Polaków i Polski była książka Aleksandra Kamińskiego "Kamienie na szaniec"? Była kultową, niepowtarzalną lekturą, na której wychowywały się kolejne pokolenia Polaków. To jeden z najbardziej nośnych elementów edukacji patriotycznej Polaków, i to od roku 1943, kiedy książka powstała, przez cały okres PRL-u, a potem i czasów transformacji ustrojowej. Aleksander Kamiński był niekwestionowanym autorytetem pedagogicznym. I ta książka – jak rzadko która – przemawiała do wyobraźni Palaków, kształtowała ich myślenie i przeżywanie świata, konstruowała postawy. Była powszechną lekturą obowiązkową, emitowała kod, który był odczytywany i rozpoznawany przez kolejne pokolenia. Oczywiście, łatwiej jednak było, gdy żyli jeszcze bohaterowie tamtych czasów, a potem ich dzieci czy nawet wnukowie. Dla wielu prawnuków, ten kod stał się już mniej czytelny i często - mniej ważny.

Stąd zrozumiała mogła być intencja reżysera Roberta Glińskiego, że: "Kamienie na szaniec" to film dla współczesnego widza. Nie ma tu pomnikowych bohaterów - są żywi ludzie. Wspaniałe postaci, z którymi mimo upływu czasu może identyfikować się młode pokolenie. Współczesny odbiorca ma szansę w "Rudym", "Alku" i "Zośce" znaleźć osoby bliskie sobie. Oni też chcieli zwyczajnie żyć, rozwijać swoje pasje, cieszyć się młodością, przyjaźnić się, kochać. Wkraczają jednak w dorosłość w niezwykle dramatycznych czasach, które stawiają ich przed wyborem-przetrwać za wszelką cenę czy przyłączyć się do walczących o wolną Ojczyznę, ryzykując wszystko?"

Te racje "odbrązawiania papierowych postaci" mogły przekonywać, ale sposób przełożenia tych racji w obrazie filmowym okazał się nie tylko nieprzekonywujący, ale wręcz obraźliwy i obrazoburczy.

Hm. Ewa Borkowska-Pastwa, przewodnicząca ZHR-u, także przedstawiła swój komentarz do filmu. "Film choć artystycznie ciekawy, w istocie nie jest "ekranizacją jednej z najsłynniejszych książek XX wieku", lecz bardzo autorską wizją tamtych wydarzeń, nie oddającą ani prawdy historycznej, ani, co ważniejsze, przesłania, jakie ta lektura niosła przez lata" - stwierdziła przewodnicząca. W oświadczeniu harcerze Pomarańczarni napisali jeszcze: "Film przedstawia "Zośkę", "Rudego", "Alka" i ich towarzyszy z Grup Szturmowych Szarych Szeregów jako słabo zorganizowane grono zbuntowanych młodych ludzi, lekceważących podstawowe zasady konspiracji, podejmujących chaotyczne i nieprzemyślane działania, ludzi skonfliktowanych ze światem dorosłych". 

Te oficjalne opinie harcerskich środowisk wzmacnia dr Ewa Piotrowska-Hoffmann z PAN. "Film "Kamienie na szaniec", choć wbija w fotel i nie brak mu artystycznej wartości, nie jest opowieścią o bohaterach, których znamy z tekstu Kamińskiego i z przekazów historycznych. Jest obrazem o jakiejś grupie nieco nieodpowiedzialnych, szczeniackich młodych ludzi, wbrew faktom skonfliktowanych (jak w przypadku filmowego Zośki) ze swoimi rodzicami, którzy wrzuceni przez historię w otchłań okupacji, próbują się w niej odnaleźć - walczyć. Akcje małego sabotażu ukazane są wszak jak rodzaj spontanicznej, nieodpowiedzialnej przygody (Kamiński tymczasem podkreśla, ze wawerska robota wolna była od skazy chaotyczności czy przypadkowości, a samowola i niesubordynacja były ostro piętnowane)”.

Zarzutów, które zgłosiły środowiska harcerskie i kombatanckie, a także wielu recenzentów i krytyków, było więcej. Dotyczyły one m.in. całkowitego braku przedstawienia źródeł motywacji, decyzji i działań podejmowanych przez bohaterów filmu, które wynikały z systemu wychowawczego harcerstwa, zbudowanego na służbie i braterstwie, fałszywego obrazu relacji młodych bohaterów z rodzicami i przełożonymi, eksponującego jedynie bunt i kwestionowanie decyzji starszych. Inny zarzut dotyczył totalnego zniekształcania, wręcz przekłamania postaci legendarnych i znanych, np. informacji na temat hm. Stanisława Broniewskiego "Orszy". Oczywiście w "nowoczesnym" filmie, jaki chyba koniecznie chciał stworzyć R. Gliński, nie mogło zabraknąć scen erotycznych ani wątku genderowego…

Robert Gliński w odpowiedzi pisał: "Uważam, że bardzo starannie pokazałem realia okupacji, a wszystkie motywy i postawy bohaterów są prawdziwe i udokumentowane. (...) Opowieść filmowa jest skrócona, ale prawdziwa. Takie są wymogi dużego ekranu".

Zaraz potem jednak prof. Grzegorz Nowik, osoba uchodząca za jeden z największych polskich autorytetów w badaniach nad historią Szarych Szeregów, poprosił o usunięcie jego nazwiska jako konsultanta historycznego z czołówki filmu. "Z uwagi na to, że tak mało zostało uwzględnionych moich uwag - zgłoszonych do scenariusza (konsultowanego przeze mnie), uwag odnoszących się do przedstawionych w filmie wydarzeń, faktów, wypowiedzi, realiów, języka, wreszcie atmosfery wychowawczej harcerstwa – Szarych Szeregów, przede wszystkim zaś postaw ludzi i sensu walki prowadzonej w podziemiu przez Armię Krajową; a także z powodu kompozycji wielu scen i ich sekwencji (co całkowicie pozostawało poza zakresem wykonywanej przeze mnie pracy i na co nie miałem żadnego wpływu), nie mogę tego aprobować jako historyk a jednocześnie instruktor harcerski. Pozostaje to w sprzeczności z moją wiedzą o epoce, ruchu harcerskim oraz Polskim Państwie Podziemnym i dlatego uprzejmie proszę Pana, jako producenta filmu, o usunięcie mojego nazwiska – jako konsultanta historycznego – z czołówki filmu."

Film nie zbierał jedynie negatywnych opinii. Miał bardzo wielu zwolenników, a prowadzone dyskusje i spory były wyjątkowo zażarte. To też po części oczywiście nagłośniło film i skierowało do kin wielu zdezorientowanych widzów. Gremialnie też szły do kin wycieczki szkolne. Przecież "Kamienie na szaniec" – to wciąż lektura szkolna, również na Litwie. W Wilnie na ten film równiez pójdą wycieczki szkolne. Przed ekranami usadowią się szeregi harcerzy, może nawet w mundurach.

Film można obejrzeć, ale jeśli już, to jednak z ogromną refleksją. Na Litwie znajomość historii Szeregów Szeregów jest znikoma. Tego nie ma w programach szkolnych, ani w podręcznikach. Co więcej, warto pamiętać, że tu Armia Krajowa jest traktowana jako armia okupacyjna… i taka oficjalna wersja powinna (zgodnie z programem szkolnym i oficjalną interpretacją) być przedstawiana uczniom. Dobrze, jeśli równolegle znajdzie się polska wersja interpretacji historii, ale pewności nie ma, bo to zależy wyłącznie od odwagi, rozeznania i chęci nauczycieli. Tym bardziej więc na wychowawców szkolnych, instruktorów harcerskich, na samą młodzież spada obowiązek refleksji, przemyśleń, dyskusji i ponownego (albo pierwszego) przeczytania "Kamieni na szaniec" autorstwa Aleksandra Kamińskiego. Skonfrontowania oryginału książkowego z wersją filmową.

Osobnym wątkiem jest ocena poziomu artystycznego produkcji Roberta Glińskiego. Nie wdając się w szczegóły, wystarczy powiedzieć, że film nie zakwalifikował się do Konkursu Głównego tegorocznego Festiwalu Filmowego w Gdyni, co przy bardzo niskiej ocenie całego Konkursu (zobacz naszą relację) jest wymownym świadectwem opinii środowiska filmowego.

Komentarze

#1 Kontrowersje o których mowa w

Kontrowersje o których mowa w artykule powyżej to taki film może wzbudzać jedynie u ludzi którzy mylą filmy fabularne z dokumentalnymi . Niestety wciąż jest grono osób które nie rozumieją , że film fabularny to coś zupełnie innego niż film dokumentalny .

#2 Bardzo dobry film wojenny ,

Bardzo dobry film wojenny , szczególnie dla młodzieży od lat 15 do 115 .

#3 W tych filmach wojennych

W tych filmach wojennych polskich zawsze sa te same bledy:
- jak jedza przy stole to zawsze jest to zupa z kawalkiem chleba w rekach
- na ogol Polscy przywodcy zawsze sa w skorach czy garniturach
- Polki zawsze po fryzjerze w najmodniejszych kreacjach
-nigdy nikt nie przeklina.
Co za bzdura!

Sposób wyświetlania komentarzy

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zachowaj ustawienia", by wprowadzić zmiany.